Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Cholerni spiskowcy"

Lovino miał prosty plan: wejść do pokoju i porozmawiać z Tonim.
Czynności te wydawały się banalne, jednak wykonanie było o wiele trudniejsze. Dlatego też już przez pięć minut Włoch stał przed drzwiami, nie wiedząc co powinnien właściwie zrobić. A przecież miał doskonały plan! Nawet podczas drogi był pełen determinacji. Czemu więc teraz nie mógł otworzyć głupich drzwi lub nawet odezwać się jednosylabowym słowem? Ponieważ dopiero teraz zdał sobie sprawę, że osoba, z którą ma poważnie porozmawiać to Toni.
Dodatkowo rozmowa z Isabel wcale nie podniosła go na duchu. A zwłaszcza ostatnie zdanie z jej ust.
On i Antonio?
Lovino nawet nie mógł sobie tego wyobrazić.
Przecież Antonio był dla niego bardzo dobrym kolegą. A przynajmniej to ciągle sobie powtarzał, aby utrwalić się w tym przekonaniu.
Bursztynooki tylko chciał, aby na ustach jego współlokatora jak najcześciej widniał uśmiech, którego stwórą nie musiał być nawet bursztynooki, aby nic mu nie zagrażało. On po prostu chciał być wciąż blisko niego.
Czegoś takiego nie można chyba nazwać miłością? A przynajmniej taką nadzieję miał starszy Vargas.
Po kolejnych kilku minutach Lovino zebrał w sobie tyle odwagi, aby ze spokojem otworzyć te cholerne drzwi.
Ale serce nadal waliło mu jak szalone.
Drżącą dłonią nacisnął na klamkę.
"Zachowuj się naturalnie" - powiedział sobie.
- Hej Lovi! - przywitał go Hiszpan, odrywając się od rozmowy przez telefon.
- To widzimy się później! - Z komórki usłyszał głos Gilberta - tylko on miał tak donośny głos, aby Lovino usłyszał go z drugiego końca pokoju, nawet gdy Antonio nie miał włączonego trybu głośnomówiącego.
- Nie mów tak na mnie - mruknął troche zdenerwowany Lovino, gdy usiadł na swoim łóżku.
Każdy ze współlokatorów siedział na swoim materacu, a między nimi panowała cisza.
W ich pokoju cisza była rzadko spotykana: albo Lovino i Antonio wspólnie rozmawiali, albo Francis oraz Gilbert się do nich wpraszali. Nawet jesli każdy z nich milczał, to ciszy tej nie można porównać do aktualnej.
Tamta była nawet przyjemna i nie zagęszczała atmosfery.
W przeciwieństwie do tej.
"Teraz albo nigdy" - mruknął do siebie Lovino, nie mogąc znieść już następującej sytuacji.
- Możemy porozmawiać? - powiedzieli w tym samym czasie.
Słysząc nawzajem swoje wypowiedzi, lekko się skrępowali.
- To... - zaczął Hiszpan, drapiąc się po karku. - Może się przejdziemy? - zaproponował, po czym cierpliwie czekał na odpowiedź ze strony Lovino.
- Jasne - odpowiedział, wstając z łóżka i zmierzając w stronę drzwi. Za nim podążył Antonio.
Wspólnie wyszli na dwór i zaczęli iść przed siebie. Włoch nawet nie zwrócił wiekszej uwagi na to, że Toni nie zamknął ich pokoju na klucz.
Przemierzali niewiadomą trasę, idąc po prostu przed siebie: jeden obok drugiego, nie odzywając się nawet słowem.
"Isabel jest taka denerwująca" - stwierdził w myślach Lovino. To własnie ona "zmusiła" go do rozmowy z zielonookim oraz zrobiła mu mętlik w głowie. Nawet jeśli jakimś pieprzonym cudem Antonio by mu się podobał, a Hiszpanowi podobałby się on, to Włoch i tak uważał, że związek ten szybko by się zakończył i Toni zostawiłby bursztynookiego ze złamanym sercem. Powód takich przemyśleń był głównie jeden: Lovino mieszkał we Włoszech, zaś jego współlokator w Hiszpanii, więc dzieliło ich tysiące kilometrów, a brązowowłosy niespecjalnie wierzył w udane związki na odległość.
Lovino ze złością kopnął Bogu winny kamyk. Teraz zaczął nadzwyczajnie mocno żałować podjętej wcześniej decyzji. Przecież o wiele lepiej byłoby teraz siedzieć w pokoju i udawać, że nic się nie stało.
W końcu dotarli na obrzeża lasku, przy jeziorze, gdzie rzadko kto zaglądał. W tamtym miejscu, oprócz kilku drzew i lekko zarośnietego akwenu wodnego, znajdował się jeszcze mały pagórek, na którym wspólnie usiedli.
Lovino trzymał swoje podsuniete pod głowę nogi rękoma, a kolana robiły za dość wygodny podbródek. Jego bursztynowe oczy patrzyły przed siebie - robiły wszystko, aby nie patrzeć na Antonia. Włoch był ewidentnie zmartwiony, nawet po mimo tego, że Isabel przyrzekała mu, że Toni nadal będzie go lubić i na sto procent go nie znienawidzi, jednak Vargas nie był taki pewny słow starszej siostry Hiszpana. "Co jeśli mnie znienawidzi?", "Lepiej nie będę tego mówić", "Już wcześniej miał powody, aby przestać się ze mną zadawac. Teraz napewno to zrobi" - Właśnie takimi myślami wciąż zadręczał się bursztynooki.
- Czy też uważasz, że był to ich jakiś spisek? - powiedział po chwili Antonio, czym zruinował ciszę pomiedzy nimi.
Hiszpan nogi miał wyprostwowane, a ręce położone na trawie. Na jego twarzy widniał delikatyny, dziecięcy uśmiech. Wzrokiem szukał Lovino, jednak zawsze, gdy tylko młodszy znajdował się na horyzoncie jego widzenia, szybko się odwracał.
- Tak - odparł Włoch.
Doskonale pamietał jak jeszcze kilka minut temu, gdy zmierzał do swojego pokoju, zauważył kogoś, kto sylwetką bardzo przypominał Felicjano. Wydawało mu się, że wyszedł on wlaśnie z jego domku i szedł do swojego miejsca zakwaterowania.
Lovino obiecał sobie, że gdy tylko spotka swojego brata, zrobi mu taką awanturę, jakiej już nigdy nie zapomni i będzie mu się śnić po nocach w formie koszmarów.
- Cholerni spiskowcy - mruknął cicho Włoch rozgniewanym głosem.
Antonio się zaśmiał.
Wtedy też Lovino się do niego odwrócił i spiorunował go wzrokiem.
Dopiero teraz zdołał spojrzeć na swojego współlokatora. I musiał przyznać, że gwiazdy naprawdę ładnie odbijały się w jego zielonych oczach.
- To o czym chciałeś porozmawiać? - spytał się Toni.
Włoch przygryzł dolną wargę. Miał wielką nadzieję, że pytanie to nigdy nie nadejdzie.
- Ty też chciałeś o czymś porozmawiać - stwierdził bursztynooki.
- Ty zacznij - poprosił Hiszpan, nadal patrząc na swojego współlokatora.
"Debil" - pomyślał Vargas.
- Nie chcę - mruknął Włoch, chowając twarz w dłoniach. - Znienawidzisz mnie.
- Hej... - odezwał się ciemnowłosy, chcąc uspokoić niższego. - Nigdy bym cię nie znienawidził - powiedział.
Lovino przez chwilę milczał. W czasie tym zbierał słowa, dzięki którym, mógłby pokazać jak bardzo jest mu przykro.
- Przepraszam - wyszeptał, odsłaniając twarz. - Tak bardzo cię przepraszam.
Antonio spojrzał na niego pytająco.
- Przepraszam, że cię wtedy zostawiłem wtedy w Hiszpanii - mówił. - i to bez pożegnania. Nie musisz mówić jaki jestem beznadziejny. - Spojrzał na Hiszpana. - Czy teraz nadal sądzisz, że nie dasz rady mnie znienawidzić? - spytał, śmiejąc się gorzko.
- Lovi... - mruknął Antonio, obejmując go ręką. - Nie jesteś beznadziejny.
- Nie nazywaj mnie tak - odezwał się Włoch. - Ty... - zaczął niepewnie. - nie nienawidzisz mnie? - powiedział po chwili.
- Tak szczerze - mowił Hiszpan, nerwowo rozglądając się na boki. - Domyśliłem się.
- Jak to? - spytał Włoch, niedowierzając - Nawet jak się dowiedziałeś to i tak chciałeś się ze mną zadawać? Niech zgadnę: mój głupi brat ci powiedział, mam rację, prawda? I ładnie poprosił, abyś nie zrywał ze mną kontaktu - ostatnią część powiedział z lekkim zdenerwowaniem.
- Felicjano mi niczego nie mówił - rzekł zielonooki. - Sam do tego doszedłem.
- Nie wygladasz na tak inteligentnego - stwierdził Lovino, śmiejąc się cicho. - Nie mogę jednak uwierzyć, że nigdy nie byłeś na mnie zły za moje nagle zniknięcie.
- Oczywiście, że byłem zły a nawet wściekły - oznajmił chłopak. - Ale później dowiedziałem się dlaczego odeszleś. Przykro mi Lovino. - Mocnej go przytulił.
- Nie warto wspominać o czymś co było - stwierdził Włoch.
Antonio niepewnie spojrzał na chłopaka. Ich twarze dzieliło dwadzieścia pięć centymetrów.
- A ty? - spytał po chwili Lovino. - O czym chciałeś ze mną pogadać?
- O niczym ważnym - odpowiedział.
- Słuchaj mnie teraz kretynie - powiedział bardzo "miło" bursztynooki. - Ja powiedziałem co mi leżało ma sercu, więc teraz twoja kolej. - Delikatnie przybliżył się Hiszpana. - I nie chcę słyszeć wymówek typu "nie jest to ważne", "to nic takiego" czy "zapomniałem", jasne?
Antonio uśmiechnął się pobłażliwie.
Przecież mówił sobie przez całą drogę, że teraz będzie idealna okazja, aby wszysko wyznać, dlaczego więc teraz stchórzył?
- To naprawdę nic... - zaczął mówić, lecz zdawało mu się, że z każdą wypowiadaną sylabą, chęć mordu w oczach Vargasa, stawała się większa. - Lovino - powiedział po chwili wachania. - To co tak naprawdę chciałem ci powiedzieć. - Znalazł w sobie resztki odwagi. - Że ja cię... - Ich twarze dzieliły nieliczne centymetry.
Nagle do ich uszu dotarł niepokojący szum i odgłosy kroków. Nie mogło być to zwierze - żaden mieszkaniec lasu nie zbliżał się do obozu.
- Co to było? - Bursztynooki gwałtownie odskoczył od Antonia.
Wyższy cicho przeklnął - właśnie zmarnował swoją okazję, a kolejna raczej szybko się nie pojawi.
- Nie wiem - odpowiedział lekko obrażony.
- Może lepiej pójdźmy do pokoju...? - spytał z lekkim zawachaniem.
Antonio spojrzał na młodszego i już dobrze wiedział, że osoba, która zniszczyła mu ten magiczny moment, musiała lekko przestraszyć Lovino, ale znając młodszego - nigdy się do tego nie przyzna.
- Jasne - powiedział, wstając i wyciągając dłoń w stronę Włocha. Oczywiście, bursztynooki nie przyją pomocy i podniósł się o własnych siłach.
Szli koło siebie i zmierzali w stronę swojego domku.
Na pierwszy rzut oka, myśleli oni o czymś zupełnie innym - Antonio szedł z uniesioną głową i z małym uśmiechem na ustach. Krok miał powolny, jakby chciał przyjrzeć się otaczajacej go przyrodzie. Lovino zaś ręcę włożone miał do kieszeni i patrzył się na swoje buty. Kroczył przed siebie trochę szybciej od Toniego, jednak gdy tylko starszy był metr od niego, Vargas delikatnie zwalniał.
Myślemi o czymś innym, ale tylko z pozoru.
Tak naprawdę myśleli o tym samym, jednak odrobinę inaczej.
Antonio żałował, że nie zdecydował się na swoje wyznaje kilka sekund wcześniej. Może wtedy zdołałby go pocałować i powiedzieć "Kocham cię" zanim ktoś im przeszkodził? Istniała nawet mała szansa, że Włoch odzajemni uczucie zielonookiego.
Lovino zaś myślał o tym, jak okrutny musiał ktoś być, aby przerwać Antoniemu.
Bursztynooki nie był głupi - dobrze wiedział co chciał powiedzieć ciemnowłosy. Trudno mu się do tego przyznać, ale on sam lekko się do niego przybliżył.
Starszy Vargas wciąż nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak Toni, mógłby się w nim zakochać.
Co było wspólnego w ich rozmyśleniach? Obaj jak najszybciej chcieli znaleść, a później zemścić się na osobie, która przestraszyła Włocha.
Teraz Lovino musiał już przyznać: kochał Antonia. Ale tylko odrobinkę.

Ja i wstawianie rozdziału w dzień?
Też w to nie wierzę.
Teraz możecie snuć teorie, kto przerwał ten magiczny moment.
Do następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro