Rozdział IV
— Ci wariaci dalej myślą że damy im u siebie polować! — Czerwona Gwiazda warkną podchodząc do zgromadzonych kotów jego klanu — Myślą że są lepsi?! Grubo się mylą! Zapchlone mysie móżdżki!
— Czerwona Gwiazdo — spokojnym, przyjemnym tonem zwrócił się do niego Orle Pióro — spokojnie. Nie zaczną polować na naszych terenach bez naszej zgody, a jak kogoś od nich znajdziemy to go zabijemy.
— Orle Pióro! — przywódca zwrócił się do kocura, ale Jaśminowa Łapa nie słuchała co dalej mówili.
Spojrzała na koty z sąsiedniego klanu przy którego granicy jest piękny wodospad, spojrzała na Klan Dróg Róż. Koty wyglądały na wychudzone. Zimno niesione przez nocny wiatr targało nimi. Futro przylegało do skóry, to było jedyne co je ogrzewało. Spojrzała na ich przywódczynię, Motylą Gwiazdę. Dopiero teraz zauważyła że ona też ledwo trzyma się na łapach. Ich ciała zdawały się być kościste, pozbawione mięśni. Słonecznikowa Łapa trąciła szarą uczennicę w bark.
— Wracamy do obozu — mruknęła w stronę zamyślonej kotki — Ruszaj się Jaśminowa Łapo!
Jaśminowa Łapa ruszyła przyspieszonym kłusem za resztą klanu, wciąż zerkając za siebie na wychudzony klan. Nie mogę ich tak zostawi - pomyślała. A co gdyby nasz klan wymierał? Co w tedy zrobiłby Czerwona Gwiazda? Gdy pagórek zasłonił jej widok na Stary Dąb zorientowała się że została mocno w tyle. Sprintem dobiegła do reszty klanu, zajęło jej to dłuższą chwilę. W reszcie mogła iść za nimi spokojnie, powoli posuwając się do przodu. Obolałe łapy odmawiały posłuszeństwa, ale myśl o powrocie do legowiska dodała jej sił. Poziom wody w rzeczce opadł, koty przeskoczyły ją jednym, długim skokiem. Kierowali się dalej, truchtem by w obozie być przed południem. Słońce wzbiło się już prawie że na środek błękitnego, lecz co chwilę wybielonego chmurami nieba. Grupka kotów ze zgromadzenia weszła do obozu, a pierwsze co zrobiła Jaśminowa Łapa to wyrwanie się z niej ukradkiem i poszła do legowiska uczniów. Przed wejściem zastała Rzeczną Łapę.
— Coś ciekawego się działo? — zapytał kocurek
— Całkiem sporo — omijajająco powiedziała — Słonecznikowa Łapa ci wyjaśni.
Szara kotka była zbyt zmęczona, by opowiadać o czymkolwiek.
W tym momencie dołączyła do nich ruda kotka. Przysiadła obok przyjaciela zagradzając wejście do legowiska. Przyjacielsko polizała ucho kocurka, spojrzała na niego ze specyficznym uczuciem.
— Klan Dróg Róż głoduje — mruknęła cicho Słonecznikowa Łapa — ale Czerwona Gwiazda nie zamierza im pomóc.
Rzeczna Łapa cicho westchnął. Zawołał go jego mentor, a on niechętnie ruszył do przodu. Jaśminowa Łapa otarła pyskiem po jego boku. On zatrzymał się na moment i zerknął w jej stronę. Uśmiechnął się, wrócił do swojego zajęcia. Jaśminowa Łapa szybkim skokiem wpadła do pustego legowiska. Jagodowa Łapa ewidentnie była na treningu, a teraz dołączył do niej Rzeczna Łapa. Szara koteczka przysiadła na swoim legowisku, zwinęła się w kulkę. Słonecznikowa Łapa położyła się niedaleko niej, na swoim legowisku. Obie kotki zasnęły w mgnieniu oka.
Gwiezdna Droga rozświetliła niebo na wiele kolorów. Tej nocy gwiazdy nie były zasłonięte przez chmury. Przez wąskie szparki w jeżynach światło księżyca docierało do legowiska uczniów. Jaśminowa Łapa obudziła się, od razu rozejrzała się po kotach. Wszyscy spali, żadnego ucznia nie brakowało. Przodkowie powinni zesłać pomoc Klanowi Dróg Róż — pomyślała kotka. Nie powinni ich tak zostawiać, ale skoro oni to zrobili, to ja im pomogę.
Kotka cicho wysunęła się z legowiska spoglądając na pusty obóz oświetlany księżycem który jeszcze noc wcześniej był w pełni. Kotka przez chwilę oniemiała swoim zachowaniem nie wiedziała co robi. Wyszła z obozu ukradkiem, przez mają szparkę w jarzębinie przeplatającej się przez paproć — ta naturalna ścianka chroniła obóz przed intruzami. Gdy zrozumiała co się dzieje dotarło do niej że łamie kodeks wojownika.
Czy na pewno powinnam iść? Czy to nie głupie? Takie myśli zaprzątały jej głowę. Po dłuższym włączeniu się po lesie i rozmyślaniu doszła do wniosku że i tak pójdzie.
Ruszyła w stronę granicy, pewnie i bez wahania. W głowie pojawiła jej się jeszcze jedna myśl; Co jeśli Czerwona Gwiazda wspomniał o samotnikach tylko dla tego, że nie było tam Węglowego Serca? Starała się pozbyć obaw, ale one były nie do zniesienia. W końcu skupiła się na znalezieniu jakiegoś pożywienia. Wciągnęła powietrze, a zapach który przywiał chłodny wiatr był bardzo znajomy. Mysz!
Szybko przykucnęła do pozycji łowieckiej — którą jak na starszego ucznia przystało potrafiła wykonać poprawnie — i zaczęła tropić stworzenie. Nie trwało to długo, szybkim ruchem łapy przyszpiliła zwierzę pazurem do ziemi, a następnie dobiła przegryzając kark. Wzięła ją w pysk i zaczęła kierować się w stronę rzeki którą planowała przejść na tereny Klanu Dróg Róż. Gdy była już niedaleko granicy uznała, że ta jedna mysz da wygłodzonym ktom bardzo mało. Wytropiła jeszcze drozda, zgrabnym skokiem złapała go i zabiła Podeszła do ochlapującej kamienie wody. Przeżuciła dwie ofiary na drugi brzeg rzeki. Weszła na dość duży kamień umiejscowiony prawie na środku rzeki i wystawiła łapę nad jej taflą. Długo nie musiała czekać — srebrzyście połyskująca ryba przepłynęła tuż obok niej. Pewnym uderzeniem kończyny w wodę wyrzuciła rybę na brzeg obcego klanu. Zeskoczyła w jej stronę, dobiła stworzenie ugryzieniem.
Podniosła drozda, a resztę zakopała w ziemi niedaleko rozgraniczającej tereny rzeki. Ruszyła w głąb terenów wrogiego — przynajmniej według Czerwonej Gwiazdy — klanu. Powoli szła co jakiś czas smakując powietrze by być pewną, że nie ma tu żadnych kotów. Do pewnego momentu tak było aż w końcu, na kwiecistej polance trafiła na zapach patrolu biegnącego z wiatrem.
Poszczęściło jej się — ona stała pod wiatr i to ona dowiedziała się o patrolu, a nie patrol o niej. Dwoma sprytnymi skokami dotarła do gęstej kępy paproci. Powoli zapach nasilał się, a kotka miała nadzieję że jej nie znajdą. W końcu poznała któryś zapach. Uczennica ze zgromadzenia — pomyślała szybko. Wsunęła się głębiej, tak by koty jej nie znalazły. Śliny smród nagle podrażnił jej nozdrza. Każdy włosek jej ciała staną dęba, źrenice rozszerzyły się z przerażenia tak mocno, że zielony błysk nie był już widoczny. Zdawało się jakby patrol który znalazł się o dwie długości ogona od niej równieź odnalazł ten zapach. Zapach popiołu.
— Klan Gór Popiołu! — warknęła mała, szylkretowna kotka — Pędem! Do obozu!
Wszystkie koty rzuciły się na najszybszą drogę go obozu. Jaśminowa Łapa podążała ich śladem aż nie dotarli pod obóz. Tam w dole koty z przerażonymi piskami przyjęły atak wygnanców. Co zaś pewni siebie raniły coraz to więcej kotów i wchodzili coraz większymi grupami do obozu. Wojownicy Klanu Dróg Róż odpierali natarcie jak tylko mogli, jednak coraz większą grupa przeciwników ścisnęła ich już przy ścianach obozu. Nagle spod wściekłych syknięć i przerażonych pisków wyłoniły się dwa głosy.
— Szałwiowa Łapo! Biegnij! — wydyszał jakiś wojownik — Biegnij po pomoc!
Szałwiowa Łapa — bo jak się okazało tak nazywała się szylkretowna kotka ze zgromadzenia — wybiegła z obozu jak oszalała. Krwawiła lekko z łapy oraz boku, jęcząc coś pod nosem skręciła w stronę przeciwną niż droga do domu szarej kotki. Jaśminowa Łapa wypadła jej przed pysk.
— Do Klanu Szumiącej Wody będzie szybciej tędy. — mruknęła stanowczo wskazując ogonem przeciwną stronę — Nie narażaj klnu.
— Nie umiem pływać — niechętnie odpowiedziała rudo-szaro-biała kotka.
Obeszła ona Jaśminową Łapę i już miała ruszać gdy usłyszała jej pisk. Gdy ta odwróciła się do niej okazało się że w ten sposób szara kotka chciała zwrócić na siebię uwagę.
— Pokażę Ci drogę do której nie musisz umieć pływać, — wymiauczała — ruszajmy. Teraz.
Szałwiowa Łapa posłusznie poszła za Jaśminową Łapą która teraz była w prostej drodze do trasy którą przybyła. Szła swoim śladem zapachowym, aż Szałwiowa Łapa nie miauknęła przeraźliwie.
— Kolejne wrogie koty!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro