Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23| prawda

  — No, gadaj — burknął Bakugo po chwili, przeklinając Deku i jego najpewniej celowe budowanie napięcia. Idiota.

  — Więc... Kirishima jest w Lidze. Działa pod pseudonimem Red Riot i... i jest prawą ręką Shigarakiego.

  Bakugo zamarł. 

  — Czy... czy ty sobie ze mnie żartujesz? — zapytał cicho, zaciskając mocno powieki i przecierając twarz dłonią.

  Deku najwyraźniej bardzo się przejął.

  — Nie, Kacchan, przepraszam, ale musisz wiedzieć i... tak mi przykro...

  — Rany boskie, o co ci chodzi?! Cholerny Deku, przecież to już wiem! — wrzasnął Bakugo, zupełnie ignorując to, że biedny Midoriya naprawdę nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, jak bardzo go rozczarował.

  — C-co? Jak to? I... i nic z tym nie zrobiłeś?

  — A co miałem zrobić? To Aizawa powinien wreszcie ściągnąć go z tego głupiego śledztwa, bo tkwi tam od czterech lat! — Bakugo naprawdę nie rozumiał, dlaczego Deku jest tak głupio zdziwiony. Przecież to oczywiste, że Eijiro infiltruje Ligę jak on!

  To oczywiste, więc dlaczego ta ciamajdowata pseudo-mądrala wciąż milczała?

  — Kacchan... o jakim śledztwie mówisz? — zapytał cicho po chwili, a Bakugo był pewien, że w tle słyszy szelest papierów. Ha, kretyn musiał siedzieć w pracy na nadgodzinach, podczas gdy on miał już awans zagwarantowany i bez tego!

  — Kurwa mać, sam to sprawdź. Powinny być jakieś dokumenty z tą sprawą, bo ja wiem. 

  — W sensie że... Kirishima jest z policji, tak? Że robi to, co ty robiłeś? — Bakugo nie podobał się ten ton. Ostrożny, spokojny, jakby Deku bał się przestraszyć małe dziecko, które dopiero co się obudziło.

  — O co ci kurwa chodzi?!

  Midoriya milczał przez chwilę, nim wyszeptał:

  — Kacchan... Kirishima jest w Lidze od kiedy skończył piętnaście lat.

  Zapadła cisza. 

  Nie, cholerny Deku się mylił. To Mina Ashido dołączyła do Ligi w ostatniej klasie gimnazjum, nie... nie Eijiro...

  — Kacchan? Jesteś tam? 

  Powoli odsunął telefon od ucha i przerwał połączenie. A potem zacisnął powieki tak mocno, że przed oczami pojawiły mu się mroczki.

  Ashido wybuchła śmiechem, gdy wspomniał o policji. Legitymacja musiała być fałszywa, a on, oszołomiony spotkaniem ze swoim byłym, nawet tego nie sprawdził. Tyle razy Eijiro wahał się w momencie, gdy o tym wspomniał. Cały czas mówił o tym, że z Ligi nie da się uciec, panicznie bał się powiedzieć prawdy, żeby Katsuki go nie znienawidził...

  A więc przez cały czas go okłamywał. Cały pierdolony czas. 

  Wdech, wydech. Bakugo wiedział, że musi się uspokoić i przemyśleć wszystko na spokojnie. Przecież na pewno było jakieś logiczne wyjaśnienie, inne niż...

  — Kurwa mać! — krzyknął, wykonując gwałtowny ruch ręką, przez co zrzucił coś na ziemię. Szkło rozprysło się po podłodze, ale w tym momencie o to nie dbał.

  To wszystko było kłamstwem. Ich wspólne życie nie istniało, nawet czas w liceum, który przez tyle lat wspominał z nabożną czcią okazał się być głupią farsą. Bakugo już nawet nie dbał o nękającą go wcześniej sprawę zemsty Ashido. Jakie to miało znaczenie, gdy jego chłopak okazał się być zakłamaną świnią?!

  Może kłamał, gdy mówił, że go kochał?

  Kolejna rzecz poleciała na podłogę, a za nią kolejna. Bakugo miotał się w furii po mieszkaniu, z wściekłości rozwalając wszystko, co napatoczyło mu się pod rękę. Do kieliszka po winie i poplamionych teraz poduszek z kanapy dołączył pilot od telewizora i samotna patelnia, wciąż nieumyta po triumfalnej uczcie, która widać była potwierdzeniem reguły, która mówi, że gdy jest zbyt dobrze, zawsze coś się psuje.

  Brzdęk. Talerz rozbił się na kawałki, zupełnie jak dopiero co posklejane serce Bakugo.

_____

  Następnego dnia obudził się z silnym kacem. Jego wieczorne szaleństwo nie zakończyło się na niszczeniu. Po godzinie rzucania się od kąta do kąta, do ręki wpadła mu butelka z trunkiem mocniejszym niż wino i nim zdołał się spostrzec, był bardzo pijany. Nie będąc w stanie wstać z podłogi, obudził się oparty o kanapę w bardzo niewygodnej pozycji, przy czym miał niewiarygodne szczęście, że nie wbił sobie w nogę kawałków rozsypanego wszędzie szkła.

  Tak więc był zmęczony, obolały i wściekły, przy czym nawet nie zarejestrował momentu, gdy wszechogarniająca bezsilność przelała czarę goryczy, a po policzku spłynęła mu pierwsza łza.

  I po cholerę była mu ta głupia obietnica. Po co zarzekał się, że będzie Eijiro kochał zawsze, skoro najwyraźniej była to miłość nieodwzajemniona? A poszlaki miał cały czas pod nosem, ale, zbyt otumaniony bliskością po czterech latach rozłąki, nie potrafił ich połączyć w jedną całość.

  Cóż, mówi się, że najciemniej jest pod latarnią.

  Gdy ból głowy nieco odpuścił,  Bakugo znów zaczął rozmyślać o odkrytej prawdzie. Co wiedział? Ashido Mina i Kirishima Eijiro w wieku piętnastu lat dołączyli do Ligi złoczyńców. Eijiro był w Ashido zakochany... rok później rozeszli się do różnych szkół, a on... odszedł z Ligi? Może tylko próbował. Może dlatego wciąż z żalem wspominał, że z Ligi nie da się uciec, może...

  — Cholera jasna — jęknął Bakugo, intensywnie pocierając sobie skronie. Tak ciężko było łączyć fakty! Eijiro go kochał czy nie? Chciał być w Lidze czy robił to, bo musiał? Katsuki zaczynał zastanawiać się, czy kiedykolwiek naprawdę go poznał, skoro pod grubą warstwą tajemnic mógł się kryć całkiem inny, obcy mu człowiek...

  Dzwonek do drzwi wyrwał go z rozmyślań, zmuszając do dźwignięcia się z podłogi i mozolnego spaceru w stronę drzwi wejściowych. Otworzył je szarpnięciem, nawet nie zastanawiając się nad tym, jak żałośnie musiał wyglądać.

  — Kacchan... o Boże, co się stało? — wyjąkał Deku, a stojący za nim Todoroki zlustrował Bakugo czujnym wzrokiem.

  — No teraz to wyglądasz jak rasowy menel — skwitował, za co dostał po głowie od wyraźnie przerażonego Midoriyi.

  — Cicho, nie widzisz, że coś jest nie tak?! Kacchan, co jest nie tak?

  Bakugo bez słowa zatrzasnął im drzwi przed nosem, modląc się w duchu, by sobie poszli, choć tak naprawdę w ogóle nie wierzył w taki cud. Cóż, nie mylił się.

  — Kacchan, proszę, porozmawiaj z nami! Chcemy pomóc!

  — Pomożecie mi, gdy spierdolicie w podskokach! — wrzasnął Bakugo, mając nadzieję, że stara jędza z mieszkania obok dobierze się do dwójki bezbronnych wobec jej potęgi policjantów. Tak też się widocznie stało, bo po chwili do zrozpaczonych jęków Deku dołączył skrzek wiedźmy wychodzącej na polowanie.

  Normalnie uśmiechnąłby się mściwie lub chociaż przybił sobie mentalną piątkę, ale teraz nie miał na to ochoty. Na nic nie miał ochoty, nawet na jedzenie, co przecież w pewnym wieku już się nie zdarza. Może powinien zacząć oglądać te głupie telewizyjne komedie, żeby wyprały mu mózg? Odcięcie się od świata mogło być ciekawą perspektywą... która absolutnie nie wchodziła w grę. Kłopoty miłosne (jak on nienawidził tej nazwy) swoją drogą, a praca i ambicje swoją. To na tym powinien się skupić, jeśli nie chciał do końca życia być najbardziej żałosną wersją siebie, która naiwnie wierzyła, że ktoś będzie w stanie ją pokochać. Nie ma tak łatwo.

  Awans. Dostał go, więc właściwie mógł uznać pobyt w Lidze za udany, nawet jeśli... nawet jeśli napotkał pewne problemy. Przejściowe problemy oczywiście. Już nie były ważne, bo teraz powinien całkiem skupić się na pracy i zupełnie zignorować nie do końca rozwiązane tajemnice. One już dłużej się nie liczyły. Nic związanego z dwulicowym draniem Red Riotem się nie liczyło.

  Nawet ich głupia obietnica.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro