19
Fearless
Złapałem kant blatu w kuchni i zacisnąłem na nim palce, aż zbielały. Miałem ochotę wyć do tego stopnia, że wierzyłem, że będzie ostatni wydany przeze dźwięk w życiu. Od ostatniej walki minęły trzy dni i określenie, że czuję się jak gówno to niedopowiedzenie roku. Po tym, jak Halsey się ode mnie odwróciła ludzie Tollesa skopali mnie i wyrzucili jęczącego za klub. Od tego czasu każdy ruch nawet mrugnięcie sprawiało mi duży ból. Mało tego, nie potrafiłem normalnie spać, bo pewna dziewczyna nie potrafiła opuścić moich myśli.
— Adam?! Otwórz te drzwi. — głośne pukanie zakłóciło ciszę w moim mieszkaniu. —To ja Miles! Wiem, że tam jesteś, nie udawaj trupa.
Skrzywiłem się słysząc te słowa. Założyłem bluzę, by przykryć większość obrażeń i powoli ruszyłem do drzwi. Miałem nadzieję, że szybko się go pozbędę. Poczułem początek migreny wraz z nasilającymi się krzykami chłopaka. Tabletka przeciwbólowa traciła moc.
— Czego? — warknąłem, patrząc na chłopaka nieprzychylnym wzrokiem.
Parsknął.
— To ja powinienem być wściekły. Nie odbierałeś ode mnie telefonów i zapewne nie zaglądałeś na pocztę. — dodał z sarkazmem.
— Po co tu jesteś? — spytałem, tracąc resztki cierpliwości.
— A jak myślisz? — spojrzał na mnie bykiem. — Chciałem się dowiedzieć jak się czujesz po starciu z Tollesem. Słyszałem, że odstawiłeś niezłe przedstawienie po walce z szatni i przed swoją dziewczyną. Do tego podobno jego ludzie nieźle i z tego, co widzę to była prawda.
— Świetnie, dowiedziałeś się już, jak się mam to teraz możesz już wracać do siebie.
Nie czekając na odpowiedź, zamknąłem mu drzwi przed nosem. Miles znowu zaczął walić na nowo w drzwi.
— Przestań zachowywać się jak dupek i znowu się chować. Skończ walczyć z całym światem i pozwól sobie pomóc...
— Co mam zrobić byś zostawił mnie w spokoju?! — w mgnieniu oka otworzyłem drzwi i tym razem nie kryłem gniewu widocznego na mojej twarzy i w oczach.
— Na początek dobrze by było, gdybyś przestał zachowywać się jak nastolatek ze załamanym sercem. Wyglądasz jak gówno i nawet nie myśl, że obrócę i stąd odejdę. Jestem ci to winien.
Jęknąłem sfrustrowany.
— Miles jakbyś jeszcze nie zauważył, nie jesteś mi już nic winien. Już za sam fakt, że mi pomagasz w załatwianiu walk, sprawia, że to ja jestem ci coś winien.
— Fakt, więc wpuść mnie i wypłacz mi się w rękaw, Romeo. Przyniosłem nawet chusteczki. — wyszczerzył zęby.
— Czemu ja cię jeszcze nie udusiłem? — powiedziałem do siebie, wpuszczając go do środka. Wiedziałem, że Miles będzie mi truł, dopóki nie dopnie celu i właśnie dlatego potrafił mi załatwić najlepsze walki za dobrą cenę. Gdy zamknąłem drzwi, dołączyłem do niego w salonie siadając na kanapie. Chłopak siedział i czekał, aż się odezwę.
— Wiesz. — zaczął takim tonem, że czułem, że będzie tylko gorzej. — udało mi się dodzwonić do Halsey, twojej dziewczyny-sąsiadki. — i wykrakałem. — Coś ją męczy, ale chyba ktoś chce ją pocieszyć.
Nieświadomie zacisnąłem pięści i usta, a gdy to zauważyłem, rozluźniłem się i zagłębiłem się w kanapie.
— Chcę wiedzieć, jak zdobyłeś jej numer? — rzuciłem od niechcenia.
— Nie.
Nie musiałem podnosić wzroku, by wiedzieć, że na mnie zerka.
— To i tak nie ma znaczenia. Dziwi mnie tylko, że jeszcze nie upomniała się o kasę.
— Co?
Westchnąłem.
— Nieważne.
— A ja uważam, że wręcz przeciwnie. Czekaj. — zawołał nagle. — Czy Halsey to ta dziewczyna, o której mówiłeś przez cały czas, kilka miesięcy temu nim oficjalnie powiedziałeś, że jesteś w związku?
Nie powinienem otwierać tych drzwi po raz drugi. Naprawdę miałem tego dość. Byłem obolały, więc nie nadawalem się do walk, dzięki ochroniarzom Tollesa, i nie potrafiłem pozbyć się dręczących mnie myśli. Pozostawały mi jedynie tabletki i skrajne zmęczenie doprowadzające do natychmiastowego snu.
— Skąd ta myśl? — odezwałem się po chwili.
— Żartujesz sobie ze mnie?— zaśmiał się, klepiąc się w udo. — Dopóki jej nie przyprowadziłeś, nie widziałem na twojej twarzy zaborczości. Szczerze mówiąc, myślałem, że jesteś gejem.
— Jesteś kobietą w męskim ciele?
Mimo wszystko na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Nawet nie wiedziałem, że brakowało mi rozmów z nim.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, nim zadecydował, że muszę stąd wyjść i wziąć się w garść.
— Taka dziewczyna jak Halsey rzadko pojawia się w naszym życiu, a ty zasługujesz na szczęście szczególnie po tym wszystkim.
Do teraz nie potrafiłem pojąć jak Halsey w ogóle zgodziła się na ten układ i wytrzymała ze mną tak długo. Pewnie zdobyłaby zakaz zbliżania się, gdyby wiedziała, że obserwowałem ją od dawna.
Dodany wcześniej niż zamierzałam😀
Tacy przyjaciele co Miles są na wagę złota.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro