12
Halsey
Wybuchnęłam śmiechem leżąc pod Fearless'em. W ciągu godziny zrobiłam tyle gaf, że statystycznie zużyłam cały swój pech. Usta chłopaka nadal dotykały moich, a ja nie miałam nic przeciwko temu. Co więcej, rozchyliłam usta, przejmując inicjatywę. Przez chwilę był zaskoczony moim zachowaniem, ale szybko wziął się w garść i wziął w posiadanie moje wargi. Nie chciałam się zastanawiać nad powodami mojego zachowania, po prostu to wydawało mi się właściwe. Po kilku chwilach wreszcie oderwaliśmy się od siebie zdyszani. Na języku nadal czułam jego smak.
— Widzę, że lepiej się już czujesz. — odezwał się pierwszy.
— Ty również. — odparłam, odsuwając jej z oczu kosmyk włosów.
— To prawda. Halsey, wiesz, że dzisiaj mamy jeszcze wieczorem spotkanie?
— Na którym muszę ci zaufać. — dodałam, odsuwając się od niego i wstając.
Potrzebowałam tego przypomnienia, że robimy to wszystko po coś. On dla nieznanego mi celu, a ja, by zarobić swoją dolę. Tak naprawdę to nie była prawdziwa randka, tylko trening przed oficjalnymi wyjściami. Kolejna wpadka, najwidoczniej los ma jeszcze dodatkowe chwyty. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy wydeptaną już ścieżką w głąb lasu. Fearless znał teren i wiedział, że nie oddaliliśmy się daleko od parkingu. Kajak został schowany wśród krzaków z zapewnieniem, że nikt obcy go nie znajdzie. Kątem oka zauważyłam, że chłopak też nie jest zadowolony z dzisiejszego spotkania i całą drogę do domu spędziliśmy na zdawkowych pytaniach i jeszcze krótszych odpowiedziach, które czasem ograniczały się do kiwnięć głową.
Podczas tego krótkiego wypadu nad wodę mój stosunek do Fearless'a się zmienił. Nie wiedziałam, co się stało, ale zaczęłam chcieć być w jego pobliżu. To nie była miłość lub zauroczenie. Znacie to uczucie, gdy jest wam źle chcecie po prostu być przy kimś, kto nie musi nawet mówić, a wam jest od razu lepiej? Tak właśnie się czułam, gdy Fearless uratował mnie, a widok zmartwionej twarzy był pierwszym, jaki zobaczyłam po wyjściu z wody. Mimo wszystko musiałam zdławić to uczucie, w końcu ta znajomość i tak nie ma przyszłości.
— Ciekawe, który sąsiad kupił sobie taką brykę? — powiedziałam, patrząc na błyszczący srebrny samochód, który można spotkać jedynie na okładkach czasopism lub reklamach. Chłopak zerknął w tamtym kierunku, parkując przed domem.
— Fakt, ciekawe. — mruknął. Wysiadł z samochodu i w błyskawicznym tempie znalazł się przy moich drzwiach. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
— Czy coś się stało ?
— Nie. — odparł natychmiast. — Naprawdę, tylko że jeszcze muszę iść na trening przed walką, a trochę mi się śpieszy. — dodał, spoglądając na mnie.
— Aha.
Poczekał aż również wysiądę z auta. Położył rękę w dole moich pleców i lekko mnie popchnął, ignorując moje spojrzenia pod adresem tego gestu.
— Idziesz do mnie. — nachylił się, gdy dotarliśmy na moje piętro.
— O co ci chodzi? Zachowujesz się dziwnie i chcę wiedzieć dlaczego? — syknęłam, gdy zacisnął pięść na moich plecach, lekko wbijając mi paznokcie w skórę.
— Właśnie Adamie, może wyjaśnisz swojej dziewczynie, dlaczego unikasz swojego wujka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro