17| upragniony spokój
Gdy nastał poranek następnego dnia, a Kirishima wciąż nie wracał, Bakugo zaczął się niepokoić. ,,Wieczorem, jutro lub wcale". Co, gdyby to: ,,wcale" było tą właściwą odpowiedzią? Gdyby mimo tego, że Katsuki wreszcie poznał tę część prawdy, którą wyjawiła mu Ashido, już nigdy nie mieliby być razem? Nie, chyba nikt nie może mieć aż takiego pecha.
W każdym razie nie miał zbyt wiele do roboty. Oglądał telewizję, jadł, raz nawet udało mu się zdrzemnąć na kilka godzin, przede wszystkim jednak dużo myślał. Po przeanalizowaniu historii Ashido doszedł do niezbyt ambitnego wniosku, że bez części Eijiro nie będzie w stanie wszystkiego zrozumieć. Kobieta wahała się w kilku strategicznych momentach, na przykład przy wzmiance o swojej zemście. Na czym niby polegała? Bakugo nie pamiętał, żeby w kilka dni po jej wizycie w akademiku te parę lat temu coś się zmieniło. Wręcz przeciwnie, było zaskakująco spokojnie. Eijiro nie robił niczego głupiego, nie zawalił żadnego sprawdzianu... był aż zbyt idealny, co oczywiście Katsukiemu nie wydało się wtedy dziwne. Może Ashido jakoś go szantażowała? Groziła śmiercią z rąk podwładnych Shigarakiego? Nie, to bez sensu, przecież wielki szef nie kiwnąłby palcem w stronę zrobienia czegokolwiek, co nie byłoby dla niego w jakiś sposób korzystne, a zabicie jakiegoś zupełnie niepowiązanego z nim nastolatka, bo Minie Ashido zachciało się zemsty, z pewnością do przynoszących korzyści czynności nie należało.
Tak więc Bakugo doszedł do jednego, prostego wniosku: żeby poznać całą prawdę, musi jak najwięcej wyciągnąć z Kirishimy przy pomocy niezliczonych pokładów swojego uroku osobistego. Jeśli go posiadał. Nieważne.
Tak długo i w wielkim napięciu czekał na ten dźwięk, że gdy wreszcie wybrzmiał echem po mieszkaniu, przez moment był autentycznie przerażony i pomyślał, że to bomba wybuchła mu przed nosem, a on zaraz zejdzie z tego świata, poznawszy zaledwie połowę prawdy. Cóż, wejście Kirishimy z pewnością można było określić mianem wybuchowego, bo z hukiem przeleciał przez korytarz, nie zdejmując nawet butów, po czym wparował do salonu i stanął przed Bakugo z przerażeniem i wyczerpaniem wymalowanymi na umorusanej twarzy. Rękawy jego modnego garnituru były w strzępach, a z kilku płytkich ran na jego ramionach i twarzy cienkimi strużkami spływała krew. W ręku trzymał odpalonego papierosa, którego zaraz przyłożył do ust, zaciągając się dymem.
— Gdzie ona jest? — wycharczał, wypuszczając chmurę dymu prosto w twarz Bakugo, który musiał odkaszlnąć kilka razy, nim warknął:
— Zgaś to cholerstwo!
— Gdzie ona jest?! — powtórzył Kirishima jutrzejszym tonem, nie zważając na słowa mężczyzny. — Ile ci powiedziała?!
— Kirishima, do kurwy, uspokój się! — krzyknął Bakugo, żałując, że nie może wstać, by się z nim zrównać. Czuł się teraz tak żałośnie mały. — Wyszła!
— Wyszła?
— Tak, zgasisz to wreszcie?!
Tym razem Kirishima posłuchał, rzucając papierosa na podłogę i dusząc żar podeszwą ubłoconego buta. Nie wyglądał na uspokojonego, zaciskał dłonie w pięści, a jego twarz wciąż wykrzywiał grymas.
— Co ci powiedziała? — zapytał szybko, pocierając ręką jedno ramię, przez co niechcący rozprowadził krew z ran, tak że teraz nie sposób było odgadnąć, gdzie te się znajdują.
— Najpierw to przemyj, nim wda się zakażenie — powiedział chłodno Bakugo, wiedząc, że nim zacznie wyciągać z niego potrzebne informacje, musi sprawić, by ochłonął. Nie zamierzał też, oczywiście, zdradzać od razu, jak wiele wie. Musiał zaznaczyć swoją dominację.
— To nic — mruknął niecierpliwie Kirishima, ale odpuścił, gdy Bakugo posłał mu wściekłe spojrzenie. — Kurwa, okej! Ale nie wymigasz się! — krzyknął, znikając za drzwiami łazienki. Bakugo uznał, że nie będzie po nim sprzątał, więc nie podniósł papierosa z podłogi.
_____
Kirishima wrócił stosunkowo szybko, a choć rzeczywiście przemył twarz i ramiona, bandaże, którymi od niechcenia się obwiązał, widocznie się zsuwały, w efekcie musząc bardziej przeszkadzać niż pomagać, co z jakiegoś powodu niesamowicie zirytowało Bakugo.
— Więc powiesz mi wreszcie... — zaczął Kirishima, ale urwał, gdy gwałtowne pociągnięcie w dół rozproszyło jego uwagę, powodując też, że opadł na kanapę obok Bakugo. — Co ty...? — Ale on nie słuchał, już tą jedną zdrową ręką ściągając mu bandaż i mocując go na nowo.
— Nawet zawiązać porządnie nie potrafi — mruczał przy tym pod nosem, a Kirishima, choć na początku zdziwiony, teraz tylko z przemieszaną z rozbawieniem irytacją obserwował jego zmagania.
— Skończyłeś już? Opowiesz mi, o czym rozmawialiście? — zapytał w końcu, ale Bakugo pokręcił głową.
— Najpierw ty mi powiedz, skąd w ogóle pomysł, że rozmawialiśmy o czymkolwiek. I skąd wiesz, że tu była.
Kirishima westchnął, uciskając palcami nasadę nosa, jakby błagając Boga o cierpliwość, której przecież, ale tylko w porównaniu do Bakugo, miał aż za dużo. W tym momencie chyba jednak rzeczywiście odczuwał jej brak, bo widocznie znów zaczynał się denerwować.
— W Lidze wszyscy to straszne plotkary. Ktoś widział, jak wchodzi do mieszkania, powiedział komuś innemu, aż w końcu Toga powiedziała mi. A rozmawialiście na pewno, bo ostatnio aż za bardzo interesujesz się moim życiem prywatnym — wycedził, kładąc nacisk na ostatnie słowa, czym Bakugo się nie przejął, wzruszając jedynie ramionami. W końcu teraz wiedział, że Eijiro wciąż go kocha. Teraz ich rozmowa wydawała się być jakaś inna, choć może tylko dla niego. Może mu się zdawało, ale bardziej przypominała te licealne.
— Więc? — ponaglił Kirishima, a Bakugo, widząc jego zdenerwowanie, miał przemożną ochotę, by jeszcze trochę potrzymać go w niepewności... tak w ramach zemsty za to całe Red Riotowanie.
Dopiero gdy w jego spojrzeniu doszukał się nutki strachu, zrozumiał, że nie może dłużej nabierać wody w usta. W końcu od tej rozmowy zależało, czy ważniak Kirishima stanie się Eijiro, jego Eijiro.
— Paplała coś o tym, że jest zimną suką i zniszczyła ci życie, ale ty nie chcesz powiedzieć tego na głos — rzucił niedbałym tonem, obserwując jednak uważnie reakcję mężczyzny. Zmieszał się, ale przez jego twarz przemknął też cień ulgi, jakby przez cały ten czas czekał, aż ona sama to zrozumie i da mu spokój. — Mówiła, że się w niej bujałeś, ale gdy zdała sobie sprawę, że też wielce cię kocha, było już za późno, bo byłeś ze mną...
— Czekaj, a... nie mówiła ci... dlaczego się w niej zakochałem? — przerwał mu nagle Kirishima, teraz bardzo blady na twarzy.
Bakugo zmarszczył brwi. To nie była część historii Miny Ashido, do której przywiązywał uwagę. Czemu się zakochał? Bo była ładna? Może coś w jej charakterze?
— Po co miałaby?
— A-aha, czyli nie — uznał Kirishima, któremu widocznie ulżyło. Czy to było takie ważne? Dlaczego? — Coś jeszcze?
— Wspominała o jakiejś zemście. — I znów ta dziwna, przerażona mina. — A potem o szantażu, gdy pojawiłeś się w Lidze. Zagroziła, że powie Shigarakiemu, że jesteś z policji. To dlatego jesteście razem, a raczej byliście, bo wybywa. Gratulacje, jesteś singlem — zakończył Bakugo, zauważając, że Kirishima patrzył na niego z niedowierzaniem. — Co, żałujesz?
— Nie, tylko... znaczy, nie o to chciałem... tylko tyle ci powiedziała? Nic o... o tej zemście na przykład? — zapytał, jakby wstydząc się tego, że ulżyło mu na myśl, że wreszcie zrywa kontakty ze swoją byłą już narzeczoną. Może Bakugo nie powinien teraz niczego mu proponować? Może faktycznie Kirishima chce przez jakiś czas pobyć sam?
— To twoja część. Powiedziała, że masz przestać tchórzyć i o wszystkim mi opowiedzieć.
— Och. — Znów był przestraszony, a może nawet i trochę zły; Bakugo zrozumiał, że jeszcze nie zmiękczył go na tyle, by cokolwiek z niego wyciągnąć. Cóż, jego ostania szansa. Ukryty As, którego lekko drżącą dłonią zamierzał wyciągnąć z rękawa.
To nic wielkiego. Przecież robił to już kiedyś, dokładnie przed tą samą osobą.
— Właściwie to mówiła jeszcze coś — powiedział powoli, a Kirishima westchnął, spoglądając z żalem na leżącego na podłodze papierosa, żałując zapewne, że nie może go znów odpalić. — Powiedziała, że mnie kochasz.
Stało się. Karta została rzucona na stół, teraz czas na ruch przeciwnika. Wspólnika, jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Bakugo czekał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro