Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

"My time at Nightville"

Rieka ma meltdown, a Ascher jej pomaga


Wszystko szło nie tak. Jakby cały świat stawał przeciwko niej. Każda czynność była milion razy trudniejsza. Każdy dźwięk był milion razy głośniejszy. Światło sprawiało, że bolały ją oczy. Miała ochotę zatkać uszy i schować się, ale nie miała takiej możliwości. Od rana pomagała wszystkim jak tylko mogła. Nie mogła nagle stwierdzić, że nie jest w stanie. Dlatego tylko zacisnęła zęby i szła dalej.

Jeszcze jedna godzina.

Jeszcze jedna minuta.

Jeszcze jedna sekunda.

Poradzi sobie. Musi. Przecież to nie jest taki problem. Skupiała się na tym co robiła. Ignorowała odstępstwa od ustaleń. Płynęła z prądem wszelkich zmian. Starała się odpływać myślami na tyle daleko, by nie słyszeć hałasów. Chowała się w cieniu gdy tylko mogła.

Jeszcze tylko troszkę.

W końcu skończyła prace w mieście. Lazarus rzewnie jej dziękował za pomoc przy organizacji i proponował wyjście na kawę i ciastko z "Cukrowego kącika". Uśmiechnęła się tylko i grzecznie odmówiła. Przecież musiała jeszcze pomóc Ascherowi. W końcu tak się umawiali. I tak już była spóźniona. Stukała palcami o palce. Musiała się spieszyć. Minuta spóźnienia. Dwie minuty. Każda sekunda wydawała się wiecznością. Dlategoteż biegła jak najszybciej do gabinetu wilkołaka. Tylko dziesięć minut opóźnienia. Przecież to nie aż tak dużo. Prawda? Miała nadzieję, że mężczyzna nie zauważy jej nerwowości. Przecież nie było na to czasu. Mieli zadanie do wykonania. Musiała na tym się skupić.

- Wybacz, trochę u Lazarusa się przeciągnęło. - Posłała mu lekki uśmiech, na co odpowiedział również uśmiechem. Pokiwał ze zrozumieniem głową. Szybko podał jej akta pacjentów i wyjaśnił, że potrzebuje aby uporządkować je odpowiednio.

Tak. Nie powinno być z tym problemu. Była przecież dobra w dokumentach. Usiadła po drugiej stronie biurka. Ascher wypełniał dokumenty. Ona je układała odpowiednio. Pracowali w ciszy.

W ciszy?

Nie. Nie było ciszy. Długopis Aschera jeździł po papierze. Światło szumiało. Karty szeleściły. Oddech Aschera był spokojny. Jej był strasznie głośny. Przełknięcie śliny było jak wybuch małej bomby.

Spróbowała potrząsnąć głową, żeby strząsnąć z siebie te odczucia.

Jej bluza nagle wydawała się strasznie ciasna. Poprawiła ją. Niewiele pomogło.

Krzesło wbijało się w jej pośladki. Zawsze było takie twarde? Starając się, nie zwrócić na siebie uwagi, ostrożnie zmieniła pozycję. Nadal było denerwujące.

Musiała skupić się na dokumentach. Na ich porządku. Gdy skończy, schowa się w pokoju. Albo pójdzie się przejść. Tak, tak byłoby lepiej. Żadnego tłumaczenia. Uspokoi się i wróci. Tak.

Ascher sięgnął po kubek ze swoją herbatą. Dopiero wtedy Rieka uświadomiła sobie, że przed nią również stoi jej własna, jeszcze pełna. Może jak się napije to chociaż trochę się uspokoi? Tak, to był dobry pomysł. Uniosła kubek do ust. I czy z nerwów, czy zadrżała, czy przez niezdarność, nie było to ważne, część napoju wylała się na nią.

Jej koszulka była mokra.

Materiał lepił się do jej ciała.

Zimny. I jednocześnie ciepły.

Światło raziło ją po oczach. I piszczało. Tak głośno.

Czuła jak jej ciało się spina. I że w oczach zbierają jej się łzy. Miała ochotę krzyczeć. Ale nie była w stanie. Wszystkiego było za dużo, zbyt dużo. Zbyt wiele.

Za głośno.

Za ciepło.

Za jasno.

Za...

- Rieka? Teraz wezmę od ciebie ten kubek, w porządku? - Głos Aschera przebił się do niej. Dopiero teraz zauważyła, że zdążył do niej podejść. Pokiwała głową. Na nic więcej nie było jej stać. Delikatnie rozchylił jej palce i odstawił kubek na biurko. Bez przedmiotu, który mogła ścisnąć aż do bólu, dziewczyna zsunęła się z krzesła na podłogę. Zaczęła machać rękoma przy swojej klatce piersiowej.

Dlaczego to nie pomagało? Dlaczego nie mogła się uspokoić? Dlaczego jej gardło cały czas było ściśnięte? Dlaczego łzy płynęły? Dlaczego wszystko było takie głośne?

Wręcz wbiła paznokcie w materiał swoich dżinsów. Nawet to nie działało. Dopiero po chwili zauważyła, że jasne światło zniknęło. Paliła się wyłącznie lampka na biurku. Ascher kucał blisko niej, ale dawał jej przestrzeń. Próbował coś do niej mówić, ale nie była w stanie słuchać. Chciała mu powiedzieć czego potrzebuje, ale sama nie wiedziała. A nawet jakby wiedziała... nie miała żadnych słów.

Materiał koszulki cały czas się do niej lepił. Zaczęła nerwowym ruchem ją skubać. Ten chłód bolał.

- Poczekaj, pomogę ci. W porządku? - Dłoń Aschera zawisła w pobliżu jej dłoni. Mogła jedynie pokiwać głową. Wilkołak chwycił jej koszulkę. Pomógł unieść jej dłonie. Całe jej ciało było jednocześnie spięte i miękkie jak plastelina. W końcu jednak okropne napięcie materiału zniknęło z jej ciała. Może odetchnęłaby z ulgą, gdyby tylko mogła. Na razie nadal łapczywie i nerwowo łapała powietrze. Wróciła do skubania materiału spodni. To było bezpieczne. I znajome. Może powinna złapać się też Aschera? Ale on na razie sobie poszedł. Jedyne co miała to twarde biurko, o które opierała czoło. I wbijanie paznokci w skórę. Skubanie spodni było najmniej inwazyjne. Tak. Ale nie dawało wystarczającego spokoju. Musiała jakoś zmniejszyć to napięcie. Ale nie mogła myśleć spokojnie.

Nagle mężczyzna wrócił. W rękach trzymał inną jej koszulkę. Ponownie ostrożnie i czekając najpierw na jej skinięcie głowy, pomógł jej się ubrać. Ten materiał lepiej pasował. Nie ocierał ciała.

Żałowała, że nie była w domu. Tam miała swój kocyk. I pluszaka. Oba z obciążeniem. Tak, to zawsze pomagało. Zakopanie się pod wszystkim. Przełknęła ślinę. Rozchyliła wargi. Dlaczego mówienie było takie trudne?

- P-potrzebuję... napięcia... - Jej głos wydawał się strasznie cichy. Wręcz obcy. Dłońmi nacisnęła na klatkę piersiową. Liczyła, że Ascher zrozumie. Nie miała siły się ruszyć, by sama to zrobić. Mężczyzna jedynie pokiwał głową. I mocno ją objął. Przysnął jej ciało do swojej klatki piersiowej. Zamknął ją w swoich ramionach. Miękkie futro pod jej palcami idealnie odwracało jej uwagę. Było ciepło. I ciasno. Była schowana przed całym światem. Bezpieczna. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.

Siedzieli tak na podłodze, aż Rieka straciła poczucie czasu. W końcu jednak jej oddech się uspokoił. Serce przestało walić szaleńczo. Bolała ją tylko głowa, ale była już w miare spokojna. Złapała Aschera za rękę.

- Przepraszam, chyba jednak wzięłam za dużo na siebie - powiedziała, bawiąc się jego palcami. Mężczyzna lekko uniósł jej podbródek.

- Nic się nie stało Rieka, najważniejsze, że teraz jesteś spokojna. Ale dobrze by było, żebyś jednak uważała. Może przerwy byłyby dobrym pomysłem? - W jego głosie nie było złości, jedynie troski. To sprawiło, że się uśmiechnęła. No tak, czego innego mogła się spodziewać. Przecież musiał mieć doświadczenie. Albo chociaż znać wystarczająco teorię.

- Cóż, ale przy przerwach przydałby mi się nadzór mojego lekarza, prawda? Tak na wszelki wypadek... - W jej oczach lśniły łobuzierskie iskierki. Chłopak mógł tylko się zaśmiać. Ostrożnie położył łapę na jej policzku. Dla własnego spokoju nadal unikała jego wzroku, ale nie skomentował tego. Na zmianę wykręcała sobie palce, przeczesywała jego futro i miętoliła rąbek koszulki. Napięcie jeszcze nie do końca z niej zeszło, potrzeba było na to czasu. Najważniejsze, że była spokojna.

- A więc to tak. Planujesz zmusić mnie do odpoczynku pod pretekstem dbania o pacjenta? Cóż, chyba odmówić nie mogę. - Nachylił się bliżej jej twarzy, ale zatrzymał się kilka milimetrów od jej ust. Wolał dać dziewczynie chwilę na zastanowienie się zanim ją pocałuje. To był pierwszy raz gdy była w takim stanie od kiedy się poznali. I choć nie był całkowicie zaskoczony, dziewczyna w końcu nie ukrywała przed nim takich rzeczy, to czym innym było doświadczenie tego. Szybko jednak jego myśli zostały przyciszone, ponieważ Rieka go pocałowała. Ascher jedynie pogłębił pocałunek.

Trzymał ją mocno w ramionach.

Światło było przygaszone.

I w końcu panowała cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro