37
Fearless
Halsey starała się wyrwać, krzycząc coś niezrozumiale. Na początku nawet jej nie poznałem, była blada, a pod cienką skórą widziałem nabrzmiałą siatkę żył. Libro nie puszczał jej, tym bardziej że ona nie uciekała od niego tylko ode mnie. Im bardziej się zbliżałem, tym jej panika wzrastała. Mimo ciemności w słabym świetle reflektorów widziałem zwycięski uśmiech Libro.
- Co jej zrobiłeś?! - warknąłem, wywołując w niej jeszcze głośniejszy krzyk. - Puść ją.
- Tylko po to, żebyś zrobił jej krzywdę? - szepnął bardziej do niej niż do mnie.
- Co ty bredzisz? - Syknąłem, powoli się do nich zbliżając. Libro nawet na moment nie zmniejszył nacisku, gdy stawiał ją przed siebie jako żywą tarczę.
Widziałem jej rozszerzone źrenice, bladą cerę i błyszczące oczy...
- Naćpałeś ją?! - Tak naprawdę to nie było pytanie, odpowiedź miałem tuż przed sobą. Titan za nami gwizdnął przeciągle.
Rozczarowałem Halsey, a ciąg kolejnych porażek zaczął się, gdy tylko zapukałem do jej drzwi.
Nie mogłem teraz zaatakować, nie mogłem znowu jej zranić. Najpierw musiałem ją uwolnić. Zaopiekuję się nią i zrobię co będzie chciała, nawet jeśli nigdy bym jej już nie zobaczył.
Titan jakby czytał w moich myślach, po chwili stanął przy mnie.
- Czas przenieść braterskie bójki na wyższy poziom. - splótł palce dłoni i poruszał nimi, a zgrzyt strzelających palców wydawał się o wiele głośniejszy niż w rzeczywistości.
Miałem umowę z Titanem, który również chciał zemścić się na tej szui. Oboje wiedzieliśmy, że dziś jego kariera się zakończy, ale to ja dokończę dzieła.
- Pozwolisz Fearless? - spytał z błyskiem w oku. Kiwnąłem głową, a chwilę później bracia starli się na ziemi. Wściekłość rodzeństwa wystarczyła, by Halsey się uwolniła. Libro rzucił dziewczynę na ścianę i wyciągnął ręce po brata. Od razu pobiegłam do niej i objąłem jej nieprzytomny twarz. Na palcach poczułem ciepłą ciecz, która zaczęła spływać po jej szyi.
- Halsey? - odezwałem się, kciukiem muskając jej rozchylone usta. Jej pierś powoli się unosiła, a spomiędzy jej warg uniósł się maleńki obłoczek pary. Jej skóra była zimna i wilgotna, a cienki i za mały T-shirt nie pozostawiał wiele do życzenia. Tym bardziej że nie miała na sobie stanika. Śmierdziała papierosami i pleśnią. - Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu, gdzie otuliłem ją kocem. Cały czas nie odrywałem od niej ust, prosząc cicho by otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Titan posyłał właśnie serię ciosów w szczękę leżącego przeciwnika. Jedną ręką wzmocniłem jasność świateł, kiedy Titan wstał jedynie lekko posiniaczony.
- Chcesz dokończyć? Pojadę z nią do szpi...
- Jest nieprzytomny?
- Facet na co najmniej złamane ręce.
- Świetnie, mam małą prośbę. - poprawiłem koc na dziewczynie. - Mogę wynająć z twojej firmy ring w godzinach nocnych. To nie zajmie długo. - pozwoliłem, by w moim głosie dało się usłyszeć ekscytację.
- W naszej firmie - poprawił mnie, choć nie przywiązywałem się do tego. - I tylko pod warunkiem, że będę na widowni w pierwszym rzędzie. Za nic tego nie przegapię. Pozwól tylko, że zapakuję tylko dodatkowy bagaż i jedziemy do szpitala. - spojrzał na Halsey. - Musimy się pośpieszyć, twoja panna mocno krwawi.
Titan zniknął, by wtoczyć nieprzytomnego brata do bagażnika. Ściągnąłem koszulkę ocierając strużki krwi, które spływały z nosa i kącika ust.
- Halsey, co on ci zrobił?
Jak myślicie Halsey wybaczy Fearless'owi?
Jak wyobrażacie sobie naszego boksera?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro