●1●
Zanurzyłam w niej dłoń i przymknęłam oczy. Była chłodna, ale przyjemna. Poczułam w niej niesamowite wibracje, zupełnie jakby żyła. Wibracje zaczęły się nasilać, pojawiając się wszędzie. Czułam je. Były w orzeźwiającym powietrzu, zielonych liściach, jasnych kamieniach, ale przede wszystkim czułam je w wodzie, w której zanurzyłam rękę. Nagle coś zobaczyłam. Obraz jaki miałam przed oczami nie był już zwykłą czernią, spowodowaną zamknięciem powiek. W tej ciemności zaczęło się coś kształtować. Czułam chłód, ale jednocześnie spokój. Byłam coraz bliżej...
- Clarito, dlaczego tak długo to trwa?! - usłyszałam, co wyrwało mnie z transu.
- Przepraszam, już idę - odpowiedziałam i wstałam. Zanurzyłam wiadro w strumyku i po chwili się napełniło. Po kamiennych schodkach wróciłam do domu, który stał na najwyższym wzgórzu w okolicy. Nie był duży, jednak spokojnie wystarczał na pomieszczenie dwóch osób. Zbudowany był w większości z hebanowego drewna, które uwielbiałam.
- Co tam robiłaś, Clarie? - zapytała starsza kobieta, odbierając ode mnie wiadro z krystalicznie czystą wodą.
- Zapatrzyłam się na las - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. To co zdarzyło się przed chwilą było dla mnie dziwne i nie chciałam na razie opowiadać o tym kobiecie. Mimo, że jej ufałam, uznałam że to nie jest rzecz którą powinna się interesować.
Regina była surowa, ale o mnie dbała, wiedziałam, że jej na mnie zależy. Niełatwo jest wychować cudze dziecko - tego jestem pewna. Nie mam rodziców albo ich nie pamiętam. Z opowiadań kobiety wiem tylko, że znalazła mnie w lesie. Usłyszała mój płacz i dostrzegła mnie w ogromnym drzewie - a raczej w jego wnętrzu. Odtąd się mną opiekuje. Mam już 17 lat. Wiem, że Regina nie będzie żyła wiecznie. Ale boję się wylecieć poza planetę, której jeszcze nigdy nie opuściłam.
- Idę się przejść po lesie - powiedziałam.
- Dobrze, tylko wróć przed zachodem słońca. Wiesz, że nocą robi się niebezpiecznie - zakomunikowała. - Poza tym jutro proszę, abyś poszła do miasta kupić dla mnie kilka rzeczy.
- Oczywiście, wrócę niedługo - pożegnałam ją i wyszłam.
Szłam i myślałam o moim życiu. Nie wiedzieć czemu, Regina prawie na nic mi nie pozwalała. Nie mogłam chodzić do normalnej szkoły, tylko uczyłam się w domu. Nie mogłam mieć żadnych znajomych. Byłam odcięta od społeczeństwa, a nieznajomych widywałam tylko gdy raz na jakiś czas chodziłam na targ w mieście, aby kupić kilka potrzebnych rzeczy.
Przystanęłam i usiadłam na jednym z większych kamieni i skrzyżowałam na nim nogi. Chwilę patrzyłam na odległe jezioro, a potem zamknęłam oczy. Poczułam jednocześnie rozczarowanie, ale i ulgę gdy nie zadziało się to co wcześniej. Podniosłam się z kamienia i ruszyłam w drogę powrotną. Nie wiem czemu, ale po dzisiejszym zdarzeniu nad strumykiem, poczułam jakby coś się zmieniło. Obudziło do życia, po latach uśpienia. Jednak pozostawało jedno pytanie: Co to dokładnie było?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro