Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

— Szałwiowa Łapo? No już — odwróciła się do kotki, która ponownie zatrzymała się przed ciałem kocura z plemienia — Nie przejmuj się nim, proszę. Teraz musimy biec. Dla klanu.
— Dla klanu — powtórzyła Szałwiowa Łapa chcąc wyciągnąć się z transu — Biegnijmy dla klanu.
Kotki miały już ruszać. Serce Jaśminowej Łapy waliło coraz głośniej, silniej, jakby bez rytmu i opanowania. Uczennica napieła mięśnie wszystkich swoich łap gotowa do biegu, już usłyszała ciche, niepewne kroki Szałwiowej Łapy gdy ta znowu się zatrzymała.
— Nie mogę go tak zostawić Jaśminowa Łapo. Nie potrafię... — jej żalenie się przerwał jej głos jej towarzyszki.
— Nie mamy teraz czasu by go pochować. Zrobimy to później, dobrze?  Teraz musimy biec. Dla klanu — kotka posłużyła się wcześniej wypowiedzianymi słowami — Ten kocur walczył dla swego klanu do ostatniej kropli jego krwi. W raju przyjmą go nawet bez należycie szybkiego pochówku.
— Dobrze. Obiecaj że pochowamy go później — niepewnie mruknęła szylkretowna kotka — Obiecaj Jaśminowa Łapo. Przysięgnij na cały Raj że go pochowamy.
— Przysięgam Szałwiowa Łapo — odpowiedziała schylając głowę, a gdy ją podniosła zarządziła  — Ruszamy!

Dwie, szare uczennice jak cienie przemykały przez gałęzie i krzewy. Biegły pomiędzy drzewami ile tylko sił miały w swych łapach. Serca biły im z przerażenia, dla nich ta cała walka to była chwila, a dla klanu mogła być gwoździem do trumny. Wszędzie było cicho, ich łapy odbijały się echem o pnie i kamienie. Obolałe wcześniej rany teraz częściowo chronione strupem i wyschniętą krwią nie doskwierały tak bardzo, a zmęczenie przezwyciężyła adrenalina. W uszach Jaśminowej Łapy bębniła krew. Każda pojedyńcza kropla obijała się o żyły jak oszalała. Szum strumyka stał się głośniejszy. Napięcie opadło lekko, mięśnie kotek rozluźniły się, a one stanęły nad brzegiem rwącej brzegi wody. Odwilż nocą? — zdziwiła się Jaśminowa Łapa — to nie zbyt częste zjawisko.
— Woda podniosła się nieco — powiedziała zakłopotana — choć za mną, ostrożnie. Pamiętaj że idziemy przy rzece, a tobie nie za dobrze idzie pływanie.
— Dobrze — przytaknęła Szałwiowa Łapa kierując ogon ku tafli wody — Zimna! — syknęła gdy zamoczył się nią.
Jaśminowa Łapa zaśmiała się cicho. Szałwiowa Łapa jest zabawa, pomyślała. Dotarły do kamiennego przejścia, tędy wcześniej przechodziła uczennica Klanu Szumiącej Wody. Bardziej doświadczona kotka ustawiła się na brzegu i sprytnym, zwinnym skokiem przeskoczyła dwa, może trzy kamienie.
— Choć Szałwiowa Łapo! — krzyknęła, szum wody zagłuszał jej głos — Zobaczysz, wszystko będzie dobrze!
Niepewnie, z lekkim poślizgiem Szałwiowa Łapa wdrapała się na pierwszy, a następnie drugi kamień. Jaśminowa Łapa nie spuszczając z niej wzroku swoich przenikliwych, zielonych oczu. Zrobiła krok w tył, na kolejny kamień. Robiła tak tylko po to, by Szałwiowa Łapa poczuła się pewniej. Wiedziała, że kotka boi się wody i nie lubi jej, a co za tym idzie wzrok szarej uczennicy dawał kotce z Klanu Dróg Róż poczucie bezpieczeństwa. Gdy wreszcie przedostały się na drugi brzeg Jaśminowa Łapa rozchmurzyła się lekko.
— Dobrze sobie poradziłaś — zwróciła się do brązowookiej kotki — Lepiej bym tego nie zrobiła.
— Dz-dziękuję — zająknęła się.
Nieszczery uśmiech wzbudził dziwne poczucie bezradności i kłamstwa. Uczennica czuła się tak, jakby Szałwiową Łapę coś trapiło, jakby cały czas okłamywała ją.
— Szałwiowa Łapo? Na pewno... — wypaliła jednak udało jej się wstrzymać język za zębami — Chodźmy dalej.
Drobne ciałka kotów nie starszych niż dwanaście księżycy przebiegały przez gęste poszycie leśne i kolejne strumienie. Gdyby nie moja podróż by przekazać jedzenie sąsiedniemu, głodującemu klanowi Szałwiowa Łapa mogłaby tu nie dotrzeć, a nawet zginąć z łap tamtych wojowników — pomyślała, a na wspomnienie walki przeszedł ją nieprzyjemny, bolesny i zimny dreszcz. Futro intuicyjnie nastroszyło się, czego — jak uznała — nie zauważyła jej znajoma. Po męczącej przechadzce dotarły w okolice obozu, dla pewności Jaśminowa Łapa sprawdziła powietrze.
— Pusto — szepnęła do towarzyszki niedoli — ruszaj, ja wejdę tyłem.
— Dobrze — odpowiedziała krótko szylkretowana uczennica wbiegając do obozu przez wąski tunel w paproci i jeżynach. Jej futro mieniło się wieloma kolorami w blasku księżyca, a oczy zdawały się lśnić każdą gwiazdą. Wyglądała, jakby właśnie oddawała życie za klan.
Wtem Jaśminowa Łapa usłyszała wezwanie. Sprintem rzuciła się w stronę legowiska uczniów, po to, by niezauważona wkraść się na polankę. Udało jej się to. Sprytnie przemknęła pod jeżynami i twardymi gałęziami stanowiącymi tą część płotu. Truchtem dołączyła do stojących wokół przywódcy kotów.
— Koty Klanu Szumiącej Wody! — wykrzyknął rudy, mieniący się w bladym świetle księżyca jak wyschnięta krew kocur — Klan Dróg Róż pilnie potrzebuje pomocy z wrogiem. Ta dzielna uczennica przybiegła do nas, by nas o tym poinformować — wskazał ogonem na poranioną, dyszącą ciężko kotkę — by sprawdzić sprawność naszych najstarszych uczniów, oni pójdą z odsieczą. Jaśminowa Łapo, Słonecznikowa Łapo, Pręgowany Grzbiecie, Kamienne Futro, Burzowy Ogonie, to wy wraz ze mną i Szałwiową Łapą udacie się na bitwę, Węglowe Serce oraz Orle Pióro pilnują obozu. Pierwszym oddziałem zajmię się ja, na mój sygnał ruszy Burzowy Ogon i Pręgowany Grzbiet, za to drugim oddzialem będzie dowodził Kamienne Futro i będzie w nim Jaśminową Łapą i Słonecznikowa Łapa. W razie ataku bądźcie w gotowości, ruszać!
Czerwona Gwiazda machną ogonem by nakazać kotom posłuszeństwo i z małą grupą kotów ruszył do wyjścia. Każdy pojedynczy kosmyk sierści Jaśminowej Łapy stał prosto, zaczęła wyglądać bardziej jak nastroszona piłka z mchu niż jak kot. To jest moja szansa — pomyślała. Nagle poczuła czyjeś ciepło przy swoim boku, gdy odwróciła się w stronę z której dotarł bodziec zauważyła Słonecznikową Łapę starającą się podbudować na duchu Jaśminową Łapę. Chyba zauważyła wszystkie zmieszane emocje z których wyszła mieszanka stresu i podekscytowania.
— Wszystko będzie dobrze — miauknęła czule — pamiętaj, że jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i nawet jakbym miała przypłacić za to życiem, ocalę cię.
— Dziękuję Słonecznikowa Łapo — mruknęła niepewnie — nie powinnaś tak mówić przed walką z "klanem popiołu", wiesz przecież, że obie możemy tam zginąć.
Słonecznikowa Łapa posmutniała, aż do teraz zdawała się nie rozumieć powagi sytuacji. Jej ogon zaczął bujać się nerwowo, uszy przyciągnęły się do głowy. Bała się. Zaczęła się bać o życie swoje i innych. Jaśminowa Łapą przycisnęła się jeszcze mocniej do jej boku.
— Nie będzie tak źle, zobaczysz — bezskutecznie starała się ją pocieszyć — wrócimy do obozu całe i zdrowe.
Ruda kotka tylko skinęła łbem. Widocznie cieszyła ją obecność przyjaciółki obok, dawało jej to coś więcej. Coś innego niż zwykłą wolę walki, coś jak poczucie bezpieczeństwa, opiekuńczość, siłę i ochronę w jednym, skomplikowanym uczuciu. Tak... To nie jest coś jak miłość, to zaufanie większe i silniejsze niż zazwyczaj.
— Szałwiowa Łapo! — wrzasnął głos zbliżający się do niej — Szałwiowa Łapo po tamtej walce nie upewniłam się czy nic ci nie jest... Na pewno czujesz się na siłach do tej bitwy?
Szałwiowa Łapa skinęła łbem na znak, że wszystko z nią dobrze. Słonecznikowa Łapa wyglądała na smutną, złą, a za razem zawiedzioną słowami Szczawiowej Łapy. Ruda kotka trzepnęła ogonem zielonooką uczennicę w bark. Przepraszam Słonecznikowa Łapo — miauknęła do siebie w myśli Szałwiowa Łapa. Nie za wielki oddział przemykał przez ciernie, strumieniem krzaki i pnie z tak wielką precyzją, że Szczawiowa Łapa wpadła w stan szoku. Jej klan dużo gorzej radził sobie z ruchem w takich terenach, a co za tym idzie — nie nadążała za wszystkimi kotami. Koty przedostały się przez główną rzekę, polankę na której Szałwiowa Łapa zobaczyła patrol Klanu Dróg Róż gdy szła im z pomocą. Na szczęście oddział nie skręcił głębiej, w miejsce walki z kocurami. Wreszcie koty ujrzały obóz, a na znak przywódcy, pierwszy oddział rzucił się w wir walki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro