●11●
Punkt dziesiąta wyszłam z łazienki. Po ciężkim treningu postanowiłam wziąć gorąca kąpiel, aby nie czuć później zbyt mocno skutków porządnego wysiłku, do którego nie byłam przyzwyczajona. W samym ręczniku położyłam się na łóżko, patrząc w sufit i myśląc. Zastanawiał mnie mój mistrz, a dokładniej jego zachowanie. Na początku był dla mnie zimny i ostry, lecz praktycznie chwilę później zmienił swoje podejście do mnie. Nie znałam się na ludziach, bo nie znałam ich wielu, jednak wydało mi się to odrobinę dziwne. Skąd ta zmiana?
Gdy moje ciało już wyschło, a włosy były tylko wilgotne, zdjęłam z siebie ręcznik, wyjęłam czystą bieliznę i postanowiłam założyć na sobie coś innego. Nie zamierzałam bowiem chodzić do końca dnia w przepoconym ubraniu. Założyłam czarne, krótkie, jeansowe shorty i bluzkę na ramiączka, oczywiście w tym samym kolorze. Po chwili przemyśleń z komody wyciągnęłam również zwykłą, nierozpinaną bluzę z kapturem, która okazała się być na mnie za duża. Nie przejęta tym faktem spojrzałam na zegar, który wskazywał dziesiątą trzydzieści. Postanowiłam, że zanim przyjdzie po mnie mistrz, utnę sobie regeneracyjną drzemkę.
Ze snu wzbudziło mnie pukanie do drzwi. Z zaciekawieniem otworzyłam je i zobaczyłam rudowłosego mężczyznę, który był niższy od mojego nauczyciela o zaledwie kilka centymetrów. Od razu zwróciłam uwagę na jego idealnie wyprasowany mundur, na którym nie było ani jednego zagięcia.
- Coś się stało? - zapytałam lekko speszona intensywnością jego spojrzenia i spuściłam wzrok na swoje bose stopy.
- Kylo poprosił mnie, abym zaprowadził Cię na obiad i dotrzymał ci w tym czasie towarzystwa - odparł z uśmiechem. Muszę przyznać, że wyglądał troszkę uroczo.
- Emm, a kim jest ten Kylo o którym mówisz? Nie słyszałam o takiej osobie... - zawstydziłam się swoją niewiedzą, ponieważ chyba chodziło o coś ważnego.
- Chodziło mi o twojego mistrza - podarapał się po karku.
- A, tak jasne... Mogę dostać jeszcze pięć minut? - zapytałam.
- Oczywiście, będę tu na ciebie czekał. - Po tych słowach zamknęłam drzwi. Wyciągnęłam z komody trampki i czym prędzej wsunęłam je na stopy. Gdy wyszłam przed pokój, chłopak rzeczywiście dalej tam stał. Na razie jako jedyny nie próbował mnie zabić, dlatego uznałam to za dobry znak i z większym zaufaniem ruszyłam za nim.
****
To.... Ten.... Eee.... Żyję?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro