●4●
Ból przeszywający moją głowę wzdłuż i wszerz był nie do wytrzymania. Powoli otworzyłam oczy. Chciałam przetrzeć je ręką, jednak tą coś blokowało. To samo z drugą. I nogami. Warknęłam z frustracji, gdy przypomniałam sobie, co się wcześniej wydarzyło. Postać w masce. To ona mnie porwała, byłam tego pewna.
- Nie ma się co złościć księżniczko, i tak nic nie zdziałasz - usłyszałam ten sam zmodulowany głos. Podniosłam głowę. Przede mną stało to coś. Nadal miało na sobie maskę. Pomyślałam, że nie będę uległa i nie odezwę się ani słowem do tajemniczej postaci. Ta za to złapała w dłoń ukrytą pod czarną rękawicą jakiś pilot i nacisnęła jeden z guzików, znajdujących się na nim. Po chwili metalowy stół na którym leżałam i do którego byłam przypięta zaczął się pochylać w stronę tego kogoś. Lekko spanikowałam, jak postać pochyliła, albowiem jej maskę i moją twarz dzieliły teraz centymetry. Wyciągnęła swoją dłoń i przyłożyła mi do głowy. Poczułam przeszywające mnie chłód i strach. Nagle przed oczami zobaczyłam coś, czego nie widziałam jeszcze nigdy. Jednak nie mogłam się temu przyjrzeć, bo obrazy przelatywały coraz szybciej.
- Dość! - wrzasnęłam i otworzyłam oczy. Dopiero teraz się zorientowałam, że w ogóle je zamknęła. Postać gwałtownie wyprostowała się i odeszła na sporą odległość, co nie powiem, ucieszyło mnie. Jednak panika z powrotem mnie ogarnęła, gdy ta wzięła do ręki dziwny przedmiot i nacisnęła jakiś guzik, po czym wysunęły się z niego trzy, świecące ostrza. Mam bardzo podobny przedmiot - pomyślałam. Postać zaczęła rozwalać wszystko, co się wokół nas znajdowało. Na ścianach pojawiły się nadpalone, czarne smugi. Takie same jak przy spalonym domu.
Gdy postać się już uspokoiła, bez dotykania niczego otworzyła drzwi. Zanim się zamknęły, usłyszałam jeszcze zmodulowany głos.
- Róbcie z nią co chcecie. - Do pomieszczenia weszło dwóch żołnierzy, dokładnie takich samych, jakich widziałam na Naboo - planecie, której mieszkałam. Podeszli do mnie.
- Powiedz nam coś o sobie, chętnie posłuchamy - powiedział jeden z nich. Co dziwne poczułam niepokój. Ten sam zbliżył się jeszcze bardziej. - Nie chcesz gadać? Nic nie szkodzi, po takim ścierwie jak ty i tak nikt nie będzie płakał - pochylił się nade mną i złapał za moją koszulkę. Powoli, naderwał ją od góry, robiąc coraz większą dziurę. Wiedziałam, jak to się skończy. Z moich oczu poleciały łzy. Nagle poleciał na ścianę znajdującą się naprzeciwko mnie.
- O nie, za to pożałujesz. - Zza pleców wyciągnął blaster i strzelił mi w to samo udo, w które byłam ranna wcześniej. Krzyknęłam .
***
Kylo
Wyszedłem z jej celi. Widziałem w jej oczach, że się mnie bała. Ale o to mi przecież chodziło, prawda? Aby wszyscy się mnie bali. Miałem być postrachem całej galaktyki. To był mój cel.
Powiedziałem szturmowcom, aby robili z nią co chcą. W głębi duszy wolałem, żeby nawet na nią nie patrzyli, ale co innego miałem zrobić? Przemyślenia przerwał mi głośny krzyk, potęgowany przez Moc, jej Moc, która była wyczuwalna z daleka. To był JEJ krzyk.
Pobiegłem z powrotem do celi. Gdy wszedłem, zobaczyłem, że jeden szturmowiec stoi na środku pomieszczenia, a drugi leży pod ścianą z blasterem w ręce. Spojrzałem na dziewczynę. Po jej policzkach spływały łzy, a po prawej nodze - krew, dużo krwi. Na dodatek zauważyłem, ze dekolt jej bluzki, którego wcześniej nie było, jest jedną wielką dziurą. Gdy uświadomiłem sobie, że drugi szturmowiec próbował się do niej dobierać, wpadłem w szał. Włączyłem Miecz Świetlny i zabiłem ich obu. Szybkim krokiem podszedłem do dziewczyny. Płakała, a ja byłem kurewsko zły. Nie powinna płakać. Nie powinna cierpieć. Pieprzona Moc.
Dziewczyna miała dwie otwarte rany - jedną, po postrzale teraz, i drugą - po postrzale w lesie. Widziałem strach w jej oczach. Ból musiał być niemiłosierny. Ona się do cholery wykrwawiała! Mocą odblokowałem jej dłonie oraz nogi, po czym wziąłem ją na ręce i wybiegłem z celi. Kierowałem się do mojego skrzydła. Po drodze uśpiłem ją mocą, aby nie cierpiała. Wreszcie dotarłem. Położyłem ją na swoim łóżku. Zanim wszedłem poprosiłem droida medycznego o bandaże i coś do odkażania ran. Po chwili odebrałem od niego potrzebne rzeczy i usiadłem obok niej. Zabrałem się do czyszczenia rany. Musiałem rozerwać jej spodnie - nie mogłem ich zdjąć, ponieważ przez krew przylepiły się do skóry. Czemu nie zabrałem jej do części szpitalnej? Bo nie chciałem, aby ktokolwiek znowu zrobił jej jakąkolwiek krzywdę.
Gdy skończyłem, założyłem jej jedne z moich spodni dresowych. Były na nią o wiele za duże. Gdy ją niosłem, zauważyłem, że jest bardzo lekka. Była o wiele niższa i drobniejsza ode mnie. Dopiero teraz odetchnąłem. Dziewczyna spała spokojnie. Naszło nie na przemyślenia. Czemu ja się tak bardzo martwiłem się o zwykłe ścierwo Ruchu Oporu?! Bo nim nie jest? Bo jesteście tacy sami? Bo Moc tego chce? - usłyszałem w swojej głowie. Tak. Moc. To ona kierowała całym moim życiem. To ona wybrała ją.
***
Hejka! Tak, wiem, to już drugi dzisiaj ale spokojnie, nie będę was już dziś katować 😂 Pomyślałam, że skoro nie ma szkoły a wy tak aktywnie czytacie tą książkę to zrobię wam mały prezent 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro