Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Sympatia"

Tego poranka Lovino naprawdę nie chciał wstawać. Naciągnął kołdrę na głowę i udawał, że go nie ma. Może jak zacznie liczyć owce to ponownie powróci do krainy snów?
Niestety (jak można było się spodziewć), ktoś w bardzo skuteczny sposób mu przeszkadzał, dlatego też już po paru minutach Włoch stał przy drzwiach, gotowy na pójście na śniadanie. W ręcę trzymał klucze, które obracał na palcu.
- Antonio! - krzyknął bursztynooki, którego cierpliwość właśnie się skończyła - Na początku sam mówisz, że się ślimaczę, a to ja muszę na ciebie teraz czekać!
- Poczekaj jeszcze chwilę! - mówił Toni - Buty już ubieram - dodał cicho.
Chwila ta trwała minutę, podczas której Lovino zastanawiał się dlaczego nie zostawi Hiszpana, a on sam nie pójdzie sam na to cholerne śniadanie. Szybko sobie jednak odpowiedział.
A no tak. Antonio wzbudził w nim sympatię. Dla brązowowłosego trochę dziwne było to, że towarzystwo niedawno poznanego Hiszpana bardziej mu pasowało i odpowiadało, niż osób, które często znał prawie całe życie. To definitywie było bardzo niepokojace.
- Już możemy iść - powiedział Antonii, podchodząc do zamyślonego Lovino - Przestraszyłem cię? - dodał po chwili, widząc, że niższy lekko podskoczył.
- Nie - odpowiedział, podając zielonookiemu klucz.
Wspólnie wyszli z pokoju. Ciemnowłosy zamknął drzwi, po czym udali się na stołówkę. W sumie podczas tych wszystkich dni znaleźni kilka wspólnych tematów: uwielbiali dobre jedzenie, mieli denerwujace rodzeństwo i Antonio, tak samo jak Lovino, czasami pogrywał na gitarze. Hiszpan nazywał się królem obozowych piosenek przy ognisku, ponieważ znał trzy akordy. Ciemowłosy za to mógł poczuć sie doceniony faktem, że bursztynooki pokazał mu zdjęcie swojego kota. Był on biały w czarne oraz brązowe łaty. Nie miał więcej niż półtora roku. Jak później zdradził mu Vargas - ten zwierzak wabił się Cerber, Lovino jednak pieszczotliwie nazywał go Cerberek.
Gdy tylko podeszli pod drzwi stołówki ich drogi się rozeszły - był to ich taki rytuał. Włoch udał się oczywiście do swojego brata, a Antonio do swoich przyjaciół.
- Hej Feli - mruknął Lovino, podchodząc do brązowookiego.
- Hej Lovino! - odpowiedział radośnie Felicjano. Jakim cudem miał on taki dobry humor i tyle energii rano? Ta tajemnica chyba nigdy nie zostanie odkryta.
Jak co ranek zaczeli rozmawiać o mało ważnych rzeczach. Młodszy w większości przypadków mówił, a Lovino w ciszy go słuchał i czasami, okazjonalnie potkakiwał.
Nagle ich pogawętka została "brutalnie" przerwana.
- Witaj Felicjano - powiedział chłopak, podchodząc do Włocha.
Był on bardzo wysoki oraz umięśniony. Jego oczy były w niebieskim kolorze. Blond włosy zaczesane miał do tyłu. Ubrany był w czarną bluzkę na krótki rękaw oraz spodnie z motywem moro z wielona kieszeniami. Na szyji zawieszony miał nieśmiertelnik.
Włochowi przypominał on kogoś, jednak bursztynooki nie pamiętał dokładnie kogo.
Nagle Felicjano nagle jakby zapomniał o swoim rodzonym bracie i zaczął rozmawiać z niebieskookim.
W tym momencie Lovino poczuł się jak piąte koło u wozu. W sumie to jedyne co teraz mógł robić to patrzenie z zawiścią na pozostałą dwójkę. Pewnie był to jeden ze współlokatorów. Wywnioskował to po tym, że bardzo dobrze się dogadywali.
Blondyn na pierwszy rzut oka wydawał się odpowiedzialny, inteligentny, poważny oraz wysportowany (wskazywała na to jego dobrze zbudowana sylwetka).
- To mój brat - powiedział po kilkunastu minutach Felicjano do wyższego chłopaka, przypominając sobie o istnieniu swojego ukochanego brata.
Vargas podniósł wzrok z nad talerza z jedzeniem.
- Jestem Ludwig - przywitał się blondyn.
- Lovino - mruknął delikatnie zdenerwowany Włoch.
Co można powiedzieć? Nienawiść od pierwszego wejrzenia.
Po wypowiedzi Vargasa nastąpiła nie zręczna cisza, a atmosfera zrobiła się strasznie napięta.
- To... - zaczął Felicjano, chcąc przerwać niekonfortową sytuację.
- Dzień dobry obozowicze! - jednak zostało mu to udaremnione przez oganizatorkę, która jak zawsze na śniadaniu mówiła plan na dzień. - Dzisiaj odbywać się będą zajęcia sportowe! - powiedziała entuzjastycznie.
Odpowiedź ze strony uczestników była dość zróżnicowana: można było usłyszeć krzyki radości oraz pomruki niezadowolenia.
- Będzie nauka strzelania z łuku i kuszy, spływ kajakowy oraz mini zawody w siatkówce. Dokładny plan zajęć znajduję się na drzwiach od stołówki. Dziekuję za uwagę! - powiedziała, po czym zniknęła obozowiczom z oczu.
W tym też momencie głowa Lovino, w geście załamania, uderzyła całą siłą o stół. Pozostali przy stole spojrzeli na niego nievo zaniepokojeni. Brat, który ma kolegę niezbyt sympatycznego, wkurzajacy współlokator oraz dodatkowo zajęcia sportowe, których Włoch wręcz nie cierpiał. Czy może być jeszcze gorzej?
Oczywiście, że może.

°~•●•~°

Lovino patrzył na listę zajęć. Szczerze teraz nie za bardzo go obchodziło, kto na jakie pójdzie, bo jako że nie jest wielkim fanem odpoczynku aktywnego, nie będzie się zbyt przykładać do powierzonych zadań. Więc musiał się posłużyć innym kryterium: czy czynność, której sie nauczy przyda się mu w przyszłym życiu oraz jak bardzo wysiłkowe będzie to zajęcie.
Tak więc spływ kajakowy od razu odpadł: prawdopodobnie Włoch już nigdy więcej nie użyje tej umiejętności, a po za tym była ta aktywność potrzebuje dużej wytrwałości.
Myśl o zawodach siatkówki również nie przpadła mu do gustu. Powód? Po pierwsze: Lovino nigdy w nią nie grał i nie chciał się ośmieszyć. Po drugie: nie uśmiechało mu sie rozmawiać z ludźmi z drużyny.
W takim razie jedynym wyborem była nauka strzelania z łuku.
Zbiórkę mieli za dziesięć minut, więc powolnym krokiem zmierzał w stronę lasu, na którego obrzeżach miały odbywać się zajęcia.
- Lovi! - usłyszał za sobą.
Tylko jedna osoba po mimo licznych uwag zmiękczała jego imię.
- Po pierwsze: nie zmiękczaj mojego imienia - nie lubię tego, po drugie: co ty do cholery tutaj robisz? - spytał "uprzejmnie", widząc zielonookiego.
- Chciałem cię tylko spytać na co idziesz - powiedział Antonio, uśmiechając się radośnie.
- Na strzelanie z łuku - odpowiedział. Włochowi wydawało się przez chwilę, że Hiszpan wygląda na smutnego lub zawiedzionego.
- Ja na spływ kajakowy - dodał po chwili Toni - Chodź, odprowadzę cię.
Lovino nie protestował. Można by powiedzieć, że nawet polubił towarzystwo Hiszpana. Był on denerwujący przez większość czasu, ale również miły, sympatyczny, pomocny oraz przyjazny. Szczerze to Lovino trochę zazdrościł jego dziewczynie, którą był pewien, że Antonio ma. Bo przecież jak można nie zakochać się w tak miłym idiocie? Oczywiste było, że nie ma osoby, która oparłaby się jego urokowi. Jednak zawsze musi być wyjatek. Takim odejściem od reguły był Lovino.
- Czemu idziesz na strzelanie z łuku? - spytał po chwili Toni.
- Nie przepadam za sportem - odpowiedział zgodnie z prawdą Włoch.
- Ale grałeś przecież w piłkę nożną!
- Już nie lubię sportu - wysyczał przez zęby i zacisnął dłonie w pięści.
Byli już niedaleko celu, więc Lovino, aby uniknąć nieprzyjemnych pytań ze strony Hiszpana, przyśmieszył kroku.
- Dalej pójdę sam - powiedział, a Antonio widział już tylko jego plecy. Hiszpan za nim nie poszedł, tylko chwilę na niego popatrzył, po czym się odwrócił i poszedł na swoje miejsce zbiórki.
M

oże i Lovino trochę żałował swojego zachowania, ale i tak się do tego nie przyzna.
Kiedy przyszedł na skraj lasu czekało już kilka osób. Patrząc po posturach ich ciał, większość z nich, podobnie jak Włoch, wybrało to zajęcie ze względu na mały wysiłek. Dziwne było to, że nie było tu jego brata, który najchętniej to przespałby cały dzień.
- Dzień dobry - po chwili odezwała się kobieta, która każdego ranka mówiła plany na nadchodzacy dzień - Dzisiaj będziemy uczyć się strzelać z łuku i kusz. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić!
W sumie nie było aż tak źle. Lovino dość szybko zrozumiał jak strzelać, jednak ani razu nie trafił w środek tarczy. Można nawet powiedzieć, że dobrze się bawił, jednak nawet to nie poprawiło jego samopoczucia. W sumie najbardziej zły był na siebie, za to jak potraktował Antonio - nie miał on pojęcia o czym nie rozmawiać z Włochem, a bursztynooki nie powinnien go za to winić.
Po skończonych zajęciach, powolnym krokiem i ze spuszczoną głową, wracał do pokoju.
Cicho otworzył drzwi. W pomieszczeniu ujrzał Francisa, Gilberta oraz Toniego, czyli widok do którego zdążył się już przyzwyczaić. Jedna rzecz tylko zaskoczyła Włocha: czerwonooki miał różowe włosy. Lovino nie wiedział, kto to zrobił, jednak chciał poznać tę osobę i jej podziękować.
Bursztynooki wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni i zrobił mu zdjęcie.
Dopiero, gdy usłyszeli dźwięk robionej fotografii, trójka chłopaków odwróciła się w stronę brązowowłosego.
- Ej! - krzyknął Gilbert, gdy zorientował się komu i dlaczego Lovino zrobił zdjęcie.
- Dla potomności - powiedział Włoch.
- Mówiłeś, że nikt nie zauważy - mruknął z wyrzutem różowowłosy (bo białowłosym nazwać już go nie można) do Hiszpana.
Vargas nie przysłuchiwał się ich rozmowie, tylko z rezygnacją położył się na łóżku i zaczął słuchać muzyki na słuchawkach. Nie zwracali na niego uwagi i tak było dobrze.
Po kilku minutach, Lovino przestał myśleć ile oni już tutaj są lub która jest godzina - pochłonęły go rozmyślenia.
Wyciągnął go z nich dopiero Antonio, który usiał na podłodzę, koło łóżka Włocha.
- Czego? - spytał opryskliwie młodszy.
- Nic - odpowiedział Hiszpan.
Lovino rozejrzał się po pokoju - nie było śladu po psiapsiółeczkach Antoniego.
- Chcesz trochę? - spytał zielonooki, nie zwracając uwagi na chamskie zachowanie Lovino i  podał mu otwartą paczkę z żelkami.
- Jasne - powiedział już milej Włoch, biorąc garstkę słodyczy.
W odpowiedzi Toni się uśmiechnął.
"Ten dzień nie był aż taki zły" - pomyślał bursztynooki, patrząc na twarz współlokatora.

Gdy to wstawiam jest jeszcze sobota, więc się nie spóźniłam,
Ale i tak chciałabym przeprosić was za tak późne wstawienie rozdziału.

Mam nadzieję, że spodobał się wam on.

Do zobaczenia w kolejnych częściach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro