Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Brutalna pobudka"

Ten poranek był dziwny. Chociaż nie, słowo "dziwny" nie było odpowiednym przymiotnikiem.
Ten poranek był niepokojący, chociaż pozornie wszystko było po staremu. Lovino i Antonio wstali rano i udali się na śniadanie. Jak zawsze Włoch usiadł ze swoim młodszym bratem, zaś Hiszpan z Gilbertem i Francisem.
Każdy z wielu widzących to osób, uznałoby, że jest to normalne i zwyczajne.
Po skończonym posiłku współlokatorzy udali się do pokoju numer pięć, a zielonooki zaczął pomagać swojemu ukochanemu chłopakowi pakować ostatnie rzeczy do torby.
Naprawdę wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden drobiazg. Przez ten cały czas Antonio i Lovino nie odezwali się do siebie nawet jednym, krótkim słowem. Nawet nie patrzyli sobie w oczy, w które tak wcześniej uwielbiali się wpatrywać.
To już należy do zachowań niepokojących, prawda?
Powód tego był raczej do przewidzenia.
Każdy z tej dwójki bał się, że jeśli odezwie się, nawet nic nieznaczącym zdaniem, to najprościej w świecie wybuchną niekontrolowanym płaczem. Czasami nawet Lovino chciał coś powiedzieć, jednak zawsze gryzł się wtedy w język, przypominając sobie, że nie ważne co zaraz powie, już za chwilę będzie kilka tysięcy kilometrów od osoby, bez której aktualnie nie mógł żyć. Trochę ironiczne, czyż nie? Włoch, który od samego początku ze wszystkich swoich sił chciał się pozbyć swojego problematycznego współlokatora, nagle, po kilku tygodniach, nie wyobraża sobie bez niego nawet najprostrzych czynności. Lovino nie rozumiał jak w takim krótkim czasie mógł się do kogoś tak bardzo przywiązać. Czasami nawet czekał, aż Antonio coś powie, aby rozpocząć pogodną rozmowę.
Ale tak nie było.
Hiszpanowi było głupio się przyznać, ale też bał się zbliżającej rozłąki. Chociaż sam wczoraj zapewniał Włocha, że na sto procent ich związek przetrwa, w jego umyśle również rosło wiele wątpliwości. Czy napewno tak będzie? A może po kilku dniach bądź tygodniach Lovino znajdzie sobie kogoś innego?
Tak bardzo nie chciał stracić osoby, którą co dopiero odnalazł. Ból po takiej utracie byłby dla niego niewtobrażalnie brutalny. Dlatego też wolał milczeć. Cisza jest przecież nawet odprężająca i uspakająca, więc w czym problem? Nie chciał, aby Lovino widział go w tak przygnębionym stanie. Chciał za to, aby Włoch zapamiętał go jako wiecznie uśmiechniętego, dziwnego, a nawet trochę głupiego Hiszpana.
Przez okna doskonale widział innych obozowiczów. Niektórzy witali się ze swoimi rodzicami, którzy przyjechali ich odebrać, a inni żegnali się ze zdobytymi przez te wakacje przyjaciółmi. Nie trzeba chyba mówić, że rozstania były wyjątkowo łzawe.
- Chyba powinienem już iść. - Zdanie to wyszło z ust bursztynookiego. Wkońcu znalazł w sobie tę zagubioną odwagę, aby w towarzystkie swojego chłopaka powiedzieć chociaż słowo.
Antonio z uśmiechem dodakącym otuchy, przytaknął.
Lovino zarzucił sobie na ramię spakowaną torbę, a na placy założył swój plecak. Powolnym krokiem udał się w stronę drzwi. Węschnął głęboko. Dobrze wiedział, że zaraz nadejdzie koniec jego przecudownego lata spędzonego z Tonim.
Jego dłoń delikatnie drżała, gdy nacisnęła metalową klamkę.
Od razu uderzył go rześkie, poranne powietrze. Cierpliwie czekał, aż Antonio również wyjdzie z pokoju. Gdy Hiszpan stanął obok niego, Vargas jednym, szybkim ruchem zamknął domek, zostawiając klucz z numerem pięć w zamku. Nie dało się ukryć, że to bolało. Gdzie nie spojrzał, widział radosne wspomnienia z zielonookim. Nadal dobrze pamiętał robienie domków dla ptaków i późniejszą wojnę na farby. W jego wspomnieniach na zawsze zostanie moment, gdy pocałowali się środku jeziora. Może i skończyło się to przemoczonymi ubraniami, ale brązowowłosy i tak był wtedy radosny jak nigdy. Nie ważne jak niedorzecznie by to brzmiało: Włoch choć na chwilę chciał zapomnieć o tych wszystkich szęśliwych chwilach. Dobrze wiedział, że wtedy o wiele łatwiej byłoby mu się pożegnać się z denerwującym Hiszpanem. Ale co mógł teraz zrobić? Przecież nie wynaleziono jeszcze maszymy do wymazywania wspomnień.
Lovino pozostało tylko stać w miejscu, z miną jakby nic go nie ruszało. Trochę dalej spostrzegł swojego młodszego brata, który płacząc, żegnał się ze swoimi współlokatorami. "Co za idiota" - przeszło chłopakowi przez myśl, chociaż wiedział, że to jemu częściej zdarzało wylewać z siebie litry słonych łez.
Antonio zauważył zmieszanie w bursztynowych oczach Włocha i posłał mu łagodny, pocieszający uśmiech.
Vargas musiał spostrzec ten gest, ponieważ błyskawicznie odwrocił głowę w przeciwnym kierunku.
Toni cicho się zaśmiał. Zaprzestał jednak, gdy młodszy spojrzał na niego z rządzą mordu w oczach.
Po chwili niższy również zachichotał.
Można powiedzieć, że mur nie do przebicia między nimi zniknął.
- Może zdejmiesz ten swój sztuczny uśmiech, co? - mruknął osięble patrząc w przestrzeń przed sobą. - Nie pasuje ci idioto - dodał po chwili.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś bardzo inteligentny? - spytał Hiszpan.
- Ty - odpowiedział szybko. - Kilka już razy.
Hiszpan się zaśmiał trochę goszkawo.
Stali obok siebie przez chwilę. Ich dłonie delikatnie się złapały. Można by nawet powiedzieć, że gest ten był już u nich bardzo naturalny. Hiszpan i Włoch nawet nie zorientowali się kiedy chwycili się za ręcę. Początkowo nawet Antonio był tym zdziwiony i, podobnie do Lovino, na jego twarz przywędrował obfity rumieniec. Zupełnie nie przejmowali się tym, że wokół nich znajduje siè wiele osób.
- Też się boisz, prawda? - powiedział starszy Vargas.
- Skąd taki wniosek? - dopytał zaciekawiony Hiszpan.
- Miażdżysz mi rękę - odpowiedział.
- Przepraszam - rzekł szybko, poluźniając swój uścisk.
- Nie - mruknął cicho niższy. - Tak jest dobrze - dodał szeptem.
Teraz atmosfera między nimi była o wiele mniej gęsta, co podobało się chłopakom. Mimo że ich rozmowa nie należała do tych strasznie rozbudowanych, to jednak można powiedzieć, że cieszyli się z wymienionych kilku słów.
Lovino spojrzał przez siebie. Przez widok jaki zauważył zakuło go serce.
Widział Felicjano, który pakował swoje rzeczy do bagażnika samochodu.
Włoch weschnął. Gdyby nigdy nic puścił dłoń swojego ukochanego i zaczął iść w stronę pojadu. Nie odwracał się - dobrze wiedział, że gdy to teraz zrobi wybuchnie histerycznym płaczem.
Przywitał się z dziadkiem, a torbę, podobnie jak Felicjano, wrzucił do bagażnika. Usiad w samochodzie i tylko czekał aż pojazd ruszy, z każdą chwilą oddalając się od Antonia.
- I jak było? - spytał Romulus, odpalając auto.
- Dobrze - odpowiedział cicho, gdy wpartywał się w krajobrazy za oknem.
Jego młodszy brat zaczął opowiadać swoje przeżycia i historie, jednak szczerze to Lovino go nie słuchał. Myślami wciaż był obok Toniego, który, choć często zachowywał się skrajnie nieodpowiedzialnie i nadwyraz kretyńsko, był dość ważną osobą w życiu wiecznie zdenerwowanego Włocha. Tak naprawdę przez cały ten czas Włoch, miał jeszcze nadzieję, że zielonooki wyskoczy nagle zza zakrętu i oznajmi, że przeprowadza się do Włoszech. Przecież tak było w większości filmów dla nastolatków, gdzie wszystko kończyło się po "żyli długo i szczęśliwie". Czemu w takim razie nie mogłoby być tak w realnym życiu?
Drzewa w drodzę powrotnej wyglądały dosłownie tak samo, jak wtedy gdy przyjeżdżał na obóz. Bursztynooki jednak wciąż miał mętlik w głowie: czy napawdę ten obóz był taki cudowny jak mówili inni przed wyjazdem? Trochę ironiczne, że w drodzę na obóz oraz w powrotnej Lovino czuł podobne, prawie takie same, emocje. Był zły na cały świat oraz niewyobrażalnie smutny. A przecież gdyby wtedy nie został namówiony przez Felicjano na ten głupi wyjazd, nawet nie znałby osoby o imieniu Antonio, a jego humor byłby teraz o wiele lepszy! Mimo to, nie żałował żadnej chwili spędzonej ze swoim ukochanym.
Młodszy Vargas ukradkiem spojrzał na swojego starszego brata. Dobrze wiedział, dlaczego jest taki załamany, jednak zupełnie nie wiedział jak powinien go pocieszyć. Więc po prostu milczał. Milczenie było łatwe.
"Czyli właśnie tak wygląda pobudka?" - pomyślał bursztynooki. Jego czas spędzony z Antonio był jak przepiękny, realistyczny sen, usłany przez cudowne bukiety kwiatów.
Był to sen z którego Lovino nie chciał się budzić, a gwałtowna pobudka i powrót do nudnej i szarej rzeczywistości było strasznie bolesne. Ale przecież Antonio obiecał mu, że te wszystkie kilometry nic nie zmienią, więc czym się przejmował?
Włoch dobrze wiedział, że Toni też nie był pewny swoim przyrzeczeniom. Myśl, że przez nieokreślony czas nie będzie mógł codziennie wpatrywać się w zielone, przepiękne oczy Hiszpana dobijała go diametralnie. Co miał teraz zrobić, gdy jego lepsza połówka z każdą chwilą była od niego coraz dalej.
Nagle, usłyszał cichy dzwonek w jego telefonie. Szybko wyjął przedmiot z kieszeni. Skrzywił się na widok pękniętej szybki, która powstała po wczorajszym wybuchu złości. Odblokował komórkę i zauważył jedną, nieprzeczytaną wiadomość.
"Już za tobą tęsknie" - głosił komunikat od Toniego.
Lovino się delikatnie uśmiechnął.
Te wakacje jednak nie należały do tych najgorszych.

Cześć!

Nikt nie spodziewał się mnie tak szybko, prawda?
A tu taka niespodzianka!

Chciałam wam coś dać na osłodę tego smutnego, wrześniowego dnia.

Więc... można powiedzieć, że to koniec tej książki....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro