Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

Halsey

— Dziękuję, że pomogłeś mojemu tacie. — powiedziałam, gdy wjechaliśmy na polną drogę. — Na początku zawsze jest trochę niedostępny.

— Naprawdę nic się stało. — odparł, nie odrywając wzroku od drogi. — Mam nadzieję że tą pomocą trochę zyskałem w jego oczach.

— Jestem tego pewna, a teraz powiedz, dokąd jedziemy.

— Nigdy nie lubiłaś niespodzianek czy tylko przy mnie robisz się taka niecierpliwa? — rzucił i włączył lokalną stację, która właśnie puszczała jeden z kawałków Green Day. — Niedaleko już, a przynajmniej tak być powinno.

Otworzyłam okno, by poczuć chłodny wiatr na skórze. Usłyszałam jakieś krzyki, a po chwili muzyka zaczęła wypełniać okolicę. Zmrużyłam oczy, przyglądając się namiotowi w oddali...to było wesołe miasteczko!

Pisnęłam szczęśliwa z niespodzianki co rozbawiło Fearless'a. W miarę jak przejeżdżaliśmy ostatnie metry widziałam coraz więcej atrakcji. Diabelski młyn rzucał na nas cień gdy parkowaliśmy na wyznaczonym terenie, rollercoastery mknęły, niemal nad naszymi głowami bawiąc młodzież i przerażając seniorów. Jak ja dawno tu nie byłam!

Gdy tylko zgasł silnik, wyskoczyłam z auta prosto w otwarte ramiona mojego chłopaka.

— Jeszcze nigdy widziałem, żeby ktokolwiek cieszył się jak ty. - pstryknął mnie w nos. — Chodźmy do kasy.

Nagle opuścił mnie wesoły nastrój. Nie miałam przy sobie pieniędzy, a nie chciałamby płacił za mnie. Zmiana nastroju szybko została zauważona przez chłopaka.

— Coś się stało? — spytał, gdy dotarliśmy do kasy.

— Po prostu nie lubię, jak się za mnie płaci. — westchnęłam. — Oddam ci pieniądze jak tylko wrócimy. Obiecuję.

Objął mnie ramieniem i pocałował.

— Halsey, ja nie chcę żadnych pieniędzy. To ja jestem organizatorem i to ja płacę. Poza tym widząc, że jesteś tak szczęśliwa, jestem gotowy zapłacić o wiele więcej niż te kilka dolców. A nawet jeszcze nie weszliśmy.

Dyskretnie starałam się łezkę spod oka, gdy chłopak kupował bilety. Był słodki i uroczy, a kiedy trzeba zaborczy i cierpliwy. Patrząc na niego, czułam się o wiele szczęśliwsza niż przed moim wyjazdem. Chyba naprawdę go kocham.

— Gotowa na zabawę? — objął mnie i poprowadził do wyjścia.

Po wejściu do środka hałas wzmocnił się o kilkanaście decybeli, zupełnie jakby bramki były barierą. Fearless wziął mnie za rękę i splótł palce z moimi, prowadząc nas do stoisk z watą cukrową. Przygryzłam wargę, starając się przed wypowiedzeniem jak bardzo mi na nim zależy.

— Zapraszam, zapraszam, kto pobije rekord naszego mistrza i zgarnie tę oto maskotkę dla żony, córki, męża czy kochanki. Zapraszam wszystkich! — krzyki klauna zwracały uwagę niemal wszystkich zwiedzających. Mężczyzna o białej twarzy, czerwonych włosach i wymyślnym stroju chodził wokół siłacza ubranego jedynie w sprane dżinsy. Był górą mięśni i cały czas napinał muskuł, budząc zachwyt w kobietach i zazdrość w ich partnerach. — Wystarczy wytrzymać z naszym Goliatem jedynie całą minutę, a ten oto misio będzie twój. — klaun wskazał półmetrowego misia o słodkim pyszczku i niebieskiej kokardzie na szyi.

— Ja tu stoję. — Przy uchu poczułam gorący oddech Fearless'a. — Chcesz?

Pokazał na zieloną watę cukrową trzymaną w ręce. Pokiwałam głową i wzięłam podarek.

— Dziękuję. — dałam mu całusa w policzek.

Chłopak wpatrywał się uporczywie w łysego Goliata, myśląc nad czymś gorączkowo.

— Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę. — powiedział nagle i szybkim krokiem ruszył w jego stronę.

— Fearless!— zawołałam, ale on mnie nie usłyszał.

Z daleka patrzyłam, jak na tyłach ringu wita się z Goliatem. Wyglądali, jakby się byli dobrymi kolegami, którzy spotykają się po latach. Żywo nad czymś rozmawiali, dopóki Fearless nie podniósł głowy i nie posłał mi uśmiechu. Goliat również na mnie spojrzał, puszczając mi oczko. Zesztywniałam czując jak się rumienię. Goliat wstał i podszedł do klauna, szepcząc mu coś na ucho. Zaczynałam obawiać się co będzie dalej.

— Panie i panowie znalazł się śmiałek, który odważył się rzucić wyzwanie naszemu olbrzymowi. — wskazał na Fearless 'a wchodzącego na ring. —   A to wszystko dla tej pięknej damy, która teraz stara się skryć za zieloną watą cukrową. Powinnaś być dumna!

Czułam, jak policzki przybierają barwę krwi,  a z uszu uciekała para. Opuściłam watę i zaczęłam ją skubać. Wszyscy zebrani zaczęli szukać wzrokiem owej damy, a gdy mnie już wreszcie znaleźli, zaczęli między sobą szeptać.

— Niech rozpocznie się walka! — dodał klaun, schodząc z ringu.

Obiecałam sobie, że jeśli Goliat nie zrobi mu krzywdy, to ja to zrobię. I będzie to bardzo bolesne.

Jak wyobrażacie sobie Fearless'a?

Chciałabym mieć takiego sąsiada jak Adam...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro