"Poker i różowe włosy"
- Z powodów wysokich temperatur wszystkie dzisiejsze zajecia obozowe zostały odwołane - powiedziała organizatorka - Pamietajcie, aby chodzić w czapce oraz pić dużo wody! - dodała pod koniec.
I właśnie dlatego pewien Hiszpan i Włoch siedzieli w pokoju, próbując unikać okrutnych promieni słońca. Leżeli oni na podłodze, mając nadzieje, że bedzie tam chłodniej niż na łóżku. Oczywiście mieli tygodniowy zapas wody, jednak i tak bali się, że podczas tych upałów on im nie wystarczy i zaczną się Igrzyska Śmierci. A przynajmniej tak uważał Lovino, który, choć przystosowany był do wysokich temeratur, teraz uważał, że zaraz sie roztopi. Jednak on w przeciwienstwie do pewnego osobnika cierpiał w ciszy.
- Kiedy to się skończy?! - mówił co chwile Antonio, dla którego panująca temaratura, również nie była zbyt przyjemna.
- Słuchaj, - powiedział po chwili Włoch - jakby padał deszcz lub byłoby zimno to też byś narzekał, więc się przymknij, bo twoje marudzenie nic nie zmieni, a ty tylko marnujesz tlen.
Oprocz upału, doświadczali oni jeszcze jednej, przeokropnej rzeczy - nudy. Oczywiście Hiszpan bardzo dosadnie chciał przekazać to całemu swiatu, zaczynając od Lovina.
- Nudzi mi się - mruknął.
Niższy tylko przewrócił oczami.
- Zawsze możesz iść do swoich psiapsiółeczek - odpowiedział.
- Ale na dworze jest za gorącooo - dodał smutno, przeciągając ostatnie słowo.
Przez chwile w pokoju panowała cisza, podczas której każdy z chłopaków zastanawiał się co powiedzieć.
- Mam talię kart. Jak chcesz możemy zagrać w pokera - powiedział Lovino, siadajac na podłodzę.
Słysząc te słowa, Antonio również sie podniosł.
- Umiesz grać w pokera? - dopytał Włoch, szykajac w torbie kart.
Lovino nie zdawał sobie sprawy, że jest zdolny do takiego poświęcenia: wstania z wygodnego miejsca, po czym grzebania w walizce, szykajac małego, papierowago opakowania. A to tylko, aby jego współlokator się nie nudził.
Odpowiedział mu radosny uśmiech na twarzy wyższego.
Vargas zaczął tasować karty w dłoniach. Tak naprawdę potrafił grać w każdą karcianą grę. Kiedyś, w wieku czternastu lat, strasznie lubił pogrywać w pokera czy makao. Często tworzył zakłady ze znajomymi. Nie były one jakoś strasznie duże, bo albo dawali słodycze albo drobniaki, jednak Lovino zawsze wspominał te rozgrywki z uśmiechem na ustach.
- Bez zakładów to troche nudno - powiedział Włoch, trzymając karty w dłoniach.
Hiszpan poczatkowo zdawał się nie rozumieć słów chłopaka i po prostu patrzył się na niego.
- Dawaj coś na zakład! - krzyknął Lovino, czując na sobie wzok zielonookiego.
Po tych słowach niższy położył między nimi tabliczkę mlecznej czekolady, która przez wysokie temperatury się delikatnie rozuściła. Jednak dla osób, które uwielbiają ten przysmak, nie miało to zbyt dużego znaczenia. Dorzucił jeszcze do tego paczkę chipsów.
Antonio, nie chcąc pozostać dłużnym, dorzucił dwie paczki żelków.
Po tym ruchu, Włoch zaczął rozdawać karty. Hiszpan szybko je chwycił i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Miał Siódemke, Ósemke, Dziewiątke, Dziesiątke oraz Waleta kier. Chociaż w sumie, mówi się, że głupi zawsze ma szczęście.
Hiszpan spojrzał na Lovino - wymienił dwie karty. Ha! Antonio go przejrzał. Włoch tak naprawdę ukrywa to, że ma słabe karty i tylko zgrywa opanowanego i spokojnego. Niewiele myśląc, wyższy odkrył swoje karty, kładąc je między nimi.
- Poker - powiedział pewien siebie - Wygrałem! - dodał unosząc głowę.
W odpowiedzi Lovino popatrzył tylko z politowaniem na współlokatora.
- Poker królewski - uśmiechnął się i położył karty. As, Król, Dama pik oraz Walet i Dziesiątka trefl - Ha!
- Oszukujesz! - oburzył się Antoni - Gramy jeszcze raz! - zarządził.
- Ja wcale nie... - Lovino chciał dokończyć swoja wypowiedź, jednak po chwili uznał, że i tak Hiszpan nie zmieni swojego zdania.
Tym razem to zielonooki tasował karty - chciał mieć pewność, że w tej rozgrywce obędzie się bez domniemanych nieczystych zagrywek. Gdy Antonio upewnił się, że karty zostały porządnie wymieszane, rozdał je. Ciemnowłosy przypatrywał się każdemu ruchowi Lovino, uważając czy przypadkiem nie oszukuje. Włoch wziął w ręce karty i zaczął się im przyglądać. Tak samo postąpił Toni. Tak naprawdę nie miał niczego. Jedynym sensownym rozwiązaniem byłaby wymiania. Chciał jednak najpierw zobaczyć co zrobi Lovino. I musiał powiedzieć, że ten do perfekcji opanował poker face - z jego twarzy nie można było wyczytać absolutnie nic. Włoch doskonale czuł na sobie wzrok Toniego i walczył z chęcią przywalenia mu w tę pustą głowę. Lovino jeszcze raz spojrzał na swoje karty. Nie były one najlepsze, jednak lepsze to niż nic. Położył trzy na podłogę.
- Wymieniam - powiedział, sięgając trzy górne karty ze stosu.
Poczynienie te zauważył Antonio, który z swojej talii wyciągnął ósemkę kier oraz piątkę trefl.
- Też wymieniam - powiedział.
Szczęście mu dopisywało. Miał teraz jedną damę pik oraz karo, co dawało mu Parę. Oczywiście, że mógł już odkryć swoje karty, jednak chciał zobaczyć ruch Lovino. Włoch popatrzył na Hiszpana z przebiegłym uśmieszkiem.
- Dwie pary - powiedział, pokazując króla i dwójkę trefl, króla karo oraz dwójkę pik.
- To nie sprawiedliwe! - powiedział Antonii, wyciągajac swoje karty.
Reakcja Hiszpana na przegraną odrobinę, ale tak naprwadę odrobinę, rozśmieszyła Włocha. Może nawet się cicho zaśmiał.
- Gramy jeszcze raz! - krzyknął Hiszpan, niszcząc przy tym uszy Lovino.
Prawdopodobnie zaczeliby kolejną turę, gdyby nie ktoś, kto z ogromną siłą otworzył drzwi.
- Toni! - krzyknął Francis - Musisz iść coś zobaczyć!
- Jest czterdzieści stopni, nigdzie nie idę - odpowiedział Hiszpan.
- Chodzi o Gilberta - Francuz nawet nie krył swojego rozbawienia.
- Co mu zrobiłeś? - spytał z udawaną powagą.
- Ja nic - odpowiedział blondyn - No chodź, musisz to zobaczyć! - Niebieskooki zaczął ciągnąć Hiszpana w stronę wyjścia.
- Zaraz wracam! - krzyknął na wychodne Antonio do Lovino.
- To co się stało? - spytał zielonooki, gdy szli do domku gdzie zamieszkiwał białowłosy.
- Jakby ci to powiedzieć... - zaczął niebieskooki - ten widok zmieni twoje życie - Po tych słowach, w teatralnym geście otworzył drzwi od pokoju Gilberta.
W sumie domek ten nie różnił się praktycznie niczym od tego Antonia, jednak miał on trzy łóżka.
- Możecie uciszyć swojego kolegę? Żyć się z nim nie da - mruknął chłopak. Przed przyjściem Hiszpana oraz Francuza pochłonięty był książką, a odgłos otwieranych drzwi skutecznie rozproszył jego uwagę. Był on niski - mniejwięcej wzrostu Lovino. Włosy odcieniu blondu miał lekko roztrzepane. Zielone oczy patrzyły na Francisa i Toniego z lekkim zdenerwowaniem. Chłopacy nie mogli ocenić czy było to spowodowane kształtem oka czy realnym gniewem. Oprócz tego jegomościa w pokoju chyba nikogo nie było.
- Gdzie Gilbert? - spytał Francus, patrząc na blondyna.
Ten w odpowiedzi wskazał tylko na łazienkę i wrócił po czytania.
- Gilbert - rzekł Hiszpan, pukając w drzwi - Otwieraj! Chcę wiedzieć z czego śmieje się Francis - dodał po chwili.
- Nie! - usłyszał stłumiony głos - Nie ma mowy, że wyjdę tak do ludzi! - krzyknął czerwooki.
Hiszpan jeszcze bardziej zaintrygowany zaczął walić w drzwi, co spotkało się z dysaprobatą blondyna, który co chwilę podnosił wzrok z nad powieści, pilnując czy przypadkiem pozostała dwójka nie rozwala mu pokoju.
- Gilbert - zaczął w końcu Toni - Policzę do trzech. Jeśli w tym czasie nie otworzsz drzwi, to wyjmiemy je z zawiasów.
Słowa te spowodobały niewielkie przerażenie na współlokatorze czerwonookiego.
- Raz - powiedział Hiszpan, jednak nie doczekał się żadnej reakcji ze strony albinosa - Dwa - dalej nic - Trz...
- Dobra, już dobra! - krzyknął Gilbert, otwierając drzwi.
Wyglądał dość normalnie. Ubrany miał T-shirt z nazwą ulubionego zespołu rockowego, krótkie ciemne spodnie oraz nieśmiertelnik, z którym nigdy się nie roztawał. Na głowie miał tylko zielony ręcznik.
- Jeszcze się nie zmyło? - spytał prześmiewczo Francis.
- Ha ha ha - zaśmiał się cynicznie albinos.
- Powie mi ktoś wreszcie co tu się dzieje? - mruknął latynos.
- Nic - odparł Gilbert.
W tym zamym czasie Francuz zerwał chłopakowi ręcznik z głowy. Na początku na twarzy Antoniego malowało się lekkie zszkolowanie jednak po chwili wybuchł śmiechem.
- Kto cię tak urządził? - powiedział rozśmieszony zielonooki.
Co wzbudziło taką reakcję Hiszpana? Gilbert był albinosem, a co za tym idzie: miał strasznie jasną skórę oraz włosy, a tęczówki posiadały kwisty odcień. Ponad to zawsze używał najmocniejszego kremu z filtrem, aby później nie wyglądać jak pomidor po wyjściu na słońce. Zwyke ubierał się w ciemne ubrania, dlatego ani Francis, ani Toni nigdy nie spodziewali się zobaczyć go w różanych włosach. Aż do dzisiaj. Nie był on mocny, można śmiało powiedzieć, że był pastelowy, jednak różowy zawsze pozostanie różowym.
- Wczoraj, gdy byliśmy na tym kursie pierwszej pomocy, Gilbert poznał dziewczynę. Miała na imię Alis, Lisa, Elza - jakoś tak - mówił Francis.
- Eliz - poprawił go Gilbert.
- I oni tak delikatnie sie tam pokłócili - kontynuował blondyn. Na słowo "delikatnie" Hiszpan spojrzał na przyjaciela, dobrze wiedzac, że przymiotnik ten nie do końca dobrze określał tą sprzeczkę - i ogólnie ona obiecała mu zemstę. A zemsta ta objawiła się różowymi włosami - dokończył, tłumiąc śmiech.
- Prawdopodobnie to Roderich ją tu wpuścił, a ta dodała mi barwnika do szamponu - powiedział obrażony Gilbert - Zdrajca jeden. A ja przestałem być dla niego złośliwy! Widzicie jak się mi odwdzięczył? Próbowałem już zmyć to cholertwo, ale się nie da. Jedyny plus jest taki, że cały kolor ma zejść po trzech-czterech dniach. W sumie kilka dni bez wychodzenia z pokoju dobrze mi zrobi.
Pozostała dwójka spojrzała na niego z politowaniem.
- Ty serio myślisz, że pozowolimy ci siedzieć w pokoju prawie tydzień? - spytał Francis, nie oczekując odpowiedzi.
- Dokładnie! Jestem pewien, że nikt tego niezauważy! - dodał optomistycznie Toni.
W sumie takie rzeczy nie były dla nich nowością. Kiedyś na przykład Toni przegrał zakład i musiał pomalować paznokcie na filoletowo. Niestety później okazało się, że żadna dziewczyna nie była w posiadaniu zmywacza do paznokci lub nie chciała dać go Hiszpanowi, dlatego kolor utrzymywał się kilka dni. Ale przecież prawdziwemu mężczyźnie we wszystkim ładnie.
Przyjaciele nawet nie zauważyli, gdy ich rozmowa zeszła na lżejsze tematy. Toni bardzo lubił towarzystwo Francisa oraz Gilberta. Mocno im również ufał, dlatego nie mieli przed sobą praktycznie żadnych tajemnic.
- Będę musiał już iść - rzekł Antoni, gdy zauważył zachód słońca za oknem. Po powiedzeniu tego wstał, po czym udał się do wyjścia.
Pozostała dwójka spojrzała tylko na siebie. Chcieli jeszcze coś powiedzieć, jednak Toni wyszedł już z domku. Podczas spotkania z przyjaciółmi przypomniał sobie o bardzo ważnej sprawie: w pokerze stracił swoje słodyczę. Prawdopodobnie gdy wróci do pokoju, Lovino nie będzie miał już ochoty z nim grać, a co za tym idzie: brak rewanżu, gdzie mógłby odzyskać swoje przekąski. Co więc mu pozostało? Pogodzić się ze stratą...
- Wróciłem! - krzyknął Toni, gdy wszedł do pokoju.
Lovino mu nie odpowiedział. Powodem tego były słuchawki na jego uszach, na których słuchał muzyki lub po prostu chciał mieć powód na ignorowanie innych ludzi. W sumie każda z tych opcji pasowała do Włocha.
Bursztynooki leżał na swoim łóżku i z lekko przymkniętymi oczami wpatrywał się w sufit, który nagle musiał zrobić się strasznie interesujący.
Antonio postanowił uczynić to samo - z gracją słonia położył się na materacu.
Nagle coś przykuło jego wzrok i spojrzał na swoja szafkę nocną. Leżały tam jego dwie paczki żelków oraz czekolanda i chipsy Lovino. Antonio lekko się zdziwił. Wszystko jednak sprostowała mała karteczka z odręcznym napisem: "I tak nie lubię słodyczy".
Hej wszystkim!
Mam krótkie ogłoszenie parafialne:
Serdecznie zapraszam na profil __bluberry__, która tworzy artbooka! Moi zdaniem cudownie rysuje :3
Dobra, na dzisiaj to tyle.
Widzimy sie w kolejnym rozdziale!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro