26
Project Escape 1 - Day without dawn
Gdyby Shin nie znalazł karty Sou od razu
Sou przeciągnął się. Czuł się bardzo wypoczęty. Jak na miejsce gdzie oczekiwano, że ktoś z nich zginie zapewniano im dobre warunki snu. Do tego właśnie kierował się na śniadanie, które z doświadczenia już wiedział, że będzie przepyszne. Tak można było żyć. W dodatku, dzięki takiemu zadbaniu o siebie w przypadku jakiegokolwiek problemu był w szczytowej formie. Mimo wszystko nie mógł zapominać o obserwujących ich ludziach ani o fakcie, że jego aktualni współtowarzysze mogą łatwo stać się wrogami jeżeli popełni zły ruch. Nie wspominając już oczywiście o osobach, których zachowanie było po prostu podejrzane. Albo irytujące. Prawie prychnął gdy przypomniał sobie sytuację z baru. Jej pozwalali nosić kij, a jemu zabrali pistolet. Całkowicie niesprawiedliwe. Przecież był członkiem mafii. I tak łamie prawo. Myślenie o takich drobiazgach zdecydowanie odciągało jego myśli od karty, którą niósł w kieszeni. Zapowiedziana przez LD gra nie zapowiadała się dobrze. Posiadanie Jokera było kolejnym powodem, by nie robić sobie wrogów. Jakby na zawołanie gdy tylko o tym pomyślał, ktoś na niego wpadł. I to nawet nie byle jaki ktoś, a Shin. Nadal nie był pewien swoich uczuć co do niego. Z jednej strony był miłą osobą, jednak... za miłą. Oczywiście, były inne osoby przyjazne aż do przesady, ale tylko on wydawał się śliski w tym wszystkim. Oczywiście, to mogła być jego paranoja. Albo intuicja. Z tego też powodu jedynie obserwował. A w tym momencie miał na co patrzeć. Twarz Shina znajdowała się kilka centrymetrów od jego. Dłonie Shina na jego klatce piersiowej. I pod koszulką. Było przyjemnie. Mógł tak nawet zostać... zaraz. Moment.
- Widzę, że bardzo się rozpędzasz - mruknął, uśmiechając się do chłopaka. Udało mu się uwolnić jedną dłoń i wykorzystał to, by chwycić go lekko za podbródek. Shin tylko zaśmiał się.
- Wybacz, ale nie mogłem nie wykorzystać okazji. - Zielonowłosy chłopak zbliżył się jeszcze bardziej. Wsunął kolano delikatnie między nogi Sou. Jego dłonie nadal delikatnie błądziły po jego ciele. Z jednej strony niewinnie i delikatnie. Z drugiej... robiło się gorąco.
- Nie wiedziałem, że lubisz tak przy ludziach. - Przejechał palcem po wardze chłopaka. Czy Shin rumienił się delikatnie? Czy udało się mu wywołać w nim zawstydzenie? Nie był pewien. Nawet kiedy twarz chłopaka pokazywała emocje nigdy nie był w stu procentach przekonany, że były one szczere. Zaraz jednak Shin nachylił się bliżej jego twarzy, prawie ustami muskając jego policzek, a potem ucho.
- Wiesz, nie chcę ci przeszkadzać gdy jesteś z innymi, więc musiałem wykorzystać okazję. Mam nadzieję, że mi wybaczysz - wyszeptał po czym po prostu się podniósł. Wyciągnął do niego rękę, z czego Sou oczywiście skorzystał. Ich włosy były lekko rozczochrane. Nikogo innego nie było w korytarzu.
- Powinniśmy iść na śniadanie, nie chcemy przecież by nasi przyjaciele czekali. - I od razu moment minął. Shin znowu uśmiechnął się uśmiechem, który trudno było określić czy jest szczery, czy też nie. Sou jednak go odwzajemnił. To nie był moment na robienie sobie wrogów. W trakcie ich rozmowy, dyskretnie poklepał kieszeń, w której trzymał kartę. Nadal tam była. Chyba dobrze zrobił, przekładając ją. To sprawiło, że poczuł się pewnie. Chociaż nadal coś nie dawało mu spokoju. Tym jednak będzie martwił się później. Teraz najważniejszą sprawą, było skupienie się na grze. Swoim problemem z Shinem zajmie się później.
Nic go tak nie wkurzało po wszystkim tak bardzo jak wspomnienie tej ostatniej myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro