Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

●3●

- Regina! - krzyknęłam i podbiegłam do kobiety. Leżała w kałuży krwi, a z jej brzucha wydobywała się krwistoczerwona ciecz. Co dziwne, nigdzie nie widziałam żadnego ostrego narzędzia które mogło wywołać jej taką krzywdę. - Nie zostawiaj mnie, sama sobie nie poradzę! - złapałam jej twarz w dłonie i popatrzyłam spanikowanym wzrokiem w jej gasnące oczy.

- Musisz, jesteś już duża - powiedziała zachrypniętym głosem. Podniosła rękę i pogłaskała mnie po policzku. - Nie traćmy czasu, i tak mi go dużo nie zostało - praktycznie wyszeptała. - Znajdź odpowiedni kamień na brzegu strumyka. Będziesz wiedziała, o który chodzi. Zdaj się na przeczucie. Weź to, co pod nim znajdziesz. Następnie idź do miasta i znajdź transport na D'Qar i odszukaj bazę Ruchu Oporu. Znajdź Leję. Musisz... - nie dokończyła, bo jej powieki opadły. Wzięła jeszcze dwa wdechy, a potem... nic. Chciałam ją podnieść i przenieść w inne miejsce, ale jej ciało zniknęło. Została tylko beżowa szata.

Wstałam i rozejrzałam się. Regina powiedziała, abym znalazła kamień, który jest nad strumykiem. Zeszłam po schodkach. Mówiła coś o przeczuciu lub intuicji, nie pamiętałam do końca. Zamknęłam oczy i skupiłam się. Na początku nie działo się zupełnie nic, jednak po chwili w ciemności zobaczyłam podłużny przedmiot, znajdujący się lekko pod ziemią. Odwróciłam się tak, by był centralnie przede mną i uchyliłam powieki. To coś znajdowało się pod dużym kamieniem. Podeszłam do niego i naparłam na niego z całej siły, lecz ledwie drgnął. Robiłam tak kilka razy, puki nie przesunął się na tyle, że zauważyłam pod nim szkatułkę. Uklękłam i odgarnęłam ziemię wokół niej. Powoli ją wyjęłam i postawiłam na kamieniu obok. Była większa, niż z początku mi się wydawało. Otworzyłam ją powoli, a w środku ujrzałam metalowy, podłużny przedmiot z jednym przyciskiem. Gdy wzięłam go do ręki, poczułam niesamowite wibracje, zupełnie jakby żył i chciał mi coś pokazać. Wstałam i nacisnęłam guzik. Przede mną pojawiło się dziwne, niebieskie światło oraz cichy syk, które wydobywały się z tego właśnie przedmiotu. Pomachałam nim kilka razy w powietrzu i stwierdziłam, że idealnie nadaje się do walki. Z powrotem go wyłączyłam i schowałam do wewnętrznej kieszeni beżowej szaty, podobnej do tej, którą miała na sobie Regina. Zajrzałam jeszcze raz do szkatułki, w której znalazłam sporą ilość pieniędzy. Je również schowałam tak, by na pewno nie wypadły.

Wróciłam na wzgórze i wzięłam koszyk w którym znajdowały się kupione przeze mnie rzeczy. To co się zmieściło, schowałam do kieszeni - niestety były to tylko żyletki. Uznałam, że przynajmniej będę miała się czym bronić. Resztę wzięłam w rękę i poszłam w stronę dróżki leśnej, prowadzącej do miasta. Czułam, że Regina miała racje. Tu nadal nie było bezpiecznie, a ona zginęła aby mnie chronić.

***

Weszłam do baru i rozejrzałam się. Było tu mnóstwo stworzeń. Podeszłam do barmana i spytałam, czy wie, komu mogłabym zapłacić za lot. Ten wskazał na młodego chłopaka, siedzącego przy najbardziej oddalonym stoliku. Bez wahania podeszłam do niego i postawiłam sprawę jasno.

- Słyszałam, że wynajmujesz statek - powiedziałam. Gdy spojrzał się na mnie dziwnie, dodałam. - Mam pieniądze.

- To zależy, gdzie chcesz lecieć - oznajmił.

- D'Qar - odpowiedziałam.

- Czy ty sobie zdajesz sprawę jak to jest daleko? - zapytał jakby z wyrzutem.

- Mam pieniądze - powtórzyłam i pokazałam wszystko co miałam.

- Dobra, starczy. Mój statek jest niedaleko... - nie dokończył, bo przerwał nam krzyk.

- Wszyscy nie ruszać się!

***

Biegłam najszybciej, jak tylko mogłam. Mijałam zaaferowanych ludzi i żołnierzy w białych strojach. Tak naprawdę nikt mi nie powiedział, że mam uciekać. Po prostu to czułam.

Nie dokończyłam rozmowy z chłopakiem, bo do baru weszła wysoka postać, ubrana cała na czarno, z maską w tym samym kolorze. Działałam instynktownie. Wybiegłam drugim wyjściem, nie oglądając się za siebie.

Biegłam przez las, przeskakując przez napotkane przeszkody. Nie zatrzymywałam się, wiedziałam, że nie mogłam. Co gorsze słyszałam, że gonią mnie. Byli coraz bliżej, a było ich dużo. Strzelali, ale nie trafiali. Aż do momentu, gdy poczułam silny ból w prawym udzie. Z krzykiem upadłam na ziemię i zamknęłam oczy, sycząc. Gdy z powrotem je otworzyłam, nade mną pochylała się postać w masce.

- I warto było tak uciekać? - zapytała, a ja straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro