Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14| płomienne spojrzenie

  Coś z głośnym świstem przeleciało nad głową Bakugo, gdy rzucił się na niego Kirishima, przygniatając go do brudnej ziemi. 

  — Uciekaj stąd, natychmiast — warknął, kolejnym szarpnięciem stawiając go na nogi. Wokół już śmigały kolejne pociski, wystrzeliwane przez przyjaciół i wrogów. Ktoś upadł, ale Bakugo nie potrafił ujrzeć, kto, bo zaraz widok znów przesłonił mu Kirishima, który z wściekłością wymalowaną na twarzy spoliczkował go. 

  — Uciekaj!

  Ale teraz, gdy do Bakugo wreszcie dotarło, co się dzieje, rozgorzała w nim złość podsycana poczuciem upokorzenia. Tak oto Kirishima jasno mówił mu, że zawalił i dzisiaj nie będzie walczył. 

  Bez słowa rzucił się na podłogę, gdzie zauważył porzucony przez kogoś, możliwe nawet, że przez niego samego, pistolet, po czym podniósł go. 

  — Bakugo, nie! — krzyknął Kirishima, ale on już nie słuchał, biegnąc między porozrzucane pod ścianą garażu kartony, gdzie musiał wciąż kryć się Watanabe. Niemal potknął się o ciało... ciało tego nastolatka, którego imienia wciąż nie znał, a który teraz martwy wzrok utkwiony miał w suficie garażu, kończyny powykręcane w nienaturalny sposób, czerwone od jego własnej krwi.

  Katsuki wyminął go i pobiegł dalej, zachowując względny spokój. Za sobą wciąż słyszał wściekłe wrzaski Kirishimy, który najwyraźniej również włączył się do walki. Toga była blisko, bo mimo ogromnego hałasu był w stanie usłyszeć jej złowieszczy chichot i pełne wściekłości syki Komori. Gdy spojrzał w ich stronę, zobaczył akurat, jak Himiko zgrabnie uchyla się pod wyciągniętą do ciosu dłonią przeciwniczki i zatapia nóż w jej podbrzuszu. Dziewczyna jęknęła, rzuciła ostatnie zrozpaczone spojrzenie na znajdujące się metr czy dwa dalej, zapewne odrzucone w walce pistolety, po czym padła na ziemię.

  — Powodzenia! — zawołała jeszcze do Bakugo Toga, nim z szerokim uśmiechem odbiegła szukać innej ofiary.

  Pudła może i były wielkie, ale za to nie było ich wiele, więc przerażonego Watanbe znalazł stosunkowo szybko.

  — Inni za ciebie walczą, a ty się ukrywasz, ha? — warknął, gdy ten na jego widok nieporadnie spróbował wyjąć pistolet, cały drżąc. — Daruj sobie, załatwię to jednym strzałem. — Mimo swoich słów, Bakugo wiedział, że nie zamierza go zabić. Zranić owszem, by Toga, Twice i Dabi upewnili się, że rzeczywiście jest po ich stronie, ale absolutnie nie robić sobie powtórki z przeżyć po zabójstwie Staina, nawet jeśli tak naprawdę było to samobójstwo.

  — Nie rozumiesz! Oni wszyscy... oni wszyscy się znają! Kendo, Monoma, Komori, Honenuki i Tetsutetsu! A my... nasza trójka... na pewno by nas zostawili, gdyby tylko mieli możliwość ucieczki! — pisnął Watanabe, wciąż drżącymi dłońmi usiłując wyciągnąć broń. — Błagam, nie zabijaj mnie!

  — Jesteś obrzydliwy — warknął Bakugo, a chwilę później rozległ się strzał... tyle że coś było nie tak. Watanabe wrzasnął i upadł na podłogę, łkając głośno nad zranioną nogą, owszem, ale... ale Katsuki też niemal krzyknął, gdy ostry ból przeszył jego ramię, a twarz kulącego się przed nim mężczyzny została spryskana krwią.

  Bakugo, wciąż oszołomiony bólem, spojrzał przez ramię. Pędziła na niego ta wielka kobieta, wrzeszcząc głośno, przez co przypominała rozjuszonego byka. Odskoczył, a ona porwała w ramiona Watanabe i rzuciła się z nim do ucieczki.

  Zakręciło mu się w głowie, gdy spojrzał na swoją rękę, a raczej na to, co z niej zostało, gdy przestrzelona kulą kobiety pokryła się krwią. 

  — Tchórze... — wydyszał ktoś, kogo Bakugo wcześniej nie zobaczył, a kto okazał się być Monomą, wyraźnie osłabionym, z połową twarzy zalaną szkarłatną posoką. — Liga... nas nie docenia... wezmę cię ze sobą! — wrzasnął, rzucając się na Katsukiego, który całą siłą woli starał się odwrócić swoją uwagę od przeszywającego bólu, który zdawał się rozdzierać mu wszystkie kończyny, a nie tylko jedną. 

  Nadchodzący cios w podbródek zablokował, posyłając uderzenie w brzuch Monomy, który widocznie chciał walczyć na śmierć i życie. Bakugo mimo rany krępującej jego ruchy bardziej skupiał się na tym, by wygrać potyczkę bez większych uszczerbków na zdrowiu, a przećwiczone podczas treningów ruchy przychodziły mu z zaskakującą łatwością. Po chwili Monoma leżał na ziemi pod jego stopami, zalany krwią i ledwo żywy, uśmiechał się jednak, bo dzięki swojej polegającej na ataku taktyce zdołał zranić Bakugo, który teraz ciężko dysząc osłaniał oczy przed spływającą z rany na czole krwią. 

  Chwiejnym krokiem przeszedł kilka metrów, starając się nie patrzeć na mijane po drodze ciała kolejno wcześniej pokonanej przez Togę Komori, bezimiennego nastolatka i jeszcze drżącego w konwulsjach Honenukiego.

  Zostali Tetsutetsu i Kendo..., przemknęło mu przez myśl, gdy do jego uszu znów zaczęły dochodzić wściekłe wrzaski wciąż walczących. Dlaczego jeszcze nie wygrali? Przecież uciekinierzy, zgodnie ze słowami Watanabe, raczej nie zamierzali pomóc dawnym kompanom. Czyli... czyli ktoś z grupy Katsukiego musiał być ciężko ranny, a może tylko nieprzytomny.

  Gdy wyłonił się zza jednego z większych kartonów, teraz porozrzucanych razem z ciałami po całym garażu, zobaczył wreszcie główną scenę, rozgrywającą się tuż przed nim. Dabiego nie było nigdzie w pobliżu, a na środku, walcząc ramię w ramię, Kendo i Tetsutetsu mierzyli się z Red Riotem i teraz śmiertelnie poważną Togą, która z zaciekłą miną starała się ominąć szczelną obronę Kendo i zadać jej cios, tak, jak wcześniej zrobiła to z Komori. Twice musiał być nieprzytomny...

  Z chwilą, gdy Bakugo ujrzał Kirishimę, wszystko ucichło. Postawione na żelu włosy zwichrzyły się lekko, niektóre pasma opadały mu teraz na czoło, w połowie zakrywając liczne drobne ranki, niczym niepodobne do tej zadanej Katsukiemu przez Monomę. Ale to nie to najbardziej przykuwało uwagę w tym obrazie, tylko wyraz twarzy Kirishimy, na której wściekłość mieszała się z wyrafinowanym spokojem, w swoim opanowaniu wręcz pięknym...

  Bakugo spojrzał na ziemię, karcąc się za chwilę otępienia. Musiał im pomóc... na ziemi leżały rzucone wcześniej przez walczących pistolety, a on miał teraz do nich łatwy dostęp, mógł szybko schylić się i wycelować... tyle że zdawało się być to niewykonalne teraz, gdy ciała przeciwników poruszały się zbyt szybko, by określić, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.

  — Bakugo! — usłyszał, zaraz za sobą widząc Dabiego, który z szaleńczym uśmiechem wskazał na coś dużego, co trzymał w rękach. — SPALMY TO WSZYSTKO! — wrzasnął, rzucając pusty już kanister benzyny na ziemię i wyciągając zapalniczkę, co Katsuki widział w jakby zwolnionym tempie, a obraz jeszcze bardziej zniekształcała wciąż sącząca się z rany na czole i zalewająca mu pole widzenia krew. Ból w ramieniu...

  — ZABIJESZ NASZYCH! — krzyknął Bakugo, łapiąc go zdrową ręką za ramię, a jego wrzask okazał się zbawienny, bo teraz walczący spojrzeli w ich stronę z tym samym oburzeniem i zdezorientowaniem w oczach. 

  Wszyscy, oprócz Red Riota, którego twarz nagle zmieniła się w maskę bez uczuć, gdy wykorzystując rozkojarzenie przeciwnika, błyskawicznie powalił go na ziemię. 

  — Tetsutetsu! — ryknęła Kendo, odwracając głowę, co i dla niej okazało się zgubne, bo po chwili w jej szyi zatopiło się ostrze zakrwawionego już noża Togi, która zaczęła głośno się śmiać, podobnie jak Dabi chwilę później, gdy wyrwał się Bakugo i rzucił zapalniczką w ciało Kendo, które niefortunnie upadło akurat w największą kałużę rozlanej benzyny, błyskawicznie wzniecając ogień.

  — Kendo! Nie! — wrzasnął Tetsutetsu, chcąc wyrwać się Red Riotowi, który jednak z maską obojętności na twarzy kopnął go w brzuch, po czym złapał w locie rzucony mu przez Dabiego pistolet i z zimną krwią zabił ostatniego przeciwnika w garażu, chwilę później wrzucając go w płomienie.

  — Ewakuujemy się — rozporządził, a po przebiegnięciu kilku metrów zarzucił sobie ciało nieprzytomnego Twice'a na ramiona.

  Płomienie trzaskały, rzucając iskry, Dabi i Toga śmiali się wciąż, a Bakugo pomyślał, że on sam chyba zaraz zemdleje, gdy kolejna fala bólu przelała się przez jego ciało, kiedy wyszli z płonącego garażu.

  — A teraz powiedz mi, co to do cholery miało być?! — wrzasnął nagle Kirishima, rzucając ciało Twice'a na drogę i podchodząc do niego z wściekłością wymalowaną na twarzy. 

  Przynajmniej przestał być tak cholernie spokojny, pomyślał Bakugo, zdając sobie sprawę, że mimo płonącej w oczach złości, mężczyzna jest mniej przerażający niż chwilę wcześniej, gdy z chłodną żądzą mordu w oczach wrzucał ciało Tetsutetsu w ogień. 

  — Mówiłem, żeby ich nie lekceważyć! Obyłoby się bez ran, gdybyśmy zrobili to z zaskoczenia! — wrzeszczał Kirishima, a Bakugo pomyślał, że teraz jest jeszcze piękniejszy, niż wcześniej... ludzki. Wyglądał, jakby wreszcie zaczynał się bać, a może po prostu martwił się o niego? — Bakugo?! Słuchaj, co do ciebie mówię, a nie... Bakugo! 

  Ostatnim, co usłyszał Katsuki, było głuche uderzenie, gdy jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro