Rozdział VII
Słonecznikowa Łapa już napinała mięśnie do skoku, gdy poczuła silne uderzenie czyjegoś ogona.
— Nie teraz... — przez zęby sykną Kamienne Futro — stój tu aż ci nie powiem że masz iść.
Ruda kotka tylko skinęła głową na znak, że zrozumiała, po czym cofnęła się w zarośla. Wrzaski bitewne, syknięcia i stęknięcia mieszały się w wielki harmider napawający siłą do działania. Wtem jeden czy dwa koty górskiego plemienia wyłamały się z polany z grymasem odchodząc od obozu. Dwie uczennice poczuły ogon Kamiennego Futra na grzbiecie po czym ten spiął się i rzucił się do walki. Obie kotki poszły jego przykładem i jak tylko znalazły się w dole zaatakowała ich znacznie większą, ciemno brązowa i pasiasta wojowniczka. Uderzyła ona silnie łapą pysk Jaśminowej Łapy, a ta upadła na ziemię z wielkim wrzaskiem. Ogromna fala bólu przeszyła ją dreszczem po całej szerokości grzbietu, tak, jakby miała łamany kręgosłup. Słonecznikowa Łapa wściekła wyciągnęła pazury i posunęła przed siebie. Wbiła się pod brzuch napastniczki, chwyciła się go, a po chwili znalazła się na plecach kotki zostawiając na jej brzuchu długie, krwawiące linie.
— Złaź ze mnie! — wrzasnęła ciemnobrązowa — Pożałujesz!
Na oko Jaśminowej Łapy trysnęła srebrzysta krew. Szara kotka podniosła się, gdy ciecz spłynęła w dół jej pyska ujrzała Słonecznikową Łapę i Szałwiową Łapę walczące ramię w ramię, co rusz drapiąc pysk przeciwniczki. Zielonooka zebrała się w sobie i doskoczyła do dwóch uczennic. Ciężar przybił do ziemi kotkę popiołów, z głośnym wrzaskiem wygramoliła się z pod kotek i uciekła poza obóz.
— Skało! To one! — Wrzasnął znajomy dla Szałwiowej Łapy i Jaśminowej Łapy nich głos. — to one zabiły Skazę!
— Ruszaj Skało, ruszaj Wichuro! — zza kocurów odezwał się niski głos ciemnoszarego kocura — pozbądźcie się ich! Ku chwale Skazy!
Sparaliżowane uczennice stały jak wyryte w twardym głazie. Ich oczy zwężyły się, źrenice były małe i wąskie. Dwa kocury biegły na nich z wystawionymi pazurami, a te nie były w stanie się poruszyć. Nagle jakiś ciemny kocur wbił się przed trzy kotki własnym ciałem odciągnąć napastników od nich.
Upadł niedaleko, kocury popiołu leżały kawałek dalej z wyszarpanymi pazurami, musieli mocno uderzyć w ziemię.
Szałwiowa Łapa pierwsza się opamiętała. Dobiegła do kocura który ją uratował. Wokół kotów piasek zrobił się ciemno czerwony i ciemniał jeszcze bardziej z każdą chwilą. Głowa Skały była jakby przetarta przez siłę uderzenia, a Wichura miał zgiętą szyję tak, jakby miał złamany kark. Pazury Skały i Wichury zostały w ciele połamanego czarnego kocura.
— Czarne Pióro! Nie! — wrzasnęła — proszę, nie zamykaj oczu!
Jaśminowa Łapa podeszła do szylkretowej kotki by ją pocieszyć, a Słonecznikowa Łapa podbiegła po pomoc. Polana opustoszała, tylko koty Klanu Dróg Róż biegały między sobą.
— Szałwiowa Łapo, odpuść. Wiedziałem że takie jest moje przeznaczenie, przodkowie i Wielcy oczekują mnie teraz tam, w górze. — jego głos złamał się, a stróżka krwi wypłynęła z jego pyska — chcę, aby twoim szkoleniem zajęła się Paprociowe Niebo, zaufaj jej... Żegnaj.
— Nie! Proszę nie! — Szałwiowa Łapa wbiła pysk w futro wojownika — Proszę! Czarne Pióro nie!
— Szałwiowa Łapo — szara kotka cicho mruknęła — on już odszedł.
— To nie sen, prawda? — zrezygnowana wtuliła się w futro ciemnego wojownika.
— Przepraszam... — głos Jaśminowej Łapy poniósł się echem po obozie. Wtem obok nich pojawił się Kamienne Futro wraz z Słonecznikową Łapą.
— Nie miał szans... — mruknął cicho szary kocur — nawet gdyby nie te pazury... Ściągnęli się nawzajem s ogromną siłą. Pierwszy raz widzę coś takiego.
Szałwiowa Łapa podniosła na chwilę wzrok, zawiesiła go na pysku szarego wojownika. Było widać w nich wściekłość, żal i poczucie winy.
— Kamienne Futro, nie jesteśmy tu zbyt mile widziani — zwróciła się do niego Słonecznikowa Łapa — Zostawmy ich samych, pomożemy naszym wojownikom.
Kocur niechętnie wysłuchał młodej uczennicy, widział że szylkretowana kotka przeżywa bardzo trudny okres, zżyła się z własnym mentorem. Lęk jaki zaczął malować się na jej pysku przypominał wręcz przerażenie o przyszłość, o własne życie i o to, czy to ma jeszcze sens.
— Nie obwiniaj się — pewnie miauknęła Jaśminowa Łapa — to nie twoja wina. On chciał dopełnić własne przeznaczenie.
— Nie wierzę Ci — odpowiedziała głosem pełnym żalu, lęku i dziwnej mieszanki innych uczuć — Był dla mnie jak ojciec... Chciał mnie chronić, wiem to.
— Nie wiesz jakie było jego przeznaczenie — szara uczennica dalej trzymała swój spokojny ton, chciała by Szałwiowa Łapa uspokoiła się, zrozumiała że to nie jej wina — może właśnie takiej śmierci chcieli dla niego przodkowie?
Szałwiowa Łapa milczała, jej ciało lekko drgało, wyglądało to tak, jakby nie mogła się uspokoić, jakby panikowała. Jaśminowa Łapa położyła łeb na jej łbie. Nie wiedziała czy ten ruch nie będzie błędem, miała nadzieję że kotka odbierze ten gest jako coś dobrego, wsparcie, czy zwykłe pokazanie że nowo poznana przyjaciółka jest przy niej.
W takim ułożeniu trwały przez dłuższą chwilę, do momentu, gdy pojawił się Czerwona Gwiazda. Położył łapę na grzbiecie szarej uczennicy dając jej sygnał do wstania. Kotka posłusznie podniosła się i spojrzała na przywódcę, ten tylko spojrzał za siebie; Stały tam wszystkie koty z oddziałów które przyszły z pomocą. Kocur dał jej sygnał by dołączyła do któreś z grup, po czym dał sygnał do odejścia. Szli w okropnej ciszy, żaden z nich nie wierzył w to, ile kotów zginęło. Grupa popiołów zdominowała Klan Dróg Róż.
"Prowadziłam ją za długo" — obwiniała się — "Gdybyśmy szły trochę szybciej Czarne Pióro nie zginąłby. Nie doszłoby do walki ze Skazą i Wichurą." Grymas na jej twarzy przypominał zmarnowanie. Była zmęczona, zła na siebie i niespokojna. Przecież te same koty które sterroryzowały Klan Dróg Róż mogą teraz terroryzować jej klan! Stresowała się jak nigdy, o mały włos nie biegła do obozu by sprawdzić czy nic się nie dzieje.
Na szczęście w obozie było cicho, większość kotów spała, na straży stał Tropiący nos wraz z Rzeczną Łapą. Jaśminowa Łapa rzuciła się na niego, była tak szczęśliwa że nic mu nie jest. ,,Wszystko gra" usłyszała cichu szept szarego kocurka. Był młodszy od niej, ale mimo to byli bardzo bliskimi przyjaciółmi. Traktowali się jak rodzeństwo, zależało im na sobie.
— Słonecznikowa Łapo! Jaśminowa Łapo — krzyk Czerwonej Gwiazdy rozniósł się echem po obozie — chcę was widzieć w moim legowisku! Od zaraz!
Jaśminowa Łapa przez moment stała jak sparaliżowana. Wszystkie mięśnie napięły się, co nie należało do najprzyjemniejszych. Wreszcie uwolniła się od bólu, podniosła po kolei wszystkie łapy, chciała je trochę rozruszać, był to jej częsty odruch w czasie stresu.
— No to idę — zwróciła się do Rzecznej Łapy — do zobaczenia!
Rzeczna Łapa zdawał się być dumny z przyjaciółki. Gdy odchodziła śledził ją wzrokiem, chwilę później zniknęła za lianami w legowisku przywódcy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro