9| zbrodnia idealna
Drzwi otworzyły się powoli, a za nimi pojawił się mężczyzna w średnim wieku, a raczej jego długie, tłuste włosy, które ukazały się im jako pierwsze, nim nie odgarnął ich z czoła.
— Czego? — warknął, lustrując przybyszy wzrokiem. Nie wyglądał na miłego typa, a prawdę mówiąc Bakugo spodziewał się właśnie kogoś takiego.
— Jesteśmy z Ligi — powiedział Kirishima, a Bakugo przeniósł na niego zszokowane spojrzenie. Co to było? Tak prosto z mostu? Mógł jeszcze dodać: ,,I chcemy cię zabić", na pewno nic by to nie zmieniło!
Stain otworzył szeroko oczy, po czym rozejrzał się wokoło.
— Przyszliście, żeby mnie zabić? — zapytał, śmiejąc się ochryple. Bakugo pomyślał, że ma bardzo nieprzyjemny głos, jakby zardzewiały. Może od wielu miesięcy nie miał do kogo się odezwać?
— Tak — powiedział spokojnie Kirishima, a Bakugo opadły ramiona. Co on wyprawiał?! Co z jego misternym planem, przecież Stain nie podda się tak po prostu...
— W porządku. Wejdźcie do środka.
Bakugo niemal otworzył usta w szoku. Co tu się działo? To wyglądało jak sprytna farsa uknuta między Kirishimą a Stainem, o której Shigaraki nie wiedział... albo o której wszyscy wiedzieli, z wyjątkiem samego Bakugo oczywiście. Zdziwienie zmieniło się we wściekłość, więc teraz wchodził do środka z kwaśną miną, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
— Co tu się dzieje? — warknął na tyle głośno, że Stain też go usłyszał.
— On nie wie? — zapytał Kirishimę, który wzruszył ramionami.
— To nie ma większego znaczenia, i tak ma cię tylko zabić.
— Ach tak.
Czy to był jakiś żart? Bakugo zacisnął dłonie w pięści. Niewiedza była gorsza od wszystkiego, a zwłaszcza niewiedza, gdy wszyscy wokół ciebie wiedzą.
— O co chodzi? — powtórzył, na razie siląc się na spokój. Nie byłoby dobrze, gdyby ich samobójca się spłoszył. Samobójca, bo kto inny? Nikt normalny nie wpuszcza jakby nigdy nic żądnych jego krwi ludzi do swojego domu.
— Nie domyśliłeś się? — zapytał Kirishima, unosząc brew. — Jestem trochę zawiedziony.
— Och, wybacz, że nie znam się na tych waszych przestępczych sztuczkach — warknął Bakugo, mając ochotę przyłożyć mu w tę cholerną ładną buźkę.
— Ależ proszę, wytłumacz koledze — rzucił Stain, wzruszając ramionami — i tak chcę jeszcze napić się mojej ulubionej kawy przed śmiercią. Nie przeszkadzajcie sobie. — Wszedł do pomieszczenia w najdalszym końcu przedpokoju, które wedle jego słów miało być kuchnią, a Kirishima westchnął.
— Dobra, czego nie rozumiesz?
— Nie traktuj mnie, jakbym był ułomny — warknął Bakugo, marszcząc brwi. — Jak mam się domyślić, skoro brak mi informacji?!
— No cóż, widać zwalamy na brak doświadczenia — znowu westchnął Kirishima, przecierając twarz dłonią. — Może znajdźmy salon, nie będziemy tak stać w korytarzu. — I jakby nigdy nic zaczął przeszukiwać cudzy dom, zupełnie jak Bakugo parę dni temu, gdy szukał owianego tajemnicą Red Riota.
Poszukiwania nie trwały długo, więc już po chwili obaj usiedli na niewielkiej, niedbale przykrytej szarym kocem kanapie. Bakugo doszedł do wniosku, że Stain chyba na niej śpi, bo gdzieś w domu nie było żadnej sypialni. Emerytura przestępcy nie była zbyt wysoka?
Jaka emerytura, odszedł sam, przypomniał sobie natychmiast. A teraz chce się zabić. Tak zatęsknił za brutalnymi mordami?
— Już na pierwszy rzut oka wiadomo, że to próba samobójcza. Shigaraki pewnie też o tym wie, dlatego wysłał ciebie, świeżaka — powiedział Kirishima, wzruszając ramionami. — Gdyby Stain rzeczywiście chciał zastraszać Ligę, zrobiłby to w umiejętny sposób, nie pozwalając na wykrycie przez pierwszych lepszych amatorów hackerstwa. Tak wszystkim było wiadomo, że nie robi tego na poważnie, a więc chce po prostu w niedosłowny sposób przekazać swoją lokalizację Lidze, tym samym oznajmiając, że jeśli go nie zabijemy, naprawdę narobi problemów z czystej złośliwości.
— Jeśli jest pieprzonym samobójcą, to czemu sam się nie zabił? — dopytywał Bakugo, wściekły, że potrzebował wyjaśnienia.
— Tchórz ze mnie — stwierdził Stain, wchodząc do pokoju z kubkiem kawy w ręce. — Wolę, żeby ktoś inny to zrobił. To będziesz ty czy kolega? — zapytał, teraz zwracając się do Kirishimy.
— On.
— Nie wygląda na zbyt obeznanego w branży — skwitował Stain, mierząc Bakugo pogardliwym i nieco podejrzliwym wzorkiem. — Nowy?
— Jego pierwsze zlecenie.
Bakugo zmarszczył brwi. Kirishima zdawał się być dziwnie wyluzowany, jakby zaraz wcale nie miało dojść do morderstwa. Może tak już się przyzwyczaił do widoku krwi, że go to nie wzruszało? Nie, w jego oczach było coś na kształt litości, a raczej... żalu.
— Gratulacje, młody, wykopałeś pod sobą grób. — Zaśmiał się Stain ochryple, kręcąc głową. — Od Ligi nie ma ucieczki.
Bakugo zmarszczył brwi, bo gdy mężczyzna jeszcze mówił, Kirishima drgnął. ,,Od Ligi nie ma ucieczki"... ależ była, przecież Eijiro również był tam tylko na zlecenie policji. Może zareagował tak ze względu na Ashido Minę, która najwyraźniej zaciągnęła się do grupy przestępczej z własnej woli?
— Przecież od czegoś jest policja, mogłeś sobie zapewnić obronę w zamian za informacje — zauważył Bakugo, patrząc na mężczyznę podejrzliwie. Przegapił tak oczywiste rozwiązanie?
— Policja robi nawet więcej bałaganu niż Liga. Sukinsyny, nie stróże prawa — warknął nagle wściekły Stain, spluwając.
Bakugo nie poczuł się osobiście urażony tylko ze względu na to, że dobrze wiedział, jakimi sukinsynami mogą być stróże prawa. Wystarczy wziąć pod lupę takiego Todorokiego. Trudna przeszłość, blizna na pół twarzy i koleś myśli, że wszystko mu wolno.
Jego rozmyślania przerwało głośne siorbnięcie dopijającego kawę Staina. Po chwili mężczyzna odłożył kubek na stolik i rozłożył ręce.
— Jestem gotowy — oznajmił, patrząc na Bakugo wyczekująco, co po chwili zrobił także Kirishima, i to właśnie na nim zawiesił się wzrok Katsukiego. Znowu miał ten dziwny żal w oczach, choć przecież z jego wcześniejszych słów wynikało, że nie znał Staina osobiście...
Ktoś odchrząknął. Tak, Stain posłał mu wymowne spojrzenie. Zrób to!, zdawało się mówić, powodując u Bakugo drżenie palców. Morderstwo... ale przecież był na to przygotowany! Pistolet w kieszeni, palce na spuście, teraz mierzy w stojącego naprzeciw, zupełnie bezbronnego mężczyznę... warknął cicho pod nosem.
— Strzelasz czy nie? — zapytał Stain po kilkudziesięciu kolejnych sekundach ciszy. Wyglądał na zniecierpliwionego, czemu Bakugo wcale się nie dziwił.
— Strzelam — warknął, zaciskając zęby. Nie może wszystkiego zepsuć przez głupie wahanie się! Ma misję, konkretną misję, dzięki której dostanie awans szybciej od Deku! I uratuje wielu ludzi!
Może zrobił to naumyślnie, może wciąż będąc w transie, ale na pewno zacisnął palce mocniej na broni i pociągnął za spust. Rozległ się strzał, a bluza Staina momentalnie zabarwiła się na czerwono w okolicach serca.
— Dziękuję — wycharczał, nim osunął się na ziemię. Jego ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje, ale nie trwały długo, bo zaraz nierówny oddech mężczyzny urwał się, a jego spojrzenie zmatowiało. Odszedł.
— Cóż, brawo. Już myślałem, że sam będę musiał to zrobić — powiedział Kirishima po chwili ciszy, stając nad trupem.
Bakugo przełknął ślinę. Zabił człowieka. Zabił człowieka i był wściekły na siebie, bo ręce jak na złość nie chciały przestać mu drżeć, wciąż kurczowo zaciśnięte na chłodnym metalu. Nie może okazywać przy Kirishimie słabości, na litość boską!
— Upozorujemy samobójstwo — stwierdził ten, wyciągając dłoń po pistolet. — Specjalnie wybrałem autobus, bo od przystanka aż do tego domu nigdzie nie ma kamer miejskich. Nie dotykałeś tu niczego, prawda? Zresztą nieważne, policja i tak będzie bezsilna.
Bakugo burknął coś pod nosem, podając mu narzędzie zbrodni, które Kirishima wprawnie oczyścił z odcisków palców, jakby robił to od urodzenia. Trzymając pistolet przez materiał koszuli, położył go obok bezwładnej dłoni Staina.
— Na pewno nie znałeś tego gościa wcześniej? — zapytał Katsuki, wpychając zdradzieckie dłonie do kieszeń.
— Skąd te podejrzenia? — odparował pytaniem na pytanie Kirishima, unosząc brew.
— Patrzyłeś na niego, jakbyście się znali — wyjaśnił krótko Bakugo, z ulgą zauważając, że zaczyna się uspokajać.
Kirishima zacisnął, wargi zerkając niepewnie na zastygłą w lekkim uśmiechu twarz martwego Staina.
— Coś ci się musiało przywidzieć.
— W takim razie było ci go po prostu żal?
— Masz mnie za bezdusznego robota? — Kirishima znowu uniósł brew, ale po chwili widocznie zdecydował się odpuścić, bo odwrócił wzrok od twarzy Staina, patrząc teraz na swoje stopy. — Po prostu strasznie mnie zawiódł. Miałem go za kogoś odważnego, ba! podziwiałem go, a okazał się zwykłym tchórzem — powiedział cicho. — Widać odejście z Ligi jednak jest niemożliwe — dodał, uśmiechając się żałośnie, po czym wyszedł z pomieszczenia, nim Bakugo zdążył cokolwiek powiedzieć.
Minęło zaledwie kilka minut od jego pierwszego morderstwa, a myśli Katsukiego już były zwrócone w innym kierunku. Coś mu się tu nie zgadzało. Mocno nie zgadzało. Historia Kirishimy Eijiro zatarła się w momencie, gdy ze sobą zerwali. Co robił później? Jak w jego życiu pojawiła się Mina Ashido? Które z nich chciało opuścić Ligę tak mocno, że oboje byli na skraju załamania?
Bakugo wiedział, że powinien zostawić życie prywatne swojego byłego w spokoju, ale nie potrafił obojętnie patrzeć na jego ból. Musiał przyznać to przed samym sobą, wciąż kochał Kirishimę Eijiro. Kochał go i był gotów rozwiązać jego tajemnicę, nieważne, jak potworna by nie była.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro