4
Syknął, odrywając usta i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego i wysłałam mu całusa, gdy powoli znikał w ciemności. Wiedziałam, że później mi się odpłaci, ale nie mogłam się powstrzymać. Na języku nadal czułam smak jego krwi. Jeśli chciał mieć słodkiego głuptaska, trzeba było znaleźć inną kandydatkę na dziewczynę.
— Chodź, Piękna. — powiedział blondyn, stając przy mnie i zarzucając mi na szyję swoje ramię. — Zaprowadzę cię na pierwszorzędne miejscówki. — Ściągnęłam z karku jego rękę starając się nie potknąć w tych ciemnościach. — Twój chłopak ma talent.
— Wiem. — odparłam, siadając na wskazanym miejscu. Ludzie zaczęli gromadzić się wokół ringu wykrzykując dwa słowa "Fearless" i "Titan", co jak sądziłam, musiało być przeciwnikiem mojego chłopaka. W pewnym momencie światło nad ringiem zajaśniało, a na środek zaczęli wchodzić zawodnicy. Fearless zajął prawy narożnik, skąd posyłał swoim fanom zapewnienia zwycięstwa. Na końcu spojrzał na mnie, lustrując wzrokiem mój strój, zaczęłam czuć się nieswojo. Jednak udało mi utrzymać nerwy na wodzy, pokazując mu dumnie wyprostowany środkowy palec. Posłał mi całusa sprawiając, że żeńska część widzów zaczęła piszczeć. Spojrzałam na jego przeciwnika i dech zamarł mi płucach. W lewym narożniku stało połączenie przystojnego jaskiniowca i Indianina o ciemniejszym kolorze skóry. Chyba wyczuł, że na niego patrzę, bo odwrócił się i wyszczerzył zęby jak dzikie zwierzę w moją stronę. W jego oczach bezgraniczne szaleństwo wyglądał, jakby nie dawno coś brał, co mogło tłumaczyć jego zachowanie. Wreszcie rozpoczęła się walka. Titan ruszył z rykiem na Fearlessa miotając ciosami w tylko znanym sobie szale. Mężczyźni rzucili się na siebie, upadając na matę. Odwróciłam wzrok, gdy jaskiniowiec zmiażdżył nos mojego sąsiada. Odgłos pękającej kości zapadł mi w pamięć mimo krzyków i przekleństw. Blondyn, który siedział obok mnie, z zachwytem śledził dalsze poczynania zawodników.
— Idę znaleźć jakiś bar. — teraz oboje mężczyźni krwawili, napędzając się wzajemnie do walki.
— Jasne, jasne... Dajesz Fearless, dowal gnojkowi! Tylko nie odchodź daleko, bo nie dożyję wschodu słońca. — powiedział nie odrywając wzroku od widoków przed sobą.
Wstałam i zaczęłam przedzierać się między ludźmi, dopóki nie stanęli przede mną dwaj mężczyźni w czarnych koszulach i tatuażami na twarzy w kształcie śladów pazurów drapieżnika.
— Czy możemy zająć pani chwilę? — spytał jeden z nich.
— Czy coś się stało?
— Należymy do ekipy Titan, któremu wpadła pani w oko. — spojrzał na swojego kolegę. — Z tego tytułu chcemy zaproponować pani możliwość spędzenia nocy z samym Titanem...
— Nie. — odpowiedziałam szybko i stanowczo.
Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Wyminęłam ich szukając tym razem nie baru, lecz wyjścia. Nie obchodziło mnie już czy znowu naraziłam się mojemu pracodawcy, ale wolałam najpierw zadbać o swoje bezpieczeństwo.
— Wygrał znowu Fearless! Gdzie on idzie?! — głos sędziego przedarł się między wiwatującymi widzami.
— Gdzie się wybierasz, do cholerny? — urywany głos zwycięscy dochodził zza mnie.
To będzie dobre.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro