14
Adam “ Fearless “
Cholera jasna! Czy to zawsze musi się tak kończyć?! Oparłem czoło o drzwi Halsey i z frustracji walnąłem pięścią w ścianę obok. Usta zadrgały mi, gdy ze środka dobiegły mnie przekleństwa dziewczyny. Pieprzony Engers, uwielbia truć mi życie, a każdą szczęśliwą chwilę z uśmiechem zamienia w proch. Szczerze, byłem pewny, że jakoś dowiedział się o moim spotkaniu z Halsey i specjalnie zmienił mi plany.
Ostatni raz uderzyłem w ścianę i ruszyłem do siebie. Miałem iść na siłownię, ale zamiast tego całą cholerną godzinę spędziłem na gapieniu się na drzwi wejściowe, jakbym oglądał ciekawy kryminał z zaskakującym zakończeniem. Polubiłem Halsey i nie chciałemby była na mnie taka wkurzona, ale fakt, że otaczam się sępami czyhającymi na mnie z każdego kąta jasno mówił, że ten stan będzie się utrzymywał. Za jakiś czas dziewczyna znowu stanie u progu mojego mieszkania przywdziana w kolejny kuszący strój, a przynajmniej taką mam nadzieję. Była moją laską, nietykalną dla nikogo, nawet dla mnie. Myśląc o tym, zaśmiałem się nieszczerym śmiechem.
Nie wiem, jak długo tam jeszcze siedziałem, ale dzwonek do drzwi wyrwał mnie z otępienia. Jęknąłem i wstałem. Za drzwiami widziałem Halsey w stroju dalekim grzecznej dziewczynki. Na nogach miała sandały na płaskiej podeszwie, jedyny akcent niepasujący do całej reszty. Chorą kostkę odciążyła. Stała tam i mierzyła mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. Jak szybko umrę, jeśli teraz przyparłbym ją do ściany i wtłoczył jej język do ust?
Cholera, przetarłem twarz, byłem zmęczony walkami i cały czas nabzdyczoną seksowną sąsiadką.
— Jak noga? — spytałem i wpuściłem ją do środka. Musiałem wziąć prysznic i przebrać się w strój.
— Dobrze. — odparła, ocierając się mini spódniczką o moje biodro, a może mi się tylko wydawało.
— To dobrze. — wychrypiałem czując, jak krew zaczęła szybciej płynąć w moich żyłach. Szczególnie do pewnego miejsca.
— Pójdę pod prysznic. — powiedziałem i ruszyłem do łazienki. Usłyszałem za sobą jej kroki.
— Fearless...to znaczy Adam. — zarumieniła się lekko pod ostrym makijażem. — Kim był ten facet? To znaczy, wiem, że jest twoim wujkiem, ale...sam wiesz, o co mi chodzi.
— Kimś od kogo lepiej uciekać. — oparłem, wiedząc, że chce poznać prawdę. Nie mogłem jednak tego zrobić, inaczej zniknęłaby szybciej niż mija czas.
— To mnie zaskoczyłeś tą odpowiedzią. — usłyszałem jej mamrotanie.
Po kilku dziesięciu minutach siedzieliśmy w moim wozie gotowi do drogi. Halsey siedziała obok mnie i z całych sił starała się nie patrzeć w moim kierunku. Świetnie.
Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu.
— Chciałem tylko powiedzieć, że podobał mi się nasz mały wypad nad rzekę. — skręciłem w prawo, ciesząc się, że drogi były w miarę puste i tym samym przejezdne.
Cisza.
— Lubię cię, Halsey, jesteś jedyną osobą w moim otoczeniu, która potrafi się do mnie szczerze uśmiechnąć. Dziękuję ci za to.
Milczała ze wzrokiem wbitym w widoki za oknem. Jej rysy twarzy były ostre, a szczęka zaciśnięta.
— Co powiesz na przyjaźń?
Parsknięcie.
— A wiesz, na czym to polega? Znasz takie słowo jak zaufanie?
Zacisnąłem palce na kierownicy, powstrzymując się przed wybuchem. Nie wiedziała jak wiele kosztowało mnie pójście do niej z tą ofertą wiedząc, że jeśli by się wygadała oboje mielibyśmy przerąbane na całej linii.
Wziąłem głęboki wdech powietrza. Małe kroczki. Powoli. Teraz albo nigdy.
— Dobra, możesz zadać jedno pytanie. Dobrze się zastanów, tylko jedno pytanie. Będę szczery. — zerknąłem na nią szybko. — Obiecuję. — dodałem z naciskiem, stanowczo jakbym sam sobie rozkazywał.
Poczułem dziwną ulgę, widząc jak się rozluźnia. Wypuściła długo trzymane powietrze i odwróciła się w moim kierunku.
— Czy po tym wszystkim, gdy to się skończy, będę bezpieczna? Będziesz mnie chronił?
Rozdział z troszkę innej perspektywy i mam nadzieję, że się spodobał 🔫 ⚔ 🔫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro