52
Opuszczając mieszkanie czułam na sobie jego ciężki wzrok. Ciężko mi było przed nim ukrywać, że jakoś sobie z tą nową sytuacją. Chwilę później usłyszałam za sobą jego kroki i poczułam, jak prawą dłonią mnie obejmuje w pasie.
- Dokąd zmierzamy?
- Niedaleko. Nie musisz ze mną iść. Jestem bezpieczna.
- Skąd ta pewność?
Zatrzymałam się, gdy minęła nas staruszka z zakupami. Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam jak odczytać jego wzrok.
- Powiedz szczerze, ufasz mi?
- Tak, bezgranicznie. - odparł bez zastanowienia.
- I dziękuję ci za to. Wiem, że domyślasz się, że muszę zrobić coś co ktoś polecił mi zrobić, ale nie potrzebuję byś się w to mieszał. Kocham cię i proszę nie martw się o mnie.
Uścisk w pasie nieznacznie się wzmocnił. Poczułam na karku jego westchnięcie i lekki dotyk ust.
- Nie mogę ci obiecać, że nie będę się martwił i ciężko jest mi stać z daleka patrząc jak zostajesz zmuszana do rzeczy, których nie powinnaś robić.
- Powiem ci, gdy potrzebować pomocy. - dałam mu szybkiego całusa w usta i uwolniłam się z jego objęć. - W międzyczasie możesz pomyśleć nad tematami do rozmowy z moim tatą. Powiedział, że chce się z tobą spotkać na kręglach w przyszły piątek.
- I dopiero teraz mi to mówisz?! - wyrzucił ręce w górę z szokiem wypisanym na twarzy.
Poklepałam po piersi mojego mężczyznę, który wyglądał jakby wolał stoczyć ciężką walkę na ringu niż spotkać się z moim tatą w cztery oczy. Zapewniłam go, że nie ma się czym martwić i szybkim krokiem ruszyłam do sklepu kilka ulic dalej.
Musiałam przypomnieć sobie, dlaczego to robię zrobiłam pierwszy krok. Sklep nie był duży, a klientów można było policzyć na palcach jednej ręki. W wiadomości jaką dostałam musiałam podejść do jedymego kasjera w sklepie i pokazać mu SMS. Gdy to zrobiłam młody mulat podał mi sklepową zieloną reklamowkę wypełniona dwoma pudełkami. Nie miałam odwagi dłużej przyglądać się zawartości siatki i ruszyłam na parking. Według zaleceń na jego końcu miał czekać na mnie srebrna osobówka z naklejką tygrysa po prawej stronie. Nakazałam sobie zacisnąć zęby podając siatkę kierowcy. Jego samochód sam rzucał mi się w oczy. Mężczyzna, którego twarzy nie mogłam dojrzeć przez założony kaptur bez słowa wyciągnął da pudełka. Jedną ręką złapał mnie za nadgarstek sprawiając, że serce podeszło mi do gardła, a drugą rozerwał mniejsze pudełko. Wyciągnął z niego mały nóż. Dopiero teraz zauważyłam , że z tyłu ktoś był, a teraz rzucał sięskrępowany więzami na siedzeniu . Kierowca puścił mnie, a ja z trudem zmusiłam się do powolnego kroku oddalając się od parkingu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro