26| szpieg
Bakugo znów był wściekły. Sam chciał to zrobić. Sam chciał zerwać tą głupią obietnicę, a przynajmniej chciał, zanim tu nie przyszedł i nie dowiedział się wszystkiego z ust Eijiro... A teraz to on wyskakuje z czymś takim?!
— Nie musisz dotrzymać słowa — dodał Kirishima po chwili pełnej napięcia ciszy, w której znów zdawać by się mogło, że w głębi mieszkania coś się poruszyło, sprawiając, że podłoga cicho zaskrzypiała... — Najlepiej o mnie zapomnij i... i...
— Tylko nie ten tekst, błagam — warknął Bakugo, wywracając oczami. — Rzygam nim.
— Nie żartuję!
— Cudownie, w takim razie trochę się postaraj! — krzyknął Katsuki, widocznie trochę wytrącając tym Kirishimę z równowagi. — ,,Robię to wszystko dla ciebie, proszę, kolejny powód, dla którego nie powinieneś mnie zostawiać"... A chwilę później to tandetne zapomnij o mnie! Chcesz być ze mną czy nie?!
— Chcę! Ale to naprawdę nie jest takie proste, Katsuki, błagam... — Najwyraźniej nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że nazwał go po imieniu. Bakugo też nie zwrócił na to większej uwagi.
— Nie jest proste, bo wciąż wszystko komplikujesz!
— Naprawdę lepiej będzie ci, jak zapomnisz... — Kirishima znów zaciskał palce na tym dziwnym czymś, co wcale nie było pilotem od telewizora.
— Bo nie próbowałem, co? Miałem na to pierdolone cztery lata i guzik z tego wyszło! Wtedy też mi tak powiedziałeś, pamiętasz?! ,,Zapomnij o mnie, to nie takie proste"! A teraz kurwa znowu to samo!
— Dobrze wiesz, że próbowałem uniknąć tej sytuacji...
— Co, może wciąż masz jakieś sekrety?! Przestań robić ze mnie debila, jak jest coś, o czym powinienem wiedzieć, to wal! - krzyknął Bakugo, już w ogóle nie zważając na jego tłumaczenia. Miał dość tego wszystkiego. Tajemnic, kłamstw, tego cholernego smutku w oczach. Potwornie wkurzające!
Kirishima milczał. Po krótkiej chwili wstał z kanapy i odsunął się o kilka kroków, jakby spodziewał się, że Bakugo zaraz się na niego rzuci, co w jego stanie właściwie było całkiem prawdopodobne. Uśmiechnął się słabo.
— Pod nami jest bomba. A to — Wskazał na dziwne urządzenie, które wciąż trzymał w dłoniach. — jest detonator. Nie jedyny, jak sądzę.
Bakugo znieruchomiał.
— Co... o czym ty...
— Uciekaj, Katsuki — przerwał mu Eijiro, nim Bakugo zdołał się uspokoić. — Dla mnie już nie ma ratunku, ale jeśli ty się pośpieszysz, uciekniesz i...
— Zwariowałeś?! Nie ma mowy! — zawołał Katsuki natychmiast, gdy tylko odzyskał zimną krew. — Oddaj mi to! — Wyciągnął rękę po detonator, ale Eijiro cofnął się pod ścianę.
— Katsuki, mówię poważnie, ucieka...
— W dupie mam twoje ,,poważnie"! UCIEKAM Z TOBĄ ALBO WCALE, ROZUMIESZ?! — Bakugo błyskawicznie poderwał się z kanapy, podchodząc bliżej Eijiro, by wyrwać mu urządzenie. W budynku powinni być już antyterroryści, ale Katsuki na własne oczy przekonał się, jak rozległa jest Liga i jak wiele ma zabezpieczeń. Czy to możliwe, że zdążyli już rozbroić bombę? Odpowiedź zdecydowanie mu się nie podobała.
— Nie! To przeze mnie znalazłeś się w tej durnej sytuacji, więc to ja poniosę konsekwencje... PUŚĆ TO! — Ale Katsuki zdołał już wyrwać mu urządzenie, teraz cofając się z nim w wyciągniętej do góry ręce.
Skoro podobno istniało więcej detonatorów, gdzie były pozostałe? Kto je miał? Kiedy bomba miała wybuchnąć i dlaczego właściwie Eijiro miał zginąć, skoro był rzekomo prawą ręką Shigarakiego?
— Co się stało, gdy mnie nie było? — zapytał więc chłodno Bakugo, w odpowiedzi uzyskując ponure spojrzenie i kilka niemrawych mruknięć. — Tak ci się spieszy do grobu?!
— I tak resztę życia spędzę w więzieniu! Już wolę umrzeć niż tam gnić! — krzyknął w końcu Kirishima, unosząc ręce do głowy i targając te swoje irytująco czerwone włosy.
— Taki jesteś pewny, ha?!
— Tak, jestem! Zabiłem co najmniej trzydziestu ludzi, to...
— Zamknij się i gadaj, o co chodzi z Shigarakim?! — przerwał mu natychmiast Bakugo, nie chcąc dłużej tego słuchać. Nie chcąc dlatego, że, choć nigdy by się do tego nie przyznał, panicznie bał się tego wyroku, jaki mógłby w rozprawie sądowej otrzymać Eijiro. I to wszystko przez jakieś głupie gimnazjalne...
— Przejrzał mnie, okej?! Nie wiem, może z tą swoją zemstą Mina jednak coś mu o tobie powiedziała, może to ten szpieg na dachu... W każdym razie wiedział o tym, że jesteśmy razem, a jak zniknąłeś... cała Liga huczała od plotek... Od razu stało się oczywiste, że to ja za tym stoję! I że muszę zginąć! — Teraz i on był roztrzęsiony, mimo wszystko widocznie przerażała go jednak wizja śmierci.
— Więc tak po prostu się poddałeś?!
— Oczywiście, że nie! To niemęskie! — oburzył się natychmiast Kirishima, chwilę później mimo wszystko dodając: — Ale teraz już za późno na zrobienie czegokolwiek, nie rozumiesz?! Uciekaj, idioto!
— Kurwa ma... — Bakugo urwał, czując, jak ktoś wyczerpuje mu detonator z ręki jednym szybkim ruchem, korzystając z ich nieuwagi i hałasu. Odwrócił się naprędce, by zaraz niemal się przewrócić, gdy Dabi odepchnął go od siebie gwałtownie, uśmiechając się złowieszczo.
Dlaczego on?! Co tu robił, skąd się wziął... To on krążył po mieszkaniu?! Słyszał każde słowo, a teraz wybrał dogodny moment, by zaatakować?!
— Dlaczego to robisz?! — krzyknął Kirishima, zaciskając dłonie w pięści i przyciągając Bakugo do siebie, tak że ten znów się zatoczył. — Zginiesz razem z nami!
— Myślisz, że mnie to obchodzi?! Nienawidzę tego wszystkiego! Nienawidzę ciebie! — wrzasnął jeszcze głośniej Dabi, a Bakugo przypominał sobie tamtą akcję sprzed miesiąca, gdy, walcząc z mniejszą organizacją przestępczą, mężczyzna powiedział coś podobnego... Wtedy też chciał zabić wszystkich wokół, łącznie z sobą, a przeszkodził mu tylko krzyk Katsukiego, który zaalarmował innych!...
— Ty pierdolony psycholu — syknął, wyrywając się Kirishimie i patrząc na Dabiego z obrzydzeniem. Miał detonator. Mógł wysadzić ich w każdej chwili...
— Katsuki, wyrwę mu to, a ty uciekaj — lekko drżącym głosem mruknął mu do ucha Eijiro, ale Bakugo pokręcił głową. To nie miało szans się udać, poza tym jego i tak już nadwyrężona duma nie zniosłaby kolejnego ciosu. Nie będzie brał nóg za pas jak ostatni tchórz! Już lepiej byłoby rzucić się na Dabiego we dwójkę, ale nawet to nie dawało gwarancji, że ten nie zdąży odpalić ładunku...
— Ładne sobie na dachu obietnice składaliście, hm? — parsknął nagle widocznie bardzo rozbawiony Dabi. — Shigaraki jednak dobrze zrobił, że kazał mi was śledzić! Śmierć kochanków, jakie to żałosne!
Bakugo nie czekał dłużej. Gdy mężczyzna odrzucił głowę do tyłu, jakby chciał wybuchnąć tym filmowym złowieszczym śmiechem głównego antagonisty, rzucił się na niego, przygniatając go do ziemi i po głuchym stęknięciu poznając, że Kirishima zrobił to samo. Detonator, gdzie detonator?!
Zobaczyli go w tym samym momencie. Bakugo nie miał pewności, że Eijiro wciąż nie miał w głowie tych bzdurnych pomysłów popełnienia samobójstwa i absolutnie nie zamierzał mu pozwolić na wysadzenie się w powietrze, postanowił więc, że musi zdobyć urządzenie na własną rękę i dźwignął się z podłogi, nie zważając na to, że teraz mógł zrobić to i Dabi, po czym pokonał szybko te kilka metrów, już miał go na wyciągnięcie ręki, musiał tylko podnieść i uciec z nim, to nic wielkiego...
— Nara, frajerzy! — krzyknął Dabi, gdy wszyscy trzej równocześnie rzucili się na detonator, a czyjaś ręka ostatecznie wylądowała na dużym przycisku, wciskając go z cichym pyknięciem.
Bakugo zamarł. W zapadłej ciszy zdawało mu się, że słyszy głośne bicie swojego serca, a nawet przepływ krwi, pulsującej w jego skroniach. Krótkie sekundy oczekiwania dłużyły mu się jak godziny, gdy spojrzał na Eijiro, który ze łzami w oczach objął go mocno i bezgłośnie wyszeptał: ,,Kocham cię", nim świat pochłonęła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro