Gdzie szaleństwo nas doprowadzi?
— Pani matko — Myrcella Lannister z pełnym szacunkiem zwróciła się do rodzicielki, siedzącej na przeciwko niej. — Ile będzie trwała nasza podróż do Winterfell?
— Kilka miesięcy, skarbie — odparła królowa, rozciągając swoje usta w drobnym, zmęczonym uśmiechu. Córka Cersei widziała wszystko, widziała jak jej matka nie znosiła swojego męża, jak bardzo Robert ją męczył, ale dla swoich dzieci zawsze była troskliwa i pełna miłości. I to Myrcella najbardziej w niej kochała.
— Matko — zaczęła znowu młoda Lannister i kontynuowała, kiedy wywołana osoba spojrzała jej w oczy. — Czy to będzie czas mojego zamążpójścia? — to zdanie ciężko przeszło jej przez gardło. Musiała przyznać, że nie chciała mieć jeszcze męża. Nie chciała żyć tak jak swoja matka. Już dawno, kiedy przejrzała na oczy, zdała sobie sprawę, że jeśli ona będzie kogoś kochała tak jak Cersei kocha Jaime'go z wzajemnością to ucieknie od rodziny i od tego świata. Od swoich obowiązków i tego życia. Daleko stąd, za morze, by tylko być szczęśliwa z osobą, którą pokocha całym sercem, z osobą, za którą będzie mogła oddać życie i która będzie uszczęśliwiała ją swoją obecnością.
— Dorosłaś już do wieku pięknego, moja słodka Myrcello. — Cersei podniosła się ze swojego krzesła i usiadła obok córki, troskliwie otulając ją ramieniem. — Wiesz doskonale, że twoje małżeństwo jest nieuniknione — mówiła troskliwym głosem, takim, jakim mówi matka pełna miłości do swego dziecka i martwiąca się o jego przyszłość. — Panny młodsze od ciebie zaręczone już są... Jesteś królewską córką — oznajmiła poważnie, jeszcze bardziej przytulając ją do siebie i opierając swoją brodę o jej głowę. — I choć Robert będzie chciał wydać cię za najmożniejszego z lordów, ja nie pozwolę, by był on złym człowiekiem. I jeśli kiedykolwiek mąż twój podniesie na ciebie rękę, powiedz mi od razu, a głowa jego ozdobi pal nad bramą do twierdzy albo zbrodniarz wyląduje na Murze, pozbawiony męskości, bo, słodka Myrcello, mym obowiązkiem, matki twej, jest zawsze dbanie o szczęście twoje, i dobroć mojej córki. Pamiętaj, najsłodsza, że najbardziej kochać musisz swoje dzieci.
✿✿✿
— Tommenie, podoba ci się Północ? — Myrcella zwróciła się do młodszego brata, oglądając komnatę w Winterfell, która była nadana jej bratu. Nie było tu nic szczególnego. Zwykłe łóżko, skrzynia na ubrania, szafka przy łóżku i kominek, by było ciepło.
— Ani trochę — wyznał szczerze chłopczyk, z grymasem zniesmaczenia na twarzy. Syn królewski siedział na łóżku z założonymi rękoma, obrażony na cały świat. Myrcella przekręciła oczami z rozbawienia.
— Och, Tommenie, mój mały braciszku... — westchnęła i podeszła do okna jego komnaty. — Tu jest pięknie! — rzekła z zachwytem, patrząc na zimny las tuż obok zamku Starków. Do dzisiaj wydawało jej się, że każdy las jest taki sam, ale kiedy zobaczyła ten musiała zmienić zdanie, iż lasy na północy były bardziej zimne. Po prostu w okolicach Królewskiej Przystani drzewa były bardziej kolorowe i kwitły, będąc w ciągłym ruchu, w ciągłym wyścigu, które drzewo rozkwitnie najszybciej, które będzie najpiękniejsze, a tu drzewa stały w bezruchu, nie spiesząc się nigdzie i po prostu rosły... Ten spokój tak jej się spodobał.
— Mi też się tu podoba — wyznał z niechęcią mały Lannister, przypominając młodej dziewczynie o swojej obecności i wyrywając ją z transu.
— Więc w czym problem? — zapytała, nakładając na swoją twarz maskę uśmiechu. Jej myśli wciąż błądziły między tymi drzewami. Myrcella zdała sobie sprawę, że na Południu każdy za czymś goni, a tu jest tak spokojnie...
— Tu nie ma moich zabawek! — burknął niezadowolony. — Ani moich kolorowych ścian i pięknych rysunków zwierzątek!
— Tommenku... — zachichotała i usiadła obok niego, przytulając młodszego brata do siebie. — Nie będziemy tu długo...
✿✿✿
— Pani matko? — Myrcella niepewnie weszła do komnaty, w której przebywała jej rodzicielka. Dziewczyna wiedziała, że będzie sama, gdyż znała Roberta i wiedziała, że poszedł zwiedzać łóżka dziewek Północy. Ale była niepewna, gdyż mogła spotkać matkę w obecności brata w niestosownej dla nich chwili.
— Tak, skarbie? — złotowłosa kobieta wyłoniła się z małej garderoby, dołączonej do komnaty dla królewskiej pary. Jak zwykle na jej twarzy widniał piękny uśmiech, którym darzyła jedynie swoje dzieci. Myrcella chciała przylgnąć do niej i mocno przytulić, a następnie już nigdy jej nie puszczać. Gdyby to było tylko takie proste...
Cersei stała już gotowa do uczty, jaką przygotowali dla nich Starkowie na powitanie. Miała śliczną, długą i drogo zdobioną suknie w kolorze szkarłatnej czerwieni ze złotymi zdobieniami, by podkreślić to, że mimo wszystkich lat spędzonych z Baratheonem pozostała Lannisterem. Włosy miała puszczone wolno na plecy i ramiona, jedynie dwa kosmyki od przodu zaczesane do tyłu, by nie przeszkadzały kobiecie w wykonywaniu jakiś czynności. A że była to uczta, na którą mieli się przebrać, efektu świetności jej matki dodawała maska lwicy w kolorze równie złotym co drobiazgi na jej ubraniu. Jednym słowem Cersei Lannister wyglądała po prostu pięknie. I mimo tych wszystkich lat, które minęły, na jej urodzie nic nie ubyło.
— Wyglądasz cudownie, matko — wyznała wreszcie oczarowana dziewczynka, na co starsza kobieta się zaśmiała. Rozłożyła ramiona i powiedziała z miłością:
— Chodź do mnie, mój najsłodszy aniołku — słowa te były wypowiedziane z taką czułością, że Myrcella prawie się rozpłakała. Podeszła do matki i wtuliła się w nią. — Ty również wyglądasz cudownie, słodziutka moja — rzekła z uśmiechem, kiedy odsunęła ją lekko od siebie i przyjrzała się jej białej sukience. Złotowłosa miała zaczepione skrzydła od tyłu i białą maskę, gdyż stwierdziła z matką, że najlepiej będzie jeśli będzie w właśnie takim stroju.
— Matko? Czy Starkowie na pewno są naszymi wrogami? — zapytała, marszcząc brwi, i patrząc w oczy doświadczonej życiem, Lwicy.
— Każdy kto nie jest Lannisterem jest naszym wrogiem, córko - wyznała całkowicie poważnie z pewnym bólem wymalowanym na twarzy. — Uważaj na siebie podczas tej uczy — upomniała ją. — Będziesz zdala ode mnie, ale będę miała na ciebie oko oraz septa będzie cię pilnować — Myrcella chciała westchnąć ze znużenia, jednak powstrzymała się w odpowiednim momencie. Wiedziała, że matka chce jej bezpieczeństwa, ale była pewna, że na uczcie nic jej się nie stanie. — Bądź ostrożna, rozmawiając ze Starkami. Uważaj na ludzi północy; są nieokiełznani i narwani. Gdyby coś się działo to przyjdź od razu do mnie — dziewczynka pokiwała głową na znak, że rozumie. — Nie ufaj dzieciom Starków, skarbie. Nie rozmawiaj z nimi, oczywiście, nikt nie będzie wiedział kto kim jest, jednak każdy będzie się domyślał, najsłodsza. Jestem pewna, że dzieci Starków będą mieć maski wilkorów.
✿✿✿
— Jon! — Robb nawoływał przyrodniego brata już od dobrej godziny. Gdzie jest ten cholerny bękart? szlag go już trafiał przez tego chłopaka. — Jon Snow!
Zrezygnowany Stark wrócił wreszcie do komnaty i zdenerwowany oraz zmęczony bezsilnie usiadł na krześle przed biurkiem. Musiał znaleźć Jona, by zamienić się z nim przed tą cholerną ucztą. Nie chciał tam iść jako Stark, chciał się zabawić jak bękart. A do tego potrzeby był mu Jon. Byli do siebie nawet podobni, nie tyle co charakterem to i kręconym włosami i budową ciała, a jeśli oboje będą się trzymać zdala od lady Catelyn to nie będzie problemu. Ojciec przymknął by na to oko, a służba i ludzie z Winterfell przywyki już do tego typu wybryków chłopców.
— Szukałeś mnie podobno — Snow wpadł do jego komnaty dobrą godzinę później.
— Gdzieś ty był?! — naskoczył na niego, podnosząc się z krzesła, zdenerwowany.
— A no wiesz. — Jon zabawnie pokiwał brwiami, wprawiając Robba w jeszcze większe zdenerwowanie, po czym rzekł ze śmiechem: — Bawiłem się z duchem w Bożym Gaju, cóż bym mógł robić innego, drogi bracie? — spytał, śmiejąc się w głos, co spotkało się z bezsilnym westchnieniem Starka.
— Nie gadaj, przebieraj się, mamy mało czasu — powiedział zrezygnowany, odchodząc od niego w drugą część komnaty, by założyć gorsze ubrania, które pasowały do bękarta.
— Nie.
— Jon? — Robb odwrócił się do niego z uniesioną brwią. — O co ci chodzi znowu?
— Nie — ponowił, starając się nie śmiać. — Dzisiaj chcę pozostać bękartem. Bracie... Daj mi się zabawić choć raz! — teraz też się roześmiał. — Nie chcę być poważnym lordem, który nie może się upić.
— Joon — mruknął jeszcze bardziej niż wcześniej zdenerwowany Robb, przeciągając środkową literę imienia przyrodniego brata. — Ja cię błagam, Jon, nie denerwuj mnie.
✿✿✿
Myrcella przeciskała się między tłumem ludzi w Wielkiej Sali w Winterfell. Chciała zgubić wzrok matki a także śledzącą ją septe. Niestety skrzydła anioła nie ułatwiały jej tego, nie potrafiła zliczyć ile razy już oberwały, a także przyciągały wzrok. Na szczęście inni ludzie też byli w przebraniu, dlatego tak bardzo się nie wyróżniała. Dziewczyna naliczyła siedem masek wilkorów, także matka miała rację, mówiąc jej, że Starkowie przebiorą się za wilki z herbu rodu.
Król, którego każdy uważaj za jej ojca, był przebrany na jelenia, któż by się spodziewał... Jego żona również powinna się przebrać za coś takiego, ale wybrała swój ród - jak zwykle. Myrcella wiedziała, że po tym wieczorze będzie jeszcze więcej plotek na temat Cersei i Jaime'go, gdyż on również przebrał się za lwa. Matka kazała Tommenowi przebrać się za jelenia, by chociaż on wyglądał na syna swojego "ojca", Joffrey'a niestety nie zdołała przekonać, a z Myrcellą poszła na kompromis i dziewczyna miała strój anioła.
Błądząc w swoich myślach nie zdołała zauważyć przed sobą wyższego od siebie mężczyzny i uderzyła w jego plecy, a maska na jej twarzy przekrzywiła się. Dziewczyna westchnęła, poprawiając ją i wymamrotała ciche "przepraszam", kiedy nieznajomy odwrócił się do niej.
— Ależ to nic takiego, lady — posłał jej drobny uśmiech. Myrcella musiała przyznać, że gdzieś już widziała tego człowieka. Kręcone, kasztanowe włosy, lodowate, niebieskie oczy, które chowały się pod zwykłą, czarną maską, , blada cera i pełne usta. To na pewno nie jest nikt z wyżej urodzonych - zdała sobie sprawę, patrząc na jego biedne ubranie.
— Mówisz, mój panie, że nic takiego, czy w takim razie niewiasty taranują cię tak często? — zaśmiała się, nim zdążyła ugryźć się w język. Poczuła się głupio i zacisnęła usta w wąską linię, żałując wypowiedzianych słów, ale ku jej uldze, chłopak zaczął się śmiać.
— Chciałbym — odrzekł, udając poważnego, co wywołało jej śmiech.
— Więc w takim razie czyżby pod tą maską znajdowała się jakaś blizna, mój panie? Bo wyznam ci w sekrecie, że dziewczęta lubią blizny — zmysłowo uniosła brew, dając porwać się chwili i flirtując po raz pierwszy w życiu. — No chyba, że chowasz coś gorszego! — zakryła sobie usta, udając zaskoczenie.
— Ależ nie! — zaprzeczył, udając poważnego, by załapać jej zabawę. — Nic z tych rzeczy, moja lady. Mój przyjaciel — odwrócił się do tyłu, ale tam najwyraźniej nie było jego znajomego, bo chłopak ponownie się odwrócił do dziewczyny — hm, stał tu przed chwilą — zamyślił się. — Chłopak z maską krakena. Cóż, trudno, nie będę mu przerywał zabawy, niech się chłopak zabawi — zaśmiał się, a ona z przyjemnością mu zawtórowała.
— Ty również lubisz się bawić, panie? — uniosła brew, krzyżując ręce.
— O cóż mnie oskarżasz , lady?! Jam jestem poważnym człowiekiem, honorowym i godnym...
— Mhm — nie pozwoliła mu skończyć, przerywając długim mruczeniem.
Robb czując na sobie coś ogromnego, rozejrzał się i napotkał wzrok lady Catelyn, która uważnie mu się przyglądała. Szybko spojrzał na Jona, który na pewno się nie zdradził, gdyż siedział daleko od lady Stark i był odwrócony do niej przodem, tak by widziała jego maskę, a nie czarne włosy. Niestety włosy Robba były kasztanowe, dlatego szybko musiał wymyśleć coś, by matka straciła go z zasięgu wzroku, ale na pewno nie mógł teraz uciekać. Nie teraz, kiedy rozmawiał z tak cudowną lady.
— Zatańczmy! — rzekł głośno, przerywając jej w mówieniu. Nie czekając na jej jakąkolwiek reakcje wziął ją i zaczął z nią tańczyć, mimo, że wcześniej nie miał nawet tego w planach. Ale nie miał również w planach rozmawiać z obcymi - był pewien, że dziewczyny nigdy wcześniej nie spotkał. A jedynym jego planem na ten wieczór było upicie się z Theonem i zapomnienie o Lannisterach, którzy niemiłosiernie denerwowali go już od kiedy tylko wjechali do Winterfell.
Robb i Myrcella jeszcze nigdy nie spędzili tak cudownej nocy jak daty dzisiejszej. Dużo tańczyli i jeszcze więcej rozmawiali poznając swoje dusze. Ich serca stały się dla siebie bliższe niż zwyczajnych przyjaciół. Było to krótkim uczuciem, ale tak ogromnym, iż oboje doskonale wiedzieli, że są dla siebie stworzeni i że czekali już tylko na siebie.
Chcieli spędzić resztę życia u swojego boku, będąc szczęśliwymi. Chcieli cieszyć się własną obecnością i wspierać się na każdym kroku. Chcieli zasypiać wtuleni w siebie i budzić się w swoich ramionach. Chcieli spędzać piękne noce, ciesząc się sobą. Chcieli żyć i umrzeć razem.
Czy to była właśnie miłość? Czy rzeczywiście byli stworzeni tylko dla siebie, a ich serca i duszę stworzone do kochania tylko siebie?
Dopiero najpóźniejszą nocą, najwcześniejszym rankiem oboje uciekli z Wielkiej Sali. Dziewczyna ufała chłopakowi, więc dała mu się poprowadzić, a on zaprowadził ją do Bożego Gaju.
— Czy ukażesz mi swą twarz, lady? — zapytał, stając w miejscu przed Czardrzewem i łapiąc ją za obie ręce. Patrzył jej w oczy, a ona mu.
— Tak, mój panie — wyznała wreszcie, zagryzając wargę. — A czy ty pokażesz mi swoje oblicze?
— Tak, moja lady.
Myrcella drżącymi rękoma złapała za kokardę, która trzymała jej maskę, by ta nie spadła w czasie zabawy. Poczuła nagłe zimno na twarzy i zobaczyła, że jej maska anioła ląduje na ziemi. Przegryzła wargę, widząc zmieszanie w oczach chłopaka.
— Księżniczko... — rzekł niepewnie.
— Błagam, panie, nie gniewaj się na mnie! Nie zostawiaj mnie! — wpadła w lekką histerię i chwyciła go za ramiona, błagając.
— Skąd, moja pani! Skąd, moja najdroższa... — przytulił ją do siebie czule.
— A pod twoją maską któż się kryje, panie mój? — odsunęła się od niego i spojrzała na niego, a on westchnął głęboko.
— Wraz z duszą i ciałem wrogowi życie me w zastaw oddałem, lady moja, dając ci serce moje i darując cię uczuciem miłości... — wyznał smutno i zdjął maskę, a ona od razu poznała Robba Starka.
— Myślałam, że... — rzekła zakłopotana. — Myślałam, że będziesz miał maskę wilka... Przecież było siedem wilków...
— Tak — przyznał jej rację. — Mój brat, bękart, Jon Snow, często się z nim wymieniam na takie zabawy... On jest wtedy Starkiem, a ja bękartem. — Zakłopotany podrapał się po karku.
— Nie zmienia to faktu, że uczuciem cię darzę, mój drogi panie. — Nadal patrzyła na niego z miłością.
— Jest noc, moja pani, lecz dla mnie już dzień, ponieważ wczoraj stałaś się moim słońcem. Pięknym słońcem, które niszczy księżyc zawistny. Gdybyś wiedzieć mogła jak bardzo cię kocham i pragnę, moja kochana. Jestem gotów oddać za ciebie życie, pani moja.
— Piękne słowa, mój kochany, — ciągle trzymali się za ramiona — lecz twej śmierci nie chcę. Nie tajemnicą jest to, że ród Lannisterów z rodem Starków nienawidzą się, jak sam rzekłeś, że wrogami jesteśmy, więc nasze rodzicielki prędzej zagryzą się nim nam do ślubu iść pozwolą. Więc czy nie gotów na śmierć jesteś tylko na wyrzeknięcie się rodu, nazwiska i rodziny? Wyrzecz się krwi swojej a ja wyrzeknę się krwi Lannisterów, panie mój — mówiła poważnie i z pewną wiedzą, że inaczej się nie da. — Nasze dusze kochają jedynie siebie, ale imiona nasze wrogami są, a co to Stark? Co Lannister? Nie żadną częścią ciała, więc weźmy inne imiona. Czym jest imię? To co zwiemy różą, słodko pachniałoby pod każdą inną nazwą, także nosząc inne imię, zachowałbyś swoją doskonałość.
— Jeśli zwiesz mnie miłością, możesz ochrzcić mnie na nowo, najdroższa moja pani — obiecał z powagą.
— Musimy wracać... — rzekła ze smutkiem Myrcella, patrząc na wschodzące słońce.
— Nie, nie musimy — zaprzeczył, przytrzymując ją za ramiona, by nie mogła go zostawić. — Chwili bez ciebie spędzić nie chcę, moja najdroższa.
— Już wkrótce, mój panie, już wkrótce — przysięgła, złączając ich czoła. — Wkrótce będziemy już razem. Czy poradzimy sobie w innej krainie? — zmartwiona popatrzyła mu w oczy.
— Jeśli razem będziemy, moja lady, zawsze sobie poradzimy — mówiąc to, uśmiechnął się do niej i znowu czule złapał ją za ramiona, a następnie złożył delikatny pocałunek na jej czole, co niewyobrażalne ją ucieszyło.
✿✿✿
Myrcella do swojej komnaty wracała dopiero, kiedy słońce wyszło już całkowicie. Modliła się, by pani matka albo septa nie zobaczyła tego, bo nie mogłaby wychodzić ze swojej komnaty już do końca wyjazdu, a po powrocie do stolicy pewnie też miałaby szlaban.
I ku jej nieszczęściu - bardzo mało powiedziane - zdenerwowana matka, stała na środku jej komnaty.
Co najbardziej rzucało się w oczy, to twarz Cersei, która równała kolorowi szkarłatnej sukni, którą miała po zabawie. Jej włosy po całonocnej uczcie sterczały na wszystkie strony.
— Gdzieś ty się podziewała?! — zaczęła wymachując rękoma, a dalej to już Myrcella wolałaby nie pamiętać...
Nie zasnęła później, tylko płakała w poduszkę, jednak nie żałowała nocy spędzonej z Robbem Starkiem. Dopiero zmęczona płaczem i łzami zaczęła śnić w nocy, ale i nie spała długo, ponieważ usłyszała pukanie do drzwi.
Wstała ze swojego łóżka i podeszła do małej toaletki, na której miała lusterko i w miarę możliwości ogarnęła swoją twarz po płaczu i braku dłuższego snu, a także postarała się jak może ułożyć włosy.
Podeszła do drzwi i otworzyła je, a w nich stał Robb, na co jej oczy powiększyły się o pięć razy.
— Robb, co tu robisz? — zmarszczyła brwi, wpuszczając go do środka i zamykając szybko drzwi.
— Chwili dłużej bym nie zniósł bez ciebie, moja kochana... — powiedział szybko i zrobił coś czego się nie spodziewała. Podszedł do niej i chwycił jej drobne ciało w swoje silne ramiona. Dłońmi złapał ją za szyję i unosząc delikatnie głowę, złączył ich usta w pocałunku. Nie spodziewała się tego, ale to uczucie było tak słodkie i przyjemne, że dziewczyna dała się porwać emocją i głęboko odwzajemniła jego pieszczotę.
— Tak cię kocham... — wyznała szczęśliwa, kiedy odsunęli się od siebie lekko. Nadal tkwiła w jego ramionach, a na jej twarzy znajdował się uśmiech. — Ale jeśli znajdą nas tutaj w tej sytuacji... Jeśli moja matka znajdzie cię tutaj... — przypomniała sobie zlękniona, jak matka kilka godzin temu krzyczała na nią, że jeśli nie wróciła na noc, Starkowie mogliby jej coś zrobić. — Ona od dziecka ostrzegała mnie, Tommena i Joffrey'a przed wami, Starkami... — smutno spóźniła wzrok, głaszcząc go z czułością po policzku. — Ach, ucieknijmy stąd, Robb, mój kochany... — westchnęła, a on przymknął oczy.
— Musimy coś wymyślić — zastanowił się. — Uciekniemy stąd. Daleko. Gdzie chcesz, gdzie tylko chcesz, moja ukochana... — chwycił ją za biodra i przytulił.
✿✿✿
Jak Myrcella się spodziewała, matka zamknęła ją w komnacie pod kluczem septy. Lannisterka miała wybór, czy chce siedzieć sama w komnacie czy septa ma z nią siedzieć. Oczywiście, że wybrała samotność, ale septa i tak siedziała pod drzwiami i pilnie ją pilnowała.
Gryząc paznokcie i ściskając mały medalionik, który kiedyś dostała od matki, modliła się do bogów, by Robb wymyślił jakieś rozwiązanie, by już zawsze mogli być razem.
✿✿✿
— Jon, pomóż mi! — Robb rwał sobie włosy z głowy, zastanawiając się co może zrobić, by być ze słodką Myrcellą. — Co mogę zrobić...?
Jon spojrzał na niego w zamyśleniu i zastanowił się przez dłuższą chwilę, by rzec długo później:
— Nie mam pojęcia — powiedział szczerze i wzruszył ramionami. — Nie mam pojęcia, Robb — podniósł się ze swojego krzesła i kierując się w stronę brata, poklepał go po ramieniu. — Poproś o radę maestera Luwina... — rzucił nie dość przekonany, ale Robb na tą wiadomość poderwał się z miejsca, podziękował bratu i wybiegł z pomieszczenia, pędząc do samotni starszego, uczonego człowieka.
✿✿✿
Robb zastanawiał się jakim cudem zdołał przekonać maestera do tak nieuczciwej pomocy dla niego. Stark opowiedział mu historię, która zdarzyła mu się ze słodką Myrcellą i pięknie przedstawił ich miłość.
Przemierzając korytarze Winterfell, w prawej dłoni zaciskał fiolkę z pewnego rodzaju trucizną, która miała zabić na dobę. Później ktoś kto ją zdarzył miał się obudzić.
Robb miał plan, idealny plan. Wiedział, że Myrcella jest zamknięta na klucz, a jej komnatę strzeże z tuzin Lannisterów, dlatego w jakiś sposób musiał dotrzeć do Myrcelli, podać jej to co miała wypić, a kiedy już to zrobi, będzie wyglądała jakby umarła. Jej ciało przeniosą do Septu, a w nocy, kiedy każdy będzie już spał, Robb zabierze ją stamtąd.
I uciekną gdzieś daleko i będą już tylko szczęśliwi...
Stark miał jeszcze jeden problem, w jakiś sposób musiał przemycić jej truciznę i jakieś wyjaśnienie.
Przemierzając kolejne korytarze, olśniło go, że Bran umie się doskonale wspinać.
✿✿✿
Lady Lannister czuła serce w gardle, kiedy myślała o tym co może się stać. Bran podarował jej srebrną fiolkę z drobnym liścikiem od Robba.
Bała się, choć wiedziała, że obudzi się, bo ufała Robbowi. Wierzyła, że ich miłość jest silniejsza od śmierci. Ale tak strasznie się bała i bała, i miała wrażenie, że coś pójdzie nie tak. Tak bardzo się bała... Nawet uczony maester mógł się mylić...
Pijąc zawartość małej fiolki nie myślała o niczym innym niż o Robbie oraz ich miłości. Tak bardzo go kochała, że była gotowa do wszystkiego. Zastanawiała się jak daleko oboje się posuną, by być razem. Jak bardzo zwariują z tej miłości, jak bardzo będą szaleni na końcu...
Obiecała sobie, że cały świat będzie u ich stóp, jeśli ich miłość to przezwycięży. Obiecała, że pójdzie za nim gdziekolwiek pójdzie.
Wiedziała, że jeszcze oboje będą szczęśliwi i wreszcie zaznają spokoju i miłości.
Zastanawiała się, czy będzie umiał ich ocalić?
Tak bardzo go kochała.
Zasypiając, wiedziała, że kiedy ujrzy ukochanego nastąpi dla niej świt i jej świat rozjaśni się razem z czułością Starka.
Bo czy Stark i Lannister wygląda tak strasznie? To tak piękne, tak zakazane uczucie.
Robb, tak bardzo cię kocham.
✿✿✿
Od rana w Winterfell panowała ponura atmosfera, a dzwony biły niemiłosiernie.
Serce Robba nie mogło się uspokoić, a jego myśli błądziły wokół słodkiej Myrcelli, która według maestera powinna obudzić się wieczorem czy w nocy.
Tak strasznie już za nią tęsknił i już chciał wziąć ją w swoje ramiona.
Robb udając się do Septu na symboliczny pogrzeb ukochanej, widział jak bardzo płakała królowa. Siedziała przy jej "martwym" ciele i wylewała potoki łez, a król po prostu siedział w pierwszym rzędzie i starał się nie patrzeć na ciało córki. Tommen niemalże dławił się łzami, a Joffrey siedział z opuszczoną głową.
Robb razem z królem i swoim ojcem mieli jechać dzisiaj na polowanie, ale zrezygnowali z tych planów. Król miał zostać w Winterfell jeszcze dłużej, jednak jutro już wyjeżdżał.
Kiedy nadchodził już wieczór, a wszyscy szli spać, Robb wziął miecz, sztylet i wyszedł ze swojej komnaty. Nie mógł nawet określić jak bardzo się stresuje. Był bardzo napięty i ledwo brał oddech. Tak bardzo bał się, że jego słodka Myrcella może się nie obudzić albo ktoś ich przyłapie...
Prawdziwym cudem uniknął strażników, pilnujących okolice Septu i wszedł do środka. Rozejrzał się do około i na szczęście nie dostrzegł w ciemności nikogo. Przy ciele Myrcelli paliło się kilka świeczek, które rozjaśniały mrok, ale dla niego dziewczyna i tak była najjaśniejszym światłem, jakie kiedykolwiek go spotkało.
Podszedł do dziewczyny i ostrożnie dotknął jej policzka, jakby bał się, że tym dotykiem rozsypie ją, ale nic takiego się nie stało. Myrcella jedynie poruszyła się niespokojnie i wzięła oddech, a jej pierś uniosła się. Robb zdjął z jej oczu kamienie z malowidłami, a ona otworzyła swoje piękne oczy.
Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech a jej ramiona oplotły jego szyję. Ich ciała znowu się połączyły, a dusze ponownie spotkały. Serca ponownie zaczęły bić jednym rytmem, kiedy tylko dotknęli siebie.
— Tak bardzo tęskniłem, moja ukochana... — rzekł, całując ją namiętnie.
— Tak się bałam. Tak się bałam, że już cię nie zobaczę... Wiedziałam, że nasza miłość pokona śmierć — oznajmiła szczęśliwa, pogłębiając pocałunki.
— Musimy już iść... — powiedział Stark, niechętnie przerywając czułości, ale to nie jego słowa skończyły ich czułości, tylko głos Jaime'go Lannistera.
— No proszę — odezwał się z ciemnej otchłani sali, głosem pełnym jadu. Jego córka dostrzegła, że był pod wpływem ogromnej ilości alkoholu.
Robb odwrócił się do niego, nadal mając Myrcelle w ramionach i wydobył swój miecz, zaraz po tym, kiedy Królobójca również to zrobił.
— Zostaw ją w spokoju, ty psie! — rzucił Lannister, podchodząc bliżej.
— Nie, proszę... — Myrcella jeszcze bardziej przylgnęła do Robba. — My się kochamy... — powiedziała ze łzami w oczach. — Tak jak... — zawahała się. — Tak jak ty i matka... — przegryzła wargę, bojąc się jego reakcji, jednak po nim nic nie było widać. — Błagam...
— Pozwól nam odejść — odezwał się Robb, po dłużej chwili całkowitej ciszy.
— Nie pozwolę zabrać ci mojej córki — powiedział pełen nienawiści i ruszył na Starka z uniesionym mieczem. Robb ostrożnie odepchnął Myrcelle na bok, by nic jej się nie stało po czym sam ruszył do wali z Jaime'm Lannisterem. Odchodząc od niego wyciągnęła mu z paska sztylet, by w razie czego mieć się czym obronić.
Dziewczyna słyszała okropne walenie stali o stał i coraz silniejsze. Wiedziała, że któryś z nich zaraz przegra i umrze... Wiedziała również, że Jaime'go Lannistera jeszcze nikt nie pokonał.
Nie minęło dużo czasu nim Jaime przebił Robba przez środek brzucha. Księżniczka krzyknęła, zalewając się łzami i zakryła sobie twarz dłońmi, kiedy Lannister wyjął miecz z jego brzucha i włożył go wprost w serce Młodego Wilka. Lannisterka nie zdawała sobie sprawy, ze swoim krzykiem obudziła wszystkich w Winterfell albo nawet i wszystkich na świecie. Krzyk był przepełniony niemiłosiernym żalem, pełnym miłości, straty, tęsknoty i bólu. Rzuciła się w krwawiące ciało Robba, brudząc sobie tym całą białą sukienkę, którą miała na sobie, czerwoną cieczą ukochanego. Kiedy do niego dobiegła, on już nie żył, już odszedł. Zostawił ją, to on ją zostawił. Nie myśląc wiele wzięła sztylet i siebie również przebiła. Myrcella padła tuż obok Robba, mocno trzymając jego rękę.
I już na zawsze będą mogli być ze sobą szczęśliwi, i nikt im nie przeszkodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro