Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

FEARLESS

Nie jestem do końca pewien czy to był dobry pomysł. Cholera, wiedziałem o tym, gdy tylko zgodziłem się, by podała miejsce spotkania. I teraz gorzko tego żałowałem.

Przechodziłem przez wykoszone pole w mieście, o którym Bóg zapomniał już dawno i skazał na swój własny los. W ręce trzymałem czerwony plastikowy kubek z alkoholem, który wcisnął mi do ręki jakiś chłopak, gdy tylko wysiadłem z samochodu. Szukałem wzrokiem Milesa, który przed kilkoma dniami wysłał mi wskazówki jak dotrzeć na tę imprezę. Portfel w kieszeni spodni ciążył mi kwotą, którą chciałem oddać Halsey za trud włożony w nasz "związek". Miałem zamiar szybko się stąd wynieść.

Po jakieś godzinie usłyszałem śmiech Milesa niedaleko siebie. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem w jego kierunku. Dotarłem do niego w momencie, gdy przechylał do tyłu dziewczynę, całując i liżąc ją na zmianę w szyję. Chichotała, dopóki nie złapała czkawki.

- Mils, przestań. - śmiała się, próbując wyrwać mu się. Dziwnie czułem się patrząc na nich. Tym bardziej że nigdy nie widziałem go z dziewczyną w takich sytuacjach jak ta.

- O nie skarbie, obiecałaś mi to. - droczył się z nią, wpatrzony w dziewczynę z błyszczącymi oczami.

- To był żart...A to kto? - dziewczyna wstała z pomocą chłopaka chwiejąc się. Miała lekko zamglony wzrok i rozmarzenie wypisane na twarzy co świadczyło, że przekroczyła swoją wytrzymałość alkoholową. Z trudem podniosła rękę w moją stronę. Wzrok Milesa podążył za nią.

- Adam, przyjaciel Milsa. - zignorowałem pochmurne spojrzenie chłopaka. - A kim ty jesteś?

- Jego przyjaciółką. - podniosłem brew z rozbawieniem. - Coś mi mówi, że raczej nie będziesz tego pił. - pochyliła się i wyrwała mi z ręki kubek i szybko przechyliła przechytrzając chłopaka, który chciał jej to uniemożliwić. - Nie wiem, czy wiesz, ale masz paskudną twarz Adam. Tak tylko mówię. - po tych słowach zamknęła oczy i osunęła się w ramiona swojego partnera.

- Nie spodziewałem się tego po tobie, Mils. -powiedziałem z widoczną nutką złośliwości. Czułem dziwny ucisk w piersi widząc jak ją obejmuje, mimo że powinienem, sprawiając, że robiłem się coraz bardziej rozdrażniony.

-Zamknij się i lepiej zachowuj się dobrze. - warknął, lustrując wzrokiem wprawiając mnie w zaskoczenie. - Mocno oberwał? - dodał spokojniej.

Wiedziałem, że nawiązuje na mojej ostatniej walki, która trwała dłużej niż początkowo myślałem i teraz jej skutki miałem wypisane na ciele, szczególnie na twarzy. Mój wygląd raczej nie był teraz atrakcyjny, o ile kiedykolwiek taki był.

Zmusiłem się do uśmiechu.

- Jeśli złamana szczęka i ręką oraz liczne wybicia to ciężkie obrażenia. - potarłem szczękę, na której widniał dojrzały siniak. - To tak.

Pokiwał głową i teraz całą uwagę skupił na dziewczynie. To, z jaką czułością wziął ją nieprzytomną na ręce i odgarnął kosmyk, budził we mnie...zazdrość. Nie patrzył czy ktoś na niego patrzy w tej chwili istniała tylko ona. Szybko odwróciłem wzrok i niemal pobiegłem w przeciwnym kierunku. W duchu modliłem się bym szybko znalazł Halsey i mógł się wreszcie od niej uwolnić. Nie wiem, jak długo jej szukałem, ale znalazłem ją przy ognisku. Śmiała się w otoczeniu chłopaka, który wyglądał jak typowy kowboj w czarnym kapeluszu, skórzanych butach, dżinsach i koszuli w czerwoną kratę. Zacisnąłem pięści, powstrzymując się od rzucenia na niego i pozbawienia go tej wesołości. Jednak nogi odmówiły mi posłuszeństwa, mogłem jednak stać i patrzeć jak otacza ją ramieniem, mówiąc kolejny nieśmieszny żart. Minęła cała wieczność, gdy wreszcie na mnie spojrzała. Powoli wstała i przeprosiła tego dupka. Ruszyła prosto do mnie.

- Chodź. - syknęła i złapała mnie za rękę. Zaskoczeni wzajemnym dotykiem odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Dopiero gdy stała tak blisko mnie widziałem, że jest zmęczona i zamroczona alkoholem, ale nie tak bardzo, jak jej przyjaciółka. A szkoda. - Po prostu chodź za mną.

Milcząc, przedzieraliśmy się przez tłumy ludzi. Chciałem ją dotknąć, ale zamiast tego wziąłem czyiś czerwony kubek i szybko wychyliłem. Skrzywiłem się, gdy mocny alkohol spływał do żołądka. Odwróciła się mnie, dopiero gdy wszyscy imprezowicze zostali za nami. Byliśmy akurat przy moim samochodzie. Zaschło mi w gardle, widząc ją w dżinsowych szortach i cienkiej bluzce na ramiączkach. Mój wzrok od razu pobiegł do miejsca, gdzie dupek ją dotykał.

- Daj kasę i znikaj. - Zachwiała się na czarnych botkach. Po chwili opierała się na mojej piersi. Nawet mimo ciemności potrafiłem zauważyć jej sińce pod oczami mimo makijażu. - Możesz mnie puścić. - dodała, tym razem ziewając.

- Jasne.

- Naprawdę.

- To dobrze.

Jedną ręką otworzyłem drzwi od samochodu i posadziłem ją na fotelu pasażera. Przypadkiem dotykając jej nagich ud. Oparła rękę o wilgotne czoło i głośno jęknęła.

- Nie potrzebnie tak szybko go wypiłam. - zmusiła się do spojrzenia na mnie. - Jak tylko dasz mi pieniądze, wysiądę z tego samochodu i pójdę do domu. - Nie byłem pewien czy mówiła to do mnie, czy do siebie, ale nie miałem żadnego zamiaru zostawiać jej tu samej w środku nocy. Patrząc na nią nie potrafiłem wzbudzić w sobie gniewu, tylko pożądanie. Co innego, gdy rozmawiamy przez telefon.

- Gdzie mieszkasz? Zawiozę cię.

- Nie. - spojrzała na mnie przerażona.

- Jesteś pijana. - dopowiedziałem.

- A ty poobijany. - burknęła, jakby to wszystko mówiło. Złapałem ją delikatnie za brodę i ponownie zmusiłem, by na mnie spojrzała.

- Halsey jesteś pijana i nie sądzę byś przeszła choćby kilka kroków sama, a nie chcę zbierać cię z ziemi. - jej wzrok padł na moje usta i tam się zatrzymał.

- Jestem pijana.

- To dobrze.

Pochyliła się i przycisnęła usta do moich, zamykając oczy. Tama puściła.

Wspomnienie nas w samochodzie, gdy całowaliśmy się w tym samochodzie nim wszystko się spieprzyło wykradło powietrze z płuc. Wtedy przestaliśmy być tylko sąsiadami. Oddałbym wszystko, by teraz znaleźć się tam i móc ją znowu tam całować. Złapałem ją za ramiona i popchnąłem, by położyła się na tylnych siedzeniach, nim przechyli się i uderzy. Pocałowałem ją, a moje ręce błądziły po jej ciele. Byłem z siebie dumny, gdy między pocałunkami zaczęła wydawać z siebie jęki i błagania o więcej. Bluzka podjechała jej do góry odsłaniając opalony brzuch, który szybko pocałowałem wracając z powrotem do tych nabrzmiałych ust. Teraz oboje byliśmy pijani z pożądania i tylko śmierć mogła mnie oderwać od pieszczenia jej ciała.

- Fearless, proszę.- wyjęczała . Jeszcze nigdy moje przezwisko nie brzmiało tak...intymnie.

- Co ty, do cholery, jej robisz? - usłyszałem wrzask dupka, który złapał mnie za ramiona i wytargał z samochodu.

Jednak wróciłam, nie mogłam się powstrzymać.

Przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro