30
Halsey
Powrót do domu przypominał ściganie się z wiatrem. Fearless zajął kierownicę, więc mi została przydzielona rola DJ, pod warunkiem, że puszczę dobrą muzykę.
Starałam się zająć myśli wszystkim, by nie widzieć rozczarowania wypisanego na twarzy ojca, gdy powiedziałam, że wyjeżdżamy. Wiem, że próbował to ukryć, ale niemal widziałam, jak jego marzenia o tym, że tu zostanę rozpadają się, jak zamek na piasku. Każde moje kolejne słowo odbierało cząstkę nadziei, która się w nim tliła. Wtedy zaproponowałam, że zostanę na kilka dni, ale on wtedy powiedział.
- Cieszę się, że przyjechałaś do swojego starego ojca. Sądziłem, że tym razem wróciłaś na stałe, ale skoro wyjeżdżasz, to znaczy, że jednak nie tu jest twoje miejsce. Nie tu się zakochałaś i nie tu się wyjdziesz zamąż. Nie rozumiem i nie popieram twoich decyzji, ale muszę je tolerować, wierząc, że ty wiesz co jest lepsze dla ciebie. Tylko obiecaj, że będziesz codziennie do mnie dzwonić.
- Dasz sobie radę?
- A ty?
- Muszę.
- Ja też. Chodź, uściskaj swojego staruszka, bo jeszcze rozpłaczę się i nie będę mógł tego zrzucić na kurz.
Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Cichy szum silnika i prosta droga uśpiła mnie mimo dość głośnej muzyki. Otworzyłam oczy oparta o szybę, zza której miałam widok na pole złocistego zboża wygrzewającego się w gorących promieniach słońca. Przetarłam oczy, pozbywając się resztek snu i zauważyłam, że wierzch dłoni mam wilgotny.
- Dojeżdżamy, dobrze, że się obudziłaś.
- Co się stało? - ziewnęłam, odpychając wspomnienie pożegnania z tatą.
- Miles dzwonił, ale nie zdążyłem odebrać. - Zaczął coś wystukiwać na telefonie przyczepionym koło kierownicy. - Sądząc po SMS-ie, który dostałem, raczej z tobą będzie chciał rozmawiać. Masz.
Podał mi telefon. Minęło kilka sygnałów, nim Miles odebrał.
- Adam? Jesteś tam?
- Nie, Adam prowadzi, mówi Halsey.
- Dasz na głośnomówiący, muszę porozmawiać z wami obojgiem.
- Jasne.
Z powrotem przymocowałam telefon do uchwytu i nacisnęłam specjalny przycisk.
- Już jesteś.
- Cześć, stary! - Zawołał.
- Siema, czy coś się stało?
- Zacznę od tego, że dzwonił Tolles, ale to już wiesz, i kazał przekazać ci, że na jutro masz walkę z bratem Titana. Halsey, chyba go pamiętasz.
- Jakże bym mogła zapomnieć. - mruknęłam, przypominając sobie jak ludzie Titana zaproponowali bym spędziła noc z ich bokserem.
- Dam sobie z nim radę. - Fearless odpowiedział z niezachwianą pewnością siebie.
- Po drugie. - chrząknął - Halsey jest szansa, że twój ojciec da mi robotę Joe'go? Pytałem po klubach i innych ofertach, ale nikt nawet nie spojrzał na moje CV. Poza tym wszyscy poza Riną patrzą na mnie wilkiem.
- To, czemu nie wrócisz? Nic cię tam nie trzyma. Chyba.
- No niezupełnie. - jego głos stawał się coraz mniej słyszalny.
- Miles, co zrobiłeś? - odezwałam się stanowczo.
- W sumie to... Halsey, czy jest szansa, że twój ojciec mnie zatrudni?
Razem z moim chłopakiem czuliśmy, że Miles wpadł w jakieś kłopoty i nie chce się przed nami tłumaczyć. Spojrzeliśmy na siebie z Fearless'em.
- Zacznę od tego, że to nie jest miasto, tylko mieścina, w której każdy zna każdego. Jesteś obcy, a twoje podejście z pokazaniem swojego wykształcenia człowiekowi, który nigdy nie wyjechał z pola może przynieść odwrotny skutek niż chcesz. Zadzwonię do taty i postaram się go przekonać. - ostatnie słowa powiedziałam łamiącym głosem.
- Dzięki wielkie dziewczyno, trzymajcie się.
- Ty też. - odparliśmy chórem.
- A będzie czego. - Głos Milesa był zaledwie słyszalnym szeptem.
***
- Kotku, muszę iść na trening. - podniosłam głowę na stojącego przede mną chłopaka z torbą na ramieniu. - Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuję ci, że pozwoliłeś mi się u siebie zatrzymać.
Wstałam i pozwoliłam się pocałować na dowidzenia . Te kilka godzin jazdy samochodem było otępiające, ale teraz gdy byliśmy sami, a mój chłopak mnie całował czułam, jakby ktoś podpiął mnie do prądu. Rozchyliłam bardziej usta, pogłębiając pocałunek. Położyłam dłoń na jego piersi. Jednym ruchem zrzucił torbę i objął mnie, podnosząc. Oblotłam go w pasie nogami, nie odrywając nawet na moment ust. Chciałam tego i potrzebowałam, tej bliskości i poczucia, że mogę na niego polegać. Ale również chciałam mu to dać, by pamiętał, że może mi o wszystkim powiedzieć.
- Gdybym wiedział, że się tak na mnie rzucisz, zrezygnowałbym dzisiaj z siłowni. - powiedział, szybko oddychając po namiętnym pocałunku. Czułam jego oddech na twarzy i coś twardego wbijającego mi się w udo. - Przez ciebie zamiast na wysiłku będę się skupiał bym o twoim ciele skrytym pod tym niepotrzebnym materiałem. - podciągnął mi bluzkę, odkrywając brzuch i dół stanika. Musiałam trzepnąć go po ręce, inaczej by mnie całą rozebrał. Zaśmiał się.
- A ja o tym wielkim ciele, które mam przed sobą. Moja wyobraźnia będzie działać na pełnych obrotach, gdy zaraz wezmę kąpiel w gorącej wodzie z bąbelkami.
Chłopak warknął.
- Zabijasz mnie, ale przecież już się myłaś.
- Ja tylko szybko weszłam pod prysznic dosłownie na kilka minut, bo groziłeś, że wymontujesz drzwi.
- Martwiłem się o ciebie, bałem się, że zemdlejesz. Chciałem pomóc.
- Jasne wielkoludzie. Wierzę ci. Gdy wrócisz, będzie czekać na ciebie zapiekanka ziemniaczana, co ty na to?
- Już jestem głodny. Halsey?
-Co?
- Muszę iść, naprawdę. - odparł, mając bolesny wyraz twarzy nie ruszając nawet na krok. - A nie chcę.
- Wiem, skarbie, ale musisz.
- Wiem.
Wziął torbę z podłogi i podszedł do drzwi. Stałam za nim, by zamknąć je, jak wyjdzie. Odwrócił się i spojrzał na mnie z żarliwością, która pozbawiła mnie na moment tchu.
- Dziękuję ci, że wróciłaś, brakowało mi ciebie.
- Mi ciebie też, nawet nie wiedziałam jak bardzo.
Dłuższy rozdział, a historia i bohaterowie się rozdzielają, mają tajemnice. Milesa zatrzymała duża sprawa, a Fearless stanie znowu na ringu.
Dziękuję, że to czytacie!
Na moim profilu znajdziecie " O świcie " , którą opisałabym słowami :" Życie każdego z nas to gotowy scenariusz na film lub książkę. Tylko od nas zależy czy to będzie nudna lektura szkolna, czy opowieść, którą będziemy słuchać z wypiekami na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro