Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3| rozmowa o pracę

  Gabinet Shigarakiego znajdował się stosunkowo niedaleko, a przynajmniej w porównaniu do mieszkania Kirishimy. Długie, ciemne korytarze mimo wszystko zdawały się nie mieć końca i ciągnęły się niemiłosiernie, zwłaszcza że, w przeciwieństwie do Twice'a, któremu w obu postaciach buzia się nie zamykała, Kirishima pozostawał cichy. 

  Bakugo wykorzystał ten czas, by jeszcze raz mu się przyjrzeć. Od tyłu, idąc za nim, nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, ale zarys mięśni pod białą koszulą wskazywał na to, że od liceum znacznie zmężniał. Sposób, w jaki chodził, wskazywał na to, że nabrał również pewności siebie, czego zresztą Bakugo sam doświadczył w gabinecie. No i te włosy... Katsuki spojrzał po sobie z niesmakiem, gdy zdał sobie sprawę, że w stosunku do swojego byłego prezentuje się dość mizernie. Bo Kirishima nie tylko przypakował, ale i urósł. Bardzo.

  — Shigaraki lubi dręczyć nowych — oznajmił nagle Eijiro, stając przed drzwiami bardzo podobnymi do tych, które prowadziły do jego mieszkania. — Nawet mimo mojej rekomendacji może zacząć cię prowokować, a wtedy — urwał na moment, powoli odwracając się w stronę Bakugo, który uniósł brwi — pod żadnym pozorem... słyszysz? Żadnym, nieważne jak cię nie nazwie czy czego nie powie... nie możesz mu odpyskować. Nie, jeśli rzeczywiście chcesz tu być. A chcesz, prawda?

  — No po coś tu przyszedłem? — powiedział Bakugo, patrząc na Kirishimę z niedowierzaniem. Czy on naprawdę sądził, że jakiś podrzędny przestępca, Shigaśmiga czy jak mu tam było, może podskoczyć mu, Bakugo Katsukiemu? Nie, to właśnie on podporządkuje sobie wszystkich. Najlepiej całą Ligę, z tym innym Kirishimą na czele. Z tym dziwnym Red Riotem.

  Gdy głowę Bakugo zajmowały śmiałe plany przejęcia władzy nad grupą przestępczą, a kto wie, może i nad całym światem, Kirishima trzykrotnie zapukał w drzwi, między pierwszym a drugim stuknięciem robiąc trzysekundową przerwę. Katsuki domyślił się, że to był jakiś sekretny kod, bo drzwi otworzyły się od razu, a za nimi stał mężczyzna. Mężczyzna z ręką zamiast głowy.

  — BOŻE, CO TO JEST?! — wrzasnął Bakugo, cofając się gwałtownie, przez co potknął się i upadł na ziemię.

  Gdy usłyszał głośne westchnienie Kirishimy, domyślił się, że być może jego reakcja mogła być nieco przesadzona. Była nawet bardzo przesadzona, czego dowiedział się, gdy, uprzednio nieco uniósłszy się na łokciach, zobaczył mężczyznę wyraźniej.

  Czarna bluza poplamiona kawą lub wymiocinami. Workowate dżinsy, nawet bardziej podziurawione od tych Katsukiego. Stare kapcie na nogach i... nie, on miał głowę. Z przyczepioną do niej ręką.

  Co z tym kolesiem jest nie tak? Wygląda jak menel nawet bardziej niż ja, pomyślał Bakugo, wciąż i wciąż od nowa taksując mężczyznę spojrzeniem. To jakiś pomocnik tego całego Shigarakiego?

  — Przepraszam za niego, jest ułomny — powiedział Kirishima po chwili, patrząc na wciąż leżącego Katsukiego ze zbolałą miną. — Sądzę, że zaraz wstanie.

  Bakugo, mimo osłupienia, jakie nim zawładnęło, załapał aluzję i rzeczywiście dźwignął się z ziemi, przezornie zachowując odstęp między sobą, a tym dziwakiem z ręką na twarzy. Może była przyklejona? Jak on w ogóle przez nią widział?

  — Co to jest? — zapytał dziwak, a Bakugo zmarszczył brwi. Byłby mu odpowiedział na zaczepkę, gdyby w porę nie dostrzegł błagalnego spojrzenia Kirishimy.

  — To Ground Zero. Mój nowy pomocnik. Chciałem ci go przedstawić, Shigaraki.

  Shigaraki? To jest Shigaraki?

  — Masz gust, Red — prychnął dresiarz, kręcąc głową. — Ten koleś do niczego się nie nada.

  — Ma ukryte talenty — mruknął Kirishima, z powątpiewaniem zerkając na nadal zdezorientowanego Bakugo. — Na pewno się przyda.

  Shigaraki widocznie przestał go słuchać, bo z ciekawością w częściowo zasłoniętych palcami oczach, wyminął podwładnego w drzwiach i podszedł do Katsukiego.

  — A umie mówić? Czy tylko wrzeszczy jak idiota? — zapytał zaczepnie, a Bakugo zacisnął zęby.

  — Każdy by wrzasnął, gdyby zobaczył takie straszydło jak ty — wycedził, ignorując Kirishimę, który za plecami Shigarakiego gwałtownymi gestami rąk próbował przekazać mu, żeby natychmiast przestał.

  — Uuu, postawił się. Niesamowite, jeszcze mi tu pyskaczów brakowało. Skąd go wytrzasnąłeś? — zwrócił się Shigaraki do Kirishimy, który błyskawicznie wrócił do roli poważnego Red Riota.

  — Pojawił się u nas dzisiaj rano.

  — Och? To on wywołał ten incydent z policją? — domyślił się mężczyzna, a Kirishimie drgnęła powieka.

  — Nie sądziłem, że...

  — Się dowiem? Ja wiem tutaj o wszystkim, Red Riocie, pamiętaj — wycedził Shigaraki, a Bakugo doszedł do wniosku, że naprawdę podziwia Kirishimę. Żyć z takim kolesiem pod jednym dachem i go nie zabić? Niewykonalne.

  — Niczego nie kwestionuję — odparł po chwili Eijiro, zachowując kamienną twarz.

  — W porządku, użeraj się z nim, jeśli tak bardzo chcesz — prychnął jego szef, wywracając oczami. — Możesz sobie zatrzymać zwierzaczka... pod jednym warunkiem.

  Kirishima zmarszczył brwi, a Bakugo wiedział, że słowa Shigarakiego nie spodobały mu się tak samo, jak jemu samemu.

  — Jakim?

  Shigaraki przeszedł w głąb swojego gabinetu, skinąwszy na pozostałą dwójkę, by podążali za nim. 

  — Widzisz, ostatnimi czasy mamy problem ze Stainem — wyjaśnił, zakładając ręce za plecami i stając przed gigantyczną szafą w rogu ściany, która jako pierwsza rzuciła się Bakugo w oczy. — Koleś był tu u nas, gdy dołączyłeś, pamiętasz?

  — Ledwo.

  — W każdym razie odszedł. Pozwoliłem mu na to tylko dlatego, że mnie irytował i prędzej czy później sam kazałbym go wywalić, ale, no cóż, uprzedził mnie. — Shigaraki wzruszył ramionami, otwierając drzwi szafy. — Przez kilka lat nie zawadzał, ale teraz... — Sięgnął po jedną z poupychanych na półkach grubych teczek, opatrzoną literą ,,S". — Teraz grozi, że zgłosi się na policję, jeśli mu nie zapłacimy. To by było kłopotliwe, rozumiesz.

  — Mam się go pozbyć? — zapytał Kirishima, unosząc brew i zerkając Shigarakiemu przez ramię, gdy ten przeglądał dokumenty w teczce.

  — Nie, nie ty — odpowiedział mężczyzna, odwracając się do Bakugo. — On.

  Zapadła cisza. Kirishima z niedowierzaniem wpatrywał się w przełożonego, który bezceremonialnie wcisnął teczkę do rąk Katsukiego.

  — Mam... zabić jakiegoś typa? Bo wam przeszkadza? — powtórzył tępo Bakugo, a Shigaraki uśmiechnął się szyderczo.

  — Tak. To jest to, co tu robimy. I nie przeszkadza ,,wam", tylko ,,nam", skoro już chcesz do nas dołączyć — powiedział beztrosko, a Kirishima zmarszczył brwi.

  — Hej, nie za ostro? Dopiero zaczyna, powinien dostać jakieś prostsze...

  — Red Riocie — przerwał mu Shigaraki, a jego ton już nie był tak lekki jak wcześniej — naprawdę cię lubię. Serio, jesteś jednym z nielicznych w tym cyrku, którzy znają się na rzeczy i nie są idiotami. Ale nawet ty, a może zwłaszcza ty, nie masz prawa wprowadzać do mojego zespołu bezużytecznych szczeniaków, które nie potrafią nawet...

  — Zrobię to.

  — Co? — Shigaraki uniósł brwi, nagle wytrącony z równowagi. — Serio?

  — Przecież powiedziałem — warknął Bakugo, zaciskając dłonie na teczce tak mocno, że te zbielały, a papier w środku na pewno choć trochę się pomiął.

— Bakugo, jesteś pewny? Załatwię to jakoś, nie musisz... — zaczął Kirishima, ale Shigaraki uciszył go gestem dłoni.

  — Przecież powiedział. — Może mu się zdawało, ale Katsuki przez chwilę był prawie pewien, że w jego głosie usłyszał coś na kształt zainteresowania, może nawet podziwu. — Za tydzień chcę go mieć martwego, w teczce masz wszystkie informacje. A ty, Red Riocie, pilnuj go, ale nawet nie próbuj zabić Staina za niego. Zrozumiałeś? — zapytał, posyłając Kirishimie ostrzegawcze spojrzenie, na które ten zareagował wymuszoną obojętnością i wzruszeniem ramionami.

  — Okej.

  — W takim razie wynocha,  wróćcie z dobrymi wieściami — zakończył Shigaraki i bezceremonialnie wypchnął ich za drzwi, zamykając je na klucz.

  Kirishima westchnął, zerkając na teczkę z widoczną irytacją w oczach. Podszedł do Bakugo, który przez moment był pewien, że ten chce go uderzyć i nawet przygotował się do odparcia ciosu, który nie nastąpił. Zamiast tego Eijiro nachylił się ku jego twarzy i szepnął tak cicho, że właściwie ledwo słyszalnie:

  — Porozmawiamy o tym później, tu jest podsłuch. 

  Bakugo skinął głową, po czym szybkim ruchem odepchnął go od siebie i ruszył przodem. Nie odszedł daleko, bo po przejściu kilku zakrętów samotnie zdał sobie sprawę, że zupełnie nie ma pojęcia, gdzie iść, więc zawrócił.

  — Zosia samosia, hm? — parsknął Kirishima, który właściwie nie ruszył się spod gabinetu Shigarakiego. — Poczekaj, jeszcze będziesz miał okazję się wykazać.

  Bakugo wywrócił oczami, próbując zignorować narastający na jego klatce piersiowej ciężar.  Tutaj, w odizolowanym od reszty świata podziemiu, wizja przyszłej misji wydawała się odległa... a jednak, gdzieś z tyłu głowy, wciąż kołatała mu się jedna, uciążliwa myśl.

  Będę musiał kogoś zabić.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro