Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48

Titan zaproponował, że już pojedzie i przetrze szlak. Obawiałem się tego co możemy tam zastać, tym bardziej że razem z Titanem byliśmy zawodnikami, którzy dostarczali do kieszeni gangesterów naprawdę duże kwoty.

— Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim, prawda? — Halsey położyła mi ręce na piersi i spojrzała prosto w oczy.

— Oczywiście.

Zeszliśmy na parking i wsiedliśmy do samochodu, już miałem odpalić silnik, gdy rozdzwonił się mój telefon i pewnie zignorował bym to połączenie, gdyby na wyświetlaczu nie było numeru Titana.

— Co się stało? — powiedziałem od razu, gdy tylko odebrałem połączenie przeczuwając kłopoty o sile tornada.

— Przyjedź tu, ale bez Halsey. — odparł i się wyłączył.

Spojrzałem na moją dziewczynę zastanawiając się, jak jej powiedzieć, że nie może ze mną pojechać. Gdybym powiedział jej  prawdę nalegała by ze mną jechać, a na to nie mogłem pozwolić.

Halsey założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie pytająco. Zapomniałem, że od dłuższej chwili wpatrywałem się w nią w ciszy.

—Co się dzieje, Fearless?

— Titan dzwonił, że otwarcie będziemy musieli przenieść na inny dzień. — nie lubiłem jej okłamywać. — Dojechał już na miejsce i powiedział, że jest awaria z elektrycznością.

— Może będę mogła jakoś pomóc? — powiedziała, obserwując moją twarz.

— Nie ma takiej potrzeby. Wrócisz do domu i zaczekasz na mnie? Jak przyjadę zobaczymy jakiś dobry film, zrobię dobre jedzenie.

— Okej. — powiedziała i wysiadła. — Fearless? — odwróciłem głowę w kierunku Halsey. — Jak przyjdziesz powiesz mi co się naprawdę stało, dobrze?

Kiwnąłem głową i gdy zamknęła drzwi samochodu ruszyłem pod siłownię. Za ostatnim zakrętem widziałem jak sytuacja z podejrzanej zmienia się na fatalną. Spojrzenia wszystkich zebranych śledziły każdy mój ruch, gdy parkowałem i wysiadałem z samochodu. 

Titan stał otoczony przez ludzi, którzy bezpośrednio służyli dwóm szychom w mieście, lecz najgorsze było, że widziałem za nimi widmo mojego krewnego, który stał za każdą moją porażką. W kilku krokach dołączyłem do przyjaciela, który mierzył wzrokiem jednego  z facetów z bronią.

- Jakieś problemy? - powiedziałem, czując, jak przechodzą mnie dreszcze. Wystarczyło spojrzeć na nich, by w jednej sekundzie znowu być w podziemiach na ringu brudnym od potu i niezmytej krwi. Od powietrza dusznego z papierosów i smrodu starego alkoholu. Zacisnąłem pięści przez moment czując ten sam gniew, który czułem za każdym razem, gdy wchodziłem na ring.

- Ja nie widzę żadnego problemu - powiedział grubas w czarnej koszuli. Klasnął w ręce. - Chcemy po prostu większość udziału w waszym biznesiku i waszego powrotu do walk. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro