"Jego uśmiech"
- Lovino - odezwał się Antonio - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że przychodzą tutaj Gilbert i Francis wieczorem?
- Nie? - odpowiedział Włoch, unosząc wzrok z nad lektury - Niby kiedy mi to mówiłeś?
- Rano - odpowiedział - Przed śniadaniem.
- Debilu! - krzyknął Lovino - Powinieneś wiedzieć, że ja do dziesiatej jestem praktycznie nieżywy!
Gdyby nie to, że historia zawarta w książce bardzo zainteresowała Vargasa, to właśnie w tej chwili pięćset stron w twardej okładce leciałaby w stonę hiszpańskiej głowy.
Antonio tylko dziękował w myślach siłą wyższym, że Lovino lubi czytać. A o kryminały dba niczym jak o swoje dzieci.
- To mogą przyjść? - spytał ponownie Toni.
- Jasne - odpowiedział - A za ile mają tu być? - dopytał.
- Zaraz - stwiwrdził zielonooki, patrząc na zegarek.
- Czyli? - dopytał.
I w tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły, a Lovino już wiedział, że nie ma szans na ucieczkę.
- Cześć Toni! - krzyknął Gilbert.
Lovino dziwił się, że osoby w jego otoczeniu jeszcze słyszą. Musiał być to w pewnym rodzaju fenomen naukowy.
- Salut Toni - powiedział Francis.
Przynajmniej on szanuje bębenki uszne innych.
Ale Włoch i tak go nie lubił.
Francuz oraz Niemiec, nie mówiąc już nic więcej, podeszli do Hiszpana.
Bursztynooki zaś przymrużył oczy, próbujac się uspokoić, po czym wrócił do czytania ksiażki.
Szkoda tylko, że nie chciało mu się szukać słuchawek, a rozmowy trójki przyjacioł do cichych nie należały.
- Możecie się odrobinę uciszyć? - syknął przez zęby Włoch tak, że każdy wyczułby w tych słowach szczerą nienawiść.
- Inteligentne rozmowy ci przeszkadzają? - odpyskował mu Gilbert.
Lovino przewrócił tylko oczami i już otworzył usta w celu odpowiedzienia dobrej riposty, jednak przerwał mu pewien hiszpański głos.
- Może się do nas przyłaczysz? - zaproponował Antonio.
- Co? - powiedzieli w tym samym czasie Włoch oraz Niemiec.
- Przecież nie spędzisz całego życia na czytaniu książek - dodał Francis.
Lovino popatrzył na niego jak na debila, którym z resztą był.
- A żebyś wiedział, że spedzę - powiedział.
- Lovino - rzekł smutnym głosem Hiszpan.
Czemu on musiał wzbudzać we Włochu litość?
- Jezu... - mruknął cicho bursztynooki - Niech wam już będzie.
Zaczął iść w ich stronę. Rzucił, trzymaną w ręcę książkę na łóżko. Niestety, źle okreslił odległość i egzemplarz, zamiast trafić na miękki materac, z dość mocną siłą uderzył w ścianę przy akompaniamencie przeraźliwie głośniego huku.
Lovino przeklnął pod nosem i odwrócił głowę, chcąc sprawdzcić jakie szkody narobiła jego książka. Na całe szczęście nie było nawet małej dziurki w ścianie.
W tym zamym czasie trójka przyjaciół zaczęła dziękować siłą wyższym za to, że niższy nie postanowił w nich rzucić lekturą. Przynajmniej zapamiętają, że nie warto denerwować Lovino gdy ten czyta ponad pięćset stronicową książkę. No chybą, że chcą odwiedzić szpital ze złamanym nosem lub rozciętą głową.
- Jeśli mogę spytać - zaczął Vargas - O co dokładnie pokłóciłeś się z dziewczyną, która dodała ci barwnika do szamponu? - spytał.
To nie tak, że nie ufał Feliksowi, ale po prostu blondyn czasami podkoloryzowywał swoje opowieści, a po za tym bursztynooki wolał mieć informację z pierwszej ręki.
- Cóż - zaczął Gilbert - już pierwszego dnia do mnie podeszła i zagadała. Mówiła coś typu: czemu się nie odzywałeś i takie tam głupoty, których nie rozumialem. I ją zignorowałem - Albionos historię tę mówił lekko lekceważąco - Gdy były zajęcia z pierwszej pomocy to się założyliśmy o to komu pójdzie lepiej i oczywiście zagilbisty ja wygrałem.
- Wcale nie - wtracił się Francis - Przegrałeś po całości, a później zacząłeś jej wmawiać, że ty jesteś lepszy. I się dziewczyna wkurzyła. W sumie nie dziwię się jej - Francuz zakończył swoją wypowiedź.
- Pff! Wcale tak nie było - wyśmiał go czerwooki, który przez wypowiedź blondyna stracił trochę pewności siebie.
Na twarzy Lovino pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Skoro mamy konflikt to mogę się jej o to zapytać, bo ją znam. Chociaż po co chodzić, lepiej zadzwonię - powiedział brązowowłosy, wyciągając telefon z kieszeni.
Każda chwila do ukpokorzenia Gilberta jest dobra.
- Nie musisz tego robić - powiedział Niemiec, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- A co? Boisz się? - zadrwił Vargas.
Albionos kultularnie nie odpowiedział.
Lovino zadzwonil do Elizabeth, której numer dostał od Feliksa, podczas jednej z rozmów.
- Hej Loviś! - dotarł do niego ze słuchawki znamy głos, a słysząc zdrobnienie swojego imienia przewrocił tylko oczami - dobrze wiedział, że ta dziewczyna zawsze postawi na swoim. Nawet jakby musiała użyć patelni.
- Hej Eliz - odpowiedział - Po pierwsze: jesteś na głośnomowiacym i słyszą cię Antonii, Gilbert i Francis.
- Brat Isabel, debil i zboczeniec - dodała, co spotkało sie z oburzonym wzrokiem przyjaciół.
- Kontynujac - rzekł Włoch - po drugie: dziękuję ci za pofarbowanie włosów Gilberta. Miałem się chociaż z czego śmiać.
- Też jesteś tu na obozie czy Feliks ci pokazał? - spytała.
- To i to - odpowiedział.
- Jak to możliwe, że wcześniej cię tu nie zauważyłam?
- Mogę powiedzieć to samo - odparł.
- Musimy się spotkać - powiedziała - Tylko nie dzisiaj, bo mam w planach babski wieczór - rzekła brązowowłosa.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie: dlaczego pofarbowałaś Gilbertowi włosy?
- Bo zasłużył - odpowiedziała szybko.
- Sprecyzuj - poprosił Lovino, dobrze wiedząc, że może to rozpocząć długą wypowiedź Elizy, która nie będzie szczędzić niekultulatnych słow.
- Poszłam na ten kurs pierwszej pomocy i tam był ten debil. Już pomijajac to, że mnie nie pamietał, bo w sumie myślał, że jestem facetem, ale to już, kurwa, nie ważne, bo sama to myślałam. Założyliśmy się kto jest bardziej wysportowany, sielniejszy i takie tam. Jak możesz się domyśleć - wygrałam, ale oczywiscie pan "moje ego wyjebało po za skalę" nie mógł przyjąć tego do swojego małego móżdżku i zaczął się ze mną wykłócać o to. Dobrze wiem, że to słyszysz Gilbert. Pieprz się! - powiedziała wkurzona - Ja muszę już kończyć, zadzwonie jeszcze do ciebie póżniej Loviś - dodała milutkim głosem - Pa! - i się rozłaczyła.
Lovino spojrzał na trójkę chłopaków. Francis i Toni powstrzymywali się z trudnością przed wybuchnieciem głośnym śmiechem. A na twarzy Gilberta nie malowała sie nawet odrobina skruchy - wydawał się bardziej zdziwinony.
- To ja ją wcześniej znałem? - powiedział po chwili, gdy szok minął.
- Chyba tak - rzek z wachaniem Francuz - Nie pamietasz jej?
- Trudno jest pamietać każdą spotkaną osobę w swoim życiu, zwłaszcza jak się często przeprowadzano! - krzyknął domośnie Gilbert.
- To może spróbujesz użyć swojego i tak malutkiego mózgu i sobie ją przypomnisz - mruknął Lovino.
Albinos zignorował jego kąśliwą uwagę.
Oczywiście, że starszy Vargas dzięki historii Feliksa mógł rozwiać wszystkie watpliwości albionosa, ale jako strasznie złośliwa istota chciał popatrzec jak czerwonooki się męczy. A powagi tej sytuacji dodawaly jeszcze różowe końcówki jego włosów.
- Nie pamietam, żadnej dziewczyny, która była chociaż trochę podobna do niej - powiedział albions.
- Pragnę przypomnieć, że myślałeś, że była facetem - dodał Antonii.
Gilbert ponownie popadł w głębokie zamyślenie.
- Już wiem! - olśniło go - W dzieciństwie miałem kolegę, który w sumie trochę ją przymominał. Tylko włosy miał krótsze, ale później kontakt się urwał, bo się przeprowadziłem.
- To była ona - podsumował dobitnie Lovino, a Francis i Toni wybuchli śmiechem.
- Czy ty sugerujesz, że nie rozpoznaję płci? - spytał lekko zdenerwowany czerwonooki.
- Tak - odpowiedział Vargas.
- To była tylko jednorazowa sytuacja! - bronił się.
- Skąd niby masz niby to wiedzieć? - Francuz zasiał w nim ziarno niepewności.
W tym momencie Gilbert zaczął myśleć nad swoimi wszystkimi kontaktami międzyludzkimi.
- Gdy kumplowałem się z Eiz w dzieciństwie, to przyłączyła się do nas jej przyjaciółka - mówił jakby do siebie - Była to chyba Felicja lub Florentyna. Już nie pamiętam...
- Znam go i to Feliks - powiedział Lovino, przybierając swój najbardziej złośliwy uśmiech.
Francis i Toni ponownie wybuchli śmiechem, jednak Gilbert ich zignorował.
- Później się znów przeprowadziłem i spotkałem was - rzekł albinos - Macie mi coś do powiedzenia? - spytał, próbując odwrócić kota ogonem.
- Bardzo śmieszne Gilbert - mruknął się ironicznie Francuz.
- Wiem Francis - odpowiedział czerwonooki.
- Ale kiedyś ubierałeś sukienki Franscis - dodał nadal rozbawiony Antonii.
- Chcesz w pysk? - odezwał się blondyn - A po za tym to były tuniki - dodał po chwili.
Hiszpan już się nie odezwał. Temat ten został już zakończony i zeszli na lżejsze tematy.
- Jak u twojego brata? - spytał Antoni Gilberta - Nadal jest wyższy od ciebie?
- Jesteś okrutny Toni - odezwał się dramatycznie czerwonooki - A u niego chyba dobrze. Znaczy się, nie gadałem z nim za dużo, ale wydaje się wesoły.
- Ciekawe czemu - mruknął Francis.
- Pewnie ma fajnych ludzi w pokoju - odpowiedział Gilbert - A nie takich jak ja, co wpuszczają obce dziewczyny, które do normalnych z pewnością nie należą.
- Zawsze możemy się zamienić - rzekł Lovino, przerywając wywód wyższego.
Odpowiedź ta spotkała się z niezadowoloną miną Hiszpana.
Ale Gilbert nie zwrócił większej uwagi na wypowiedź Włocha.
- Szczerze tylko raz w życiu widziałem go tak entuzjastycznego, choć również zdenerwowanego - mówił chłopak - Było to gdy mieszkaliśmy przez jakiś rok we Włoszech. Mieliśmy sąsiada. Był to miły człowiek. Miał on wnuczki i w młodszej się on zakochał. No wiecie: pierwsza dziecięca miłość. Ale w sumie to była ona urocza. Wiecie, wtedy miałem swoje pierwsze podboje miłosne - zarywałem do jej siostry i można nawet powiedzieć, że prawie byliśmy razem, ale musieliśmy się wyprowadzić i zostawiłem ją ze złamanym sercem - powiedział dramatycznie.
- Opowiadasz tę historię tysięczny raz - odezwał się Toni - Nie musisz jej ciągle powtarzać.
- I tak dobrze wiemy, że to ona dała ci kosza - dodał Francis.
- Wcale nie - albinos ich wyśmiał.
Wtedy nagle Hiszpan zorientował się, że było zdecydowanie zbyt cicho - nikt nie wyśmiewał Gilberta, nie dało się usłyszeć kąśliwych uwag.
- Wszystko dobrze Lovino? - spytał Antoni, patrząc na Włocha.
Twarz starszego Vargasa nie wyrażała strachu, tylko lekki niepokój oraz negatywne zaskoczenie. Jego mimika nie zmieniła się nawet po zadaniu pytania przez zielonookiego - wydawało się, że zdanie to do niego nie dotarło.
- W jakim mieście wtedy mieszkałeś? - spytał po chwili Lovino.
"To tylko zbieg okolicznosci, to musi być przypadek" - powtarzał sobie w głowie Włoch.
- W Rzymie? - odpowiedział lekko zdziwiony albinos.
Wtedy z ust młodszego wyszło ciche przekleństwo.
O ile wcześniej uważał, że nie rozpoznawanie płci u Gilberta było nawet zabawne, to teraz straciło swój cały komizm.
- Coś się stało Lovi? - spytał ponownie Hiszpan.
Lovino nie odpowiedział, za to wygladał jakby mocno się nad czymś zastanawiał.
- Jest źle chłopaki! - krzyknął Toni, gdy zrozumial, że Włoch nie upomniał go za zmiękczanie swojego imienia.
- Ja rozumiem, że kiedyś, kurna, mój brat wygladał trochę jak dziewczyna, ale ja? - powiedzial w końcu, rozwiewając wszystkie wątpliwości.
Minęła chwila zamim pozostali zrozumieli o co chodzi.
- Czekaj, co? - odezwał się Gilbert.
- Serio Gilbert ciebie podrywał? - spytał Francis, którego sytuacja ta, w przeciwienstwie do innych, bardzo bawiła.
- W sumie to nie wiem. Miałem wtedy jedynascie lat i nie rozumiałem świata - odpowiedział Lovino, już mniej zdenerwowanym głosem - Kiedy przeprowadziłem się z bratem do dziadka, to był na osiedlu jeden wkurwiający dzieciak, który ciągle za mną chodził, choć dość dobitnie mówilem mu, aby się odpierdolił, bo mnie denerwował. I jak się okazało to ten debil - Wskazal na Gilberta. - I nie, nie złamał mi serca czy coś. Cały czas miałem go w wysokim poważaniu.
- No, - odezwał sie Francuz - teraz będziemy ci to wypominać do końca życia - Poklepał białowłosego po ramieniu.
Niemiec był wyraźnie zdegustowany, za to na twarzy Antonio trudno było dostrzec jakiekolwiek uczucia. Było to dość niepokojące zwłaszcza dla Lovino, który prawie zawsze widział uśmiechniętego Hiszpana.
Atmosfera z każdą chwilą robiała się coraz gęstrza.
Nagle rozległ sie dźwiek dostawania wiadomości, a Francis wyjął swój telefon.
- Arthur wychodzi z pokoju, więc mam idealną okazję, aby go zdenerwować, przeglądając i śmiejąc się z jego rzeczy - powiedział - Chodź Gilbert, pomożesz mi! - Po czym gwałtownie wstał, ciągnac czerwonowłosego za sobą.
Antonii poszedł za nimi wolnym krokiem, ale tylko po to, aby upewnic się, że napewno wyjdą z pokoju.
Gdy tylko hałasliwe towarzystwo wyszło i rozległ sie huk mocno zamykanych drzwi, Lovino zamierzał zapytać o zachowanie Antoniego pod koniec wizyty jego przyjaciół, jednak to Hiszpan pierwszy zadał mu pytanie.
- Czemu Eliz może mówić do ciebie Loviś, a ja nawet Lovi nie mogę? - powiedział głosem pełnym żalu.
Wypowiedź ta była nie do przewidzenia przez Włocha, dlatego ten, słysząc słowa zielonookiego, nieznacznie wykrzywił swoje usta, w coś co miało przypominać uśmiech.
Widząc reakcję Lovino, na twarzy Antoniego powstał wyraz zadowolenia. Bursztynooki w duchu się ucieszył - własnie takiego lubił Toniego. Nie zdenerwowanego czy zmartwionego, tylko ze szczerym uśmiechem. Ale oczywiście nigdy sie do tego nie przyzna.
Dobry wieczór/Dzień dobry wszystkim, którzy to czytają!
Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział, w którym przemyciłam drugi mój lubiany ship z Romano.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro