9
— Proszę, powiedz, że żartujesz. — powiedziałam patrząc na wyszczerzonego w moim kierunku Fearless'a.
— Nie.
Zaczęłam liczyć do dziesięciu, aż mój oddech wrócił do normy. Siedzieliśmy w samochodzie na parkingu przy kajakach do wynajęcia. Chłopak wyglądał na zadowolonego z siebie, a ja też z trudem powstrzymywałam uśmiech cisnący mi się na usta. Jeśli mam być szczera, to mogłabym codziennie chodzić z nim na randki. Wreszcie nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam mu się w ramiona, dziękując za tak miłą niespodziankę. Zawsze chciałam popłynąć w spływie kajakiem, ale zawsze coś mi wypadało, aż w końcu całkowicie porzuciłam ten pomysł.
— Dziękuję! — usiadłam na swoim miejscu nadal rozemocjonowana.
— Nie ma sprawy, poza tym mam znajomego, który tu pracuje, więc jest jeszcze lepiej.
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do drewnianej chaty nad brzegiem rwącej rzeki. Uśmiech nie schodził z moich ust. Fearless wyprzedził mnie i wszedł do środka, wcześniej prosząc bym poczekała na zewnątrz. Usiadłam na krześle i chłonęłam wzrokiem cudowne otoczenie. Niebo było przejrzyste, ptaki śpiewały. Moją uwagę zwrócił stojący niedaleko mnie młody mężczyzna zawzięcie tłumaczący coś grupce dziewczyn.
— Bardzo dziękuję, że mogłem być dzisiaj waszym instruktorem, ale nasza zabawa dobiegła końca. Zapraszam na kolejny spływ. — powiedział głośniej do rozchodzącej się grupy. Szybko odwróciłam wzrok, by mnie nie przyłapał. Zamiast tego skupiłam wzrok na odległym drzewie. — Dzień dobry, mogę w czymś pomóc?
Padł na mnie jego cień. Podniosłam głowę zerkając kątem oka na nadal zamknięte drzwi chaty.
— Nie, czekam na kolegę.
— W sumie ja też . — usiadł obok mnie. — Tak w ogóle jestem Mark.
— Halsey. — odparłam uciskając jego dłoń.
Zapadła między niezręczna cisza do czasu aż Fearless wyszedł z chaty w towarzystwie starszego od siebie faceta. Mark szybko wstał na widok Fearless'a i mocno go uściskał. Wyglądali jak bardzo dobrzy znajomi. Ciekawe czy wiedział o naszym układzie.
— Mark widzę, że już poznałeś moją dziewczynę. — Fearless odsunął się od Marka i ruszył w moją stronę. Mój dobry nastrój opadł.
— To ona?! Mówiła, że czeka na kolegę. — zawołał Mark za nami.
Mój "chłopak" nie poczuł się zraniony, tylko wziął mnie za rękę i splótł nasze palce. Potarłam czoło wolną ręką zmęczona, tym udawaniem, że tworzymy szczęśliwy związek. A mieliśmy przecież się poznać i dobrze bawić.
— Nie martw się Halsey, zaraz wypłyniemy i będziemy sami. — uścisnął lekko moją dłoń w geście pocieszenia.
— Świetnie. — Nie mogłam się powstrzymać od sarkastycznego tonu. — Przepraszam. — dodałam, posyłając mu lekki uśmiech. On tak się starał zapewnić nam atrakcje, a ja zachowywałam się dziecko.
— Nie ma sprawy, to jak, gotowa?
— Pewnie.
Niedługo później płynęliśmy po spokojnej rzece. Miło było widzieć mojego sąsiada w otoczeniu lasu niż tłumu łaknącego rozlewu krwi. Rozsiadł się wygodnie i cieszył się z wycieczki. Fearless zaczął się przede mną otwierać, mówiąc, że ten starszy mężczyzna obok niego był ojcem Marka i razem prowadzą ten biznes. Dodał, że znają się od dzieciństwa.
— A ty? Zdradzisz mi jakieś swoje sekrety?
Zaczął leniwie wiosłować czekając na moją opowieść.
— No dobra, powiem ci coś, ale nie możesz się śmiać. — zagroziłam mu palcem, zaśmiał się cicho, a ja z nim. — Kiedy byłam mała moi rodzice zorganizowali przyjęcie, na którym miał być alkohol. W tym czasie mała Halsey nudząc się, poszła do kuchni się napić, zauważyła butelkę z przezroczystym płynem i myśląc, że to woda napiła się jej. Korek na moje nieszczęście nie był szczelnie zamknięty. — dodałam, starając się zachować pokerową twarz. — Alkohol dziwnie smakował i zaczął piec mnie w gardło. Mój tata właśnie szedł do kuchni i bojąc się, że zauważy ubyty trunek wlałam wodę z kranu uzupełnieniając wybitną ilość...
Śmiech chłopaka skutecznie utrudnił mi dalszą opowieść.
Chciałabym wam życzyć Wesołych świąt 🐣🐤🐥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro