12| przedstawienie czas zacząć
Kirishima zdawał się nie zauważać wściekłego spojrzenia Bakugo, gdy szybkim krokiem przemierzali korytarze Ligi w stronę znajomego gabinetu Shigarakiego. Zdawał się nie zauważać również, że mężczyzna jest dziwnie cichy i nawet nie narzeka na ciążące im na rękach sterty papieru.
Bakugo natomiast zauważał zbyt wiele. Widział harde spojrzenie Kirishimy utkwione w drodze przed nimi, to, jak bardzo był spięty. Dłonie ledwo zauważalnie mu się trzęsły, najprawdopodobniej zaciskał zęby. Doskonale udawał, nikt inny by tego nie odkrył.
Ale Katsuki przecież nie był jak inni.
Czy to, co się wydarzyło, miało zostać zapomniane? Nie będą o tym rozmawiać? Przecież to Eijiro zawsze twierdził, że rozmowa jest bardzo męskim i dojrzałym sposobem radzenia sobie z problemami, a teraz co? Zamierzał ignorować to zbliżenie? Ten pocałunek?
— Kirishima, musi...
— Red Riocie — przerwał mu mężczyzna, zerkając na przechodzącą obok grupkę ludzi. — Nie zapominaj się, Ground Zero.
Bakugo wywrócił oczami, zaciskając dłonie w pięści.
— Dobrze, Red Riocie — warknął, kładąc nacisk na pseudonim Kirishimy. — Możesz mi powiedzieć, co... co to, co się stało, miało znaczyć?
— Nie wiem, o czym mówisz.
Ała.
— Doskonale wiesz, o czym...
— Jak tylko wyjdziemy od Shigarakiego, spotkamy się Dabim, Twice'em i Togą, masz się przy nich pilnować, pamiętasz?
— Kurwa, odpowiadaj, a nie...
— Jesteśmy — znów przerwał mu Kirishima, błyskawicznie otwierając drzwi do gabinetu Shigarakiego, który jakby nigdy nic grał na telefonie w jakąś grę lub symulator jazdy, co Bakugo wywnioskował po jego zaciętym wyrazie twarzy i gwałtownym pochylaniem się to w jedną, to w drugą stronę, jakby faktycznie skręcał. Nawet nie uniósł wzroku, gdy Kirishima odchrząknął, by zwrócić na siebie jego uwagę.
— Połóżcie to tu, widać jednak sam muszę to zrobić — burknął Kurogiri, wchodząc do pokoju przez drugie drzwi i wskazując na przestrzeń biurka Shigarakiego wolną od jego bosych stóp.
Wykonali jego polecenie, a Bakugo ze złością zauważył, że Kirishima znów go ignoruje, robiąc wszystko, byle tylko nie musieć na niego patrzeć.
— Powiesz mi, co mamy zrobić? — warknął, gdy zmierzali do wyjścia, na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
— Dowiesz się razem z Twice'em, Dabim i Togą — odparł, a wtedy Bakugo poczuł, jak coś w nim pęka. Nie zważając na to, że ktoś może ich zobaczyć lub usłyszeć, szybkim ruchem przycisnął Kirishimę do ściany, tak, jak zrobił to tamten pół godziny temu.
— Mam kurwa dosyć, albo powiesz mi, dlaczego mnie pocałowałeś, albo...
— Albo co? — warknął Kirishima, mrużąc oczy i krzywiąc się lekko. Rozglądał się na boki, jakby szukał drogi ucieczki.
— Albo ci przywalę!
Przez moment trwali w absolutnej ciszy, Bakugo czuł, że ręce zaczynają mu drżeć. Ten beznamiętny wyraz twarzy, puste spojrzenie...
— To przywal — mruknął w końcu Kirishima, nadstawiając policzka. — No, wal, zasłużyłem — dodał ciszej, gdy mimo mijających sekund cios nie nadszedł.
Dopiero gdy uniósł wzrok, zobaczył, że Bakugo wcale na niego nie patrzy. Wbijał wzrok w podłogę, a jego usta co rusz otwierały się i zamykały, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił się wysłowić.
— Oo, przeszkadzamy? — usłyszeli dziewczęcy głos, dobiegający ich z drugiego końca korytarza. To Toga, Dabi i Twice nadeszli, wszyscy z identycznym wyrazem zdezorientowania na twarzach.
— Skąd. To się więcej nie powtórzy, prawda, Ground Zero? — rzucił Red Riot, zręcznie wymykając się spomiędzy jego rąk.
Bakugo tylko skinął głową, wciąż niezdolny do tego, by cokolwiek powiedzieć. Kirishima tak po prostu się przyznał, nie szukał nawet żadnych wymówek. Czy to znaczyło, że ten pocałunek naprawdę był sposobem na uciszenie go?
— Na naszym terenie pojawiła się nowa organizacja, Shigaraki chce ją usunąć — wyjaśnił wreszcie Red Riot, wywracając oczami.
— Oczywiście on będzie się lenił, a my mamy odwalić czarną robotę — odgadł Dabi, jak się okazało bezbłędnie, bo w odpowiedzi dostał niechętne: ,,tak".
— Postarajcie się nie odnieść żadnych poważniejszych ran, ja i Ground Zero będziemy się przyglądać, w razie czego dołączę do walki.
— Ha? Dlaczego on nie bierze w tym udziału?! — zdenerwował się Twice, a Red Riot wywrócił oczami.
— Jest początkujący, musi się nau...
— Bzdury! — pieklił się nadal mężczyzna, zaciskając dłonie w pięści. — Każdy od razu jest tu rzucany na głęboką wodę, a ten się będzie uczył! — syknął wściekle, ignorując ostrzegawcze spojrzenia nagle całkiem poważnych Dabiego i Togi.
— Jeśli zaraz się nie zamkniesz... — zaczął Red Riot, ale przerwało mu inny głos, dziwnie zachrypnięty:
— Ma rację. Nie jestem dzieckiem, mogę walczyć — warknął Bakugo, prostując się nagle i przybierając zacięty wyraz twarzy.
— Nie, nie będziesz...
— Bo? Shigaraki wyraźnie chce, żebym pokazał, na co mnie stać. Jest od ciebie wyżej pozycją, nie możesz mi niczego zabronić.
— Hej, chłopcy, wyluzujcie trochę — wypaliła nagle Toga, wieszając się na ramieniu Twice'a i zerkając niepewnie na Red Riota, który wyglądał, jakby był na skraju szaleństwa. — To w końcu nie będzie jakiś duży gang, nie? Trochę się z nimi pobawimy i po sprawie.
— Och, szybko się z tym uwiniemy, może nawet Ground Zero nie będzie musiał się wychylać — zaszczebiotał nagle Twice, a Bakugo z niechęcią przyjął jego zmianę osobowości. Teraz przekonanie Kirishimy mogło okazać się o wiele trudniejszym zadaniem...
— Niech wam będzie.
— Serio? — wypalił Bakugo nim zdołał się powstrzymać, otrzymując w odwecie pobłażliwe spojrzenie teraz wyraźnie rozbawionego sytuacją Dabiego.
— Ale to ja zadecyduję, kiedy masz włączyć się w walkę — uściślił Red Riot, zerkając z ukosa na Katsukiego. — Żadnych ale. Idziemy.
_____
Gdy stanęli przed garażem, Bakugo zrozumiał, dlaczego Kirishima wywrócił oczami, wspominając o tym, że Shigaraki chce usunąć nową organizację. Widać był dużo bardziej zapobiegawczy i ostrożny niż wskazywało na to jego zachowanie, bo to, co ukazało się ich oczom, było zaledwie przedsionkiem Ligi, średniej wielkości starym garażem, przez który wszyscy szczerze zaczęli wątpić w wagę tej akcji.
— Nie lekceważcie ich — uprzedził Red Riot, ale nie przeszkodziło to Dabiemu i Bakugo w wymienieniu porozumiewawczych, pełnych pogardy spojrzeń.
— Uważajcie na siebie wszyscy! — zawołał Twice z przejętą miną.
— Ground Zero... pójdziesz pierwszy, tylko ciebie nie znają. Powiesz, że chcemy się przyłączyć do ich grupy i absolutnie nie będziesz ich atakował, chyba że w samoobronie — wyjaśnił Red Riot, krzywiąc się, a w głowie Bakugo pojawiła się absurdalna, od razu odrzucona myśl, że może się o niego martwił.
Bzdura, przecież tu nawet nie ma się o co martwić.
— Czy nasz dzidziuś da sobie radę? — prychnął Twice, a Bakugo zacisnął dłonie w pięści.
— Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a rozwalę ci łeb — warknął, błyskawicznie odpychając mężczyznę na bok i bez wahania ruszając ku garażowym drzwiom, za plecami słysząc chichot Togi, która widać uznała ich konfrontację za wybitnie zabawną.
Stanął przed drzwiami, jeszcze raz sprawdził, czy broń jest na swoim miejscu, i pchnął je gwałtownie, wchodząc do środka.
Przedstawienie czas zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro