10
— Miałeś się nie śmiać. — powiedziałam, co wywołało u niego jeszcze głośniejszy śmiech. Odłożył wiosło na bok, a kajak zaczął się niebezpiecznie bujać. Złapałam za małe uchwyty.
— Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. — otarł nieistniejącą łzę spod oka. — Więc niezłą miałaś akcję, to dlatego stronisz od alkoholu?
— Nie, piję z umiarem jak każdy.
— Cieszę się i jeśli masz więcej takich historyjek, to nie krępuj się i mów. Nie będę się śmiał tym razem.
— Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę. — burknęłam, żałując, że w ogóle mu
opowiedziałam tę historię.
— Mam taką nadzieję.
Przewróciłam oczami. Przez następną godzinę nasza rozmowa zeszła na tematy związane z następnymi dniami jako pary.
Łagodnie starałam się go wypytać, dlaczego szukał partnerki, ale każde pytanie ucinał w połowie zdania. W końcu wycofałam się i nie mówiłam nic więcej. Fearless również zajął się swoimi sprawami jak telefon i nadchodzące szybko po sobie wiadomości.
Niósł nas łagodny prąd, dopóki chłopak nie zadecydował inaczej i nie skręcił w stronę lądu. Wstał sprawnie i skoczył do wody, zaczął rozwiązywać linę na przednim czubku kajaki. Chciałam się zapytać, jak mogę pomóc więc nachyliłam się do niego i to był mój błąd.
— Halsey! — usłyszałam chwilę przed tym, jak wpadłam do wody. Na szczęście zawczasu wzięłam powietrze w usta i wynurzyłam się na powierzchnię. — Halsey! — coś oplotło moją, a kamień, który wydawał mi się dnem, był śliski, z powrotem wyciągnęło mnie w dół.
Szok i strach wziął nade mną górę, a ciężar przy prawej kostce dawał o sobie znać. Woda wlała mi się do ust, a oczy zaczęły piec.
— Halsey! — dłonie Fearlessa z łatwością uniosły mnie nad powierzchnię wody. Plułam wodą i kaszlałam, gardło mnie drapało. Chłopak przygarnął mnie do siebie i wyniósł na trawę. Gdybym mogła normalnie oddychać, parsknęłabym na widok siebie ratowanej jak damy w opałach. Podał mi suchy materiał, przetarłam oczy. Twarz Fearless'a od mojej dzieliły centymetry. Z jego twarzy i włosów kapały krople wody na moje i tak mokre już spodnie. Jak ja miał przyśpieszony oddech. Był bez koszulki, odsłaniając swoje ciało stworzone do walki. Mimo przygrzewającego słońca zadrżałam. Jego oczy ściemniały, a usta rozchyliły się i zaraz z powrotem zamknęły, nie pozwalając uciec słowom. Wyciągnął do mnie rękę, a ja mimowolnie nieznacznie się cofnęłam. Odgarnął pasmo wilgotnych włosów przyklejonych do czoła, wzdychając cicho. Czy to naprawdę się dzieje, czy to tylko moja pokręcona wyobraźnia?
— Jak się czujesz? Boli cię coś? Mam tu ręcznik.
Coś miękkiego dotknęło mojej dłoni. Cała cisza i intymność zniknęła, wrzucając nas z powrotem to rzeczywistości. Ból głowy spotęgował się do takiego stopnia, że traciłam powoli przytomność.
— Cholera, Halsey. — warknął Fearless. — Przy tobie naprawdę nie można się nudzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro