Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15| niechciana opieka

  Bakugo obudził nie tyle hałas wydawany przez włączony telewizor, co jego jasne światło, które nagle zaczęło świecić mu prosto w twarz, tak że raziło mimo zamkniętych powiek. Gdy otworzył oczy, najpierw zobaczył więc zatrważający wynik meczu, a dopiero później sylwetkę najwyraźniej oburzonego Kirishimy, który z głośnym hukiem uderzył pięścią w stół, czemu mocy dodał wrzask komentatora, relacjonującego na żywo kolejny nieudany atak reprezentacji Japonii w piłce nożnej.

  — Kurwa mać, strzelaj! — wrzasnął Kirishima po kolejnej przepuszczonej okazji, a Bakugo cudem powstrzymywał się od śmiechu, widząc, jak bardzo wczuł się w sytuację.

  — Na pewno cię usłyszał — sarknął Bakugo, uśmiechając się złośliwie, a Kirishima chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że mężczyzna od paru minut nie śpi, bo spojrzał na niego ze zdumieniem w oczach.

  — Jak długo...?

  — Wystarczająco. Takich ciamajd to ze świecą szukać. — No chyba że zna się Deku.

  — Beznadziejni są — przytaknął Kirishima, widocznie nieudolnie próbując się uspokoić. — Jak się czujesz? — zapytał po chwili, może po to, by odwrócić uwagę ich obu od poczynań nieudolnych zawodników.

  I wtedy dopiero Bakugo przypomniał sobie, dlaczego właściwie leży na kanapie w salonie zamiast w tymczasowo swoim pokoju, a na dodatek jego lewe ramię jest całe w bandażach, głowa najpewniej też.

  — Zaskakująco dobrze — stwierdził w końcu, ze zdumieniem zauważając, że, zważywszy na to, w jakim stanie był po starciu z bandą zmarłej już Kendo (tak złym, że po wszystkim zemdlał przez utratę krwi), lekki ból w głowy i odrętwienie w lewym ramieniu są tak naprawdę niczym.

  — Czyli nie będzie trzeba zabierać cię do szpitala, dobra nasza — uznał Kirishima w widocznie lepszym humorze, który zaraz jednak mu się zepsuł, gdy spojrzał na ekran. — O Boże...

  W przeciwieństwie do niego, Bakugo nie zamierzał się dekoncentrować, zacisnął więc mocno powieki, by zebrać myśli.

  — Kto mnie opatrywał? Bo chyba nie ty?

  — Czemu niby nie ja?

  — O Boże, jakim cudem jeszcze żyję? — Bakugo uśmiechnął się pod nosem, gdy Kirishima posłał mu oburzone spojrzenie.

  — Żartujesz sobie? Przecież jeszcze chwilę temu czułeś się dobrze!

  — Jak teraz sobie pomyślę, co mogło się ze mną stać... — Wzdrygnął się niby, a Kirishima spojrzał na niego spode łba.

  — Przede wszystkim mogłem cię tam zostawić, powinieneś być mi wdzięczny — syknął, a teraz to z kolei Bakugo spochmurniał. — Gdybyś tylko posłuchał, do niczego by nie...

  — Gdyby nie ja, nie dalibyście sobie rady — przerwał mu natychmiast Katsuki, przypominając sobie o kontuzji na moment po tym, jak chciał założyć ręce. — Nie wystawiaj mi jakichś durnych kazań, Twice też oberwał.

  — Tyle że on nie ma przestrzelonego ramienia, jest przydatny — warknął Kirishima, już zupełnie nie zwracając uwagi na ekran, gdzie piłkarze jeden po drugim przed całym światem robili z siebie pajaców. — Choć może to i lepiej, wreszcie nie będziesz sprawiać problemów.

  — Co? Że to niby ja sprawiam problemy?! — niemal krzyknął Bakugo, z rozdrażnieniem zauważając, że kolejna zwykła rozmowa zmieniła się w kłótnię.

  — A kto teraz jest bezużyteczny przez własną głupotę, ha?!

  — Gdyby nie ja, nigdy nie dalibyście sobie rady!

  — Akurat! Gdyby nie ta twoja głupia akcja z zakładnikiem, poradzilibyśmy sobie z nimi w mgnieniu oka!

  — Gówno prawda! — wrzasnął już Bakugo, wiedząc, że jeśli tak dalej pójdzie, nie wytrzyma i po prostu rzuci się na Kirishimę, mimo krępujących go bandaży.

  — Wiesz co, nieważne, z idiotą się nie dogadasz — warknął ten, wstając z kanapy i chwilę później zamykając się w swoim gabinecie.

  — Kogo nazywasz idiotą, matole?! — krzyknął jeszcze za nim Katsuki, samemu dobrze wiedząc, na jakiego głupka wyszedł. To ta cholerna duma nie pozwalała mu przyznać się do porażki, ale czy teraz nie było jeszcze gorzej?

  Z westchnieniem opadł na poduszki i wlepił wzrok w ekran. Przegrali mecz.

_____

  — Wychodzę — oznajmił Kirishima godzinę później, gdy z grymasem na twarzy i ściągniętymi brwiami stanął przed wciąż leżącym na kanapie Bakugo, który nie mógł wstać przez zawroty głowy, więc tylko ze znudzoną miną gapił się w ekran telewizora.

  — Gdzie? — zapytał machinalnie, nawet na niego nie spojrzawszy. Choć gniew po kłótni minął mu już dawno, wciąż nie chciał patrzeć Kirishimie w oczy.

  — Zabić jakiegoś polityka. Wrócę albo bardzo późno, albo jutro, albo wcale, więc muszę upewnić się, że dasz sobie radę — wyjaśnił Eijiro, mówiąc to tak beznamiętnym tonem, jakby nie były to jego słowa, a wyuczona na pamięć formułka. — Możesz wstać sam?

  Bakugo nie odpowiedział, bo w szoku wpatrywał się w twarz Kirishimy.

  — Ej, aż tak mocno oberwałeś? — jakby zmartwił się nagle mężczyzna, zerkając niepewnie na czoło Katsukiego. — Mogę chyba załatwić kogoś, żeby się tobą opiekował... może Twice się zgodzi, jeśli akurat będzie w...

  — Zwariowałeś?! Nie ma mowy, nie potrzebuję żadnej opieki, a tym bardziej od tego pieprzonego idioty! — przerwał mu Bakugo, najwyraźniej wybudzając się z chwilowego otępienia. — Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

  — No wiesz, wyglądałeś, jakbyś...

  — Po prostu się zdziwiłem, kretynie! Jakim cudem Shigaraki pozwolił ci iść beze mnie?

  Kirishima zmarszczył brwi, widocznie próbując zrozumieć, o co dokładnie chodzi Bakugo.

  — Nie jest głupi, przecież wie, że w takim stanie do niczego się nie nadasz — mruknął po chwili, a Katsuki się skrzywił.

  — I co, tak po prostu dał mi zdrowieć? Nie pieprz bzdur, chcę iść!

  — Tak? To wstań i przejdź kilka kroków bez chwiania się, wtedy pogadamy.

  Bakugo próbował, ale, zgodnie z przewidywaniami Kirishimy, niemal od razu padł na kanapę
zamroczony.

  — Postanowione, zostajesz. A Shigarakim się nie przejmuj, wie, że nikt o zdrowych zmysłach nie poszedłby tak — powiedział mężczyzna pewnym tonem, lustrując Katsukiego wzrokiem. — Załatwiłem ci kule, żebyś miał się na czym podpierać, gdy będziesz chciał wstać. Jedzenie już przygotuję. To chyba wystarczy?

  — Chyba tak — mruknął niezadowolony Bakugo, z wściekłością wpatrując się w bandaż na ręce. Przynajmniej kilkanaście godzin przyjdzie mu spędzić samemu w tym wielkim, pustym mieszkaniu, nie mając absolutnie nic pożytecznego do roboty.

  Przecież on tu zgnije z nudów.

  Gdy Katsuki był zajęty posępnymi myślami o swojej szarej przyszłości, Kirishima szybko uwinął się z przygotowaniem mu posiłku i ewentualnych przekąsek oraz przyniesieniem mu tych niezbędnych kul. Potem błyskawicznie przebrał się w czarny, zapewne bardzo drogi garnitur rodem z filmów akcji, ukrył załadowaną broń i wyszedł bez pożegnania, rzucając tylko krótkie: ,,odpoczywaj", co Bakugo oczywiście w ogóle nie ruszyło. W ogóle...

  — Jebany palant, zatłukę frajera! — wrzasnął po kilku minutach ciszy, podczas których odbił w myślach epicką walkę. Kirishima, ten drań... jakim cudem mógł tak bardzo grać mu na nerwach?! Może Bakugo jednak był cholernym masochistą, bo ich relacja momentami bywała aż nazbyt toksyczna, a on wciąż nie potrafił odmówić sobie bliskości mężczyzny...

  Sięgnął po kulę zdrową ręką, w próbie wstania. Poszło mu lepiej niż bez niej, ale wciąż chwiał się niebezpiecznie, mimo tego nie rezygnując z zamysłu zrobienia Kirishimie na złość i nie zapewnienia sobie ani minuty odpoczynku. Może chodzić po całym mieszkaniu do wyczerpania sił, czemu nie. Przecież i tak nie ma nic lepszego do roboty.

  I wtedy szczęknął zamek w drzwiach wejściowych, które zapewne były teraz otwarte na oścież. Kirishima wrócił do mieszkania? Zapominał czegoś? A przecież zdawał się być tak zorganizowany!

  Bakugo poprawił swoją pozycję, chwilę później powoli kierując się w stronę korytarza, żeby pokazać temu cholernemu idiocie, jak niezależny i uparty potrafi być. Jaki szok go spotkał, gdy zobaczył, że to nie Kirishima właśnie ściągnął buty w przedpokoju.

  — Bakugo? — zapytał intruz, prostując się i patrząc na Katsukiego z niedowierzaniem w oczach.

  Nie intruz, intruzka. Kobieta, przez której pojawienie się Bakugo stracił równowagę i upadł na podłogę, nie będąc w stanie nic powiedzieć.

  Wróciła Mina Ashido.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro