Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Halsey

Za późno ugryzłam się w język. Pożałowałam tych słów, gdy tylko opuściły moje usta. Nie chciałam wyjść na dziewczynę w opałach, która czeka na ochronę swojego nieistniejącego księcia. Zaskoczona spojrzenie Fearless'a tylko umocniło mnie w przekonaniu, że tak to zabrzmiało.

— Mam nadzieję, że żaden z moich konfliktów nie będzie miał na ciebie wpływu. Będąc moją dziewczyną mam zamiar cię chronić tak by po wszystkim nasze życie toczyło się, jak wcześniej. Postaram się by nikt z mojego świata nie poznał cię na ulicy. Czy to cię uspokoiło?

Zerknął na moje zaciśnięte dłonie, które natychmiast rozluźniłam. Nic się nie dzieje. Spokojnie, Halsey.

— Jasne. — spojrzałam za okno, za którym niewiele widziałam. — Daleko jeszcze?

— Tak naprawdę to już jesteśmy na miejscu.

— To, czemu tu jeszcze jesteśmy ?

— Bo tym razem chcę cię przygotować na to, co tam zobaczysz. — moja ręka zamarła tuż klamką. — Gdy wejdziemy, nie będzie przy tobie towarzysza jak ostatnio, będziesz przy moim wujku. — skrzywił się, mówiąc o krewnym. — A to o wiele gorsza osoba niż kiedykolwiek mogłabyś pomyśleć. Nie chciałem żebyś teraz go spotkała. Nie pij niczego poza jednym drinkiem lub szklankami wody. Nie rozmawiaj z nikim. Patrz na ring i módl się, by to przedstawienie było wiarygodne.

Jego głos robił się coraz cichszy i mroczniejszy. Patrzył na mnie, choć tak naprawdę patrzył przeze mnie. Wzrok miał zamglony, ale ocknął się, gdy położyłam mu rękę na ramieniu. Spojrzał na mnie nieprzytomnie.

— Fearless, wszystko już dobrze?

Nie potrafiłam wyładować na nim teraz gniewu, tym bardziej że w ciągu podróży samochodem zrobiliśmy ogromny krok naprzód.

Nie lubiłam jego wujka, choć nie tak bardzo jak on. Czułam, że jest niebezpieczny, ale nie wiedziałam, że aż tak.

Chciałamby znowu na twarzy chłopaka zawitał spokój, potrzebował tego przed walką.

Nachyliłam się dać mu całusa na szczęście, lecz tak naprawdę chciałam go pocałować w te miękkie usta. On chyba też tego chciał, bo nachylił się i objął mnie. Chwilę potem siedziałam okrakiem na jego kolanach. Przesunął fotel do tyłu, pozwalając nam większą ilość ruchu w tej ograniczonej przestrzeni. Złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie, gdy on wtłaczał język do moich ust. Przygryzł moją dolną wargę, wywołując u mnie jęk rozkoszy. Jego ręce opadły na moje biodra, a kciuki rysowały nieznane mi wzory na skórze pod bluzką. To były słodkie tortury, które zaczynałam wielbić. Oderwaliśmy od siebie dopiero wtedy, gdy tlen stał się nam potrzebniejszy niż żarliwe pocałunki. Wdychaliśmy nasze szybkie i gorące oddechy oparci czołem. Drżeliśmy. Oblizałam nabrzmiałe usta, co najwidoczniej spodobało się Fearless'owi, bo skupnął zębami moją wargę. Ręce nadal miałam zaciśnięte na jego koszuli, gniotąc ją, a może nawet rozdzierając. Nie wiem. Nie obchodziło mnie to w tym momencie.

— Gdy wyjdziesz na ring masz wygrać. — powiedziałam przerywając ciszę. Mój głos był mocny i zdecydowany. — Nie dla twojego wujka czy dla mnie. — zerknęłam na niego. — Zrobisz to dla siebie, by udowodnić sobie, że to potrafisz, że masz siłę do każdej walki.

Jego spojrzenie było tak intensywne i żarliwe, że musiałam odwrócić wzrok.

— A ja może będę grzecznie się zachowywać. — dodałamby nieco rozluźnić atmosferę.

Przewrócił oczami, a jego usta uformowały się w uśmiech.

— Jasne i może jeszcze obędzie się bez skandali? — powiedział z lekkim śmiechem. — Nie chcę ci narobić problemów, ale będę musiał uformować na nowo kilka twarzy, jeśli będą krążyć koło ciebie. — dodał poważniej i z błyskiem w oku.

Już chciałam krzyknąć Zazdrośnik! ale się powstrzymałam, bo byłoby to zbyt cukierkowe.

— Nie martw się, mam zamiar siedzieć i patrzeć tylko na ciebie.

— Mam nadzieję. — mruknął pod nosem ze zmarszczonym czołem.

— Nie chcę nadwyrężać nogi, więc możesz być spokojny. Idziemy? — spytałam, próbując z niego zejść, ale jego dłonie na moim ciele skutecznie to utrudniały.

— Tak, wierć się jeszcze, a zobaczysz, gdzie pójdziemy.

Nie mogłam powstrzymać dłużej śmiechu, widząc jego zbolały wyraz twarzy. Znów coś mruknął, ale to bardziej przypominało babski foch niż oburzenie mężczyzny.

— Dobra, chodźmy, inaczej będą większe problemy nich przegrana walka.

Z trudem udało nam się wyjść z samochodu. Idąc z Fearless'em czułam na sobie ciekawskie spojrzenia innych gości. Choć to on skupiał na sobie spojrzenia zrozumiałam, że gdziekolwiek by się nie pojawił, sytuacja będzie się powtarzać. I nie ma się co dziwić. Mój rumieniec tylko się pogłębił, ponieważ wydawało mi się, że wszyscy, wiedzieli co robiliśmy w samochodzie kilka minut temu, a tajemniczy uśmiech błąkający się na ustach chłopaka tylko to utrudniał.

— Cieszę, że wreszcie udało wam się wyjść z tego samochodu. — głos wujka Fearless'a pojawił się znikąd, a po chwili wyłonił się przed nami otoczony swoją świtą. — Już chciałem do was podejść i zaoferować pomoc, ale mnie ubiegliście. Zamiast tego mogę jedynie zaoferować pięknej damie drinka, tylko czy ona się na niego zgodzi. — mrugnął do mnie zawadiacko ignorując rosnące napięcie wokół nas.

Dla tych co czekali na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jesteście ciekawi dalszych losów naszych bohaterów 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro