Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

GEORGE

Sobota. Godz. 14:27.

Wychodziłem właśnie z mojego mieszkania. Bo postanowiłem, że pójdę na spacer. Otworzyłem drzwi wejściowe i wyszedłem.

Na dworze było ciepło.

Ubrany byłem w białą bluzkę z krótkim rękawem, oraz jasne jeansy.

Szłem chodnikiem, gdy za mną jechał właśnie czarny mustang. Było to trochę niepokojące.

Auto nagle zatrzymało się na poboczu. A z niego wysiadł jego właściciel. Był to..

Clay.

Przystanąłem, gdy blondyn zaczął iść w moją stronę.

- Cześć George. - uśmiechnął się słodko. O mój boże, jaki on ma piękny uśmiech.

- O cześć Clay. - też się uśmiechnąłem. - Co tu robisz? Jeżeli mogę widzieć, oczywiście. - zaśmiałem się cicho.

- Jechałem właśnie do kawiarni. - odpowiedział. - Może chciałbyś, tam ze mną pojechać? - zapytał, ale zaraz dodał.  - Moglibyśmy się lepiej poznać. - uśmiechnął się.

- Jasne, z wielką checią. - również sie uśmiechnąłem, po czym udaliśmy się do jego samochodu.

Gdy byliśmy już przy samochodzie, otworzył mi drzwi. Uśmiechnąłem się do niego na ten gest. Clay okrążył samochód, i zasiadł na miejsce kierowcy. Postanowiłem zacząć rozmowę.

- Mieszkasz gdzieś w okolicy? - zapytałem go.

- Tak, mieszkam na ul. Derney a1*, tak na przyszłość. - przy tym odwrócił lekko głowę w moją strone i puścił oczko.

- Chwila..A to nie najbogatsza ulica w mieście? - zapytałem.

- Możliwe.. - odpowiedział przeciągle.

- Okeeej? To gdzie jedziemy dokładnie? - zapytałem i odwróciłem głowę w jego stronę.

- Jedziemy do mojej ulubionej kawiarni. - odpowiedział.

- Czyli? - dopytywałem.

- Czyli do mojej ulubionej kawiarni. - odpowiedział.

- Ugh. - poddałem się, bo przecież i tak mi nie powie. Opadłem na fotel, i zacząłem oglądać widoki, za oknem.

Czas minął nam szybko, i po paru minutach, byliśmy już na miejscu.

Chciałem wyjść już z samochodu, ale drzwi były zamknięte. Spojrzałem na Clay'a, ale go już nie było. Był po drugiej stronie. Otworzył mi drzwi, jak dżentelmen, i wyszedłem.

- Sam umiem otworzyć sobie drzwi. - burknąłem.

- Nie wątpię, a teraz chodź. - powiedział, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia do kawiarni "cups and cakes"*.

Weszliśmy do środka, gdzie od razu na wejściu uderzył we mnie zapach świeżej kawy, oraz rożnej ilości ciast.

Usiedliśmy na samym końcu pomieszczenia, przy ogromnych oknach zajmujacych całą ścianę. Usiadłem na kanapie przy oknie, a Clay zajął miejsce obok mnie.

Niedługo po tym, podeszła do nas młoda kelnerka.

- Oh, dzień dobry, Clay. To co zawsze? - uśmiechnęła się kobieta.

- Tak, poproszę. - potwierdził.

- A dla pana, co podać? - zapytała mnie kobieta.

- Yhh..Jakieś czekoladowe ciasto, poproszę. - odpowiedziałem.

- Dobrze, to tyle dla państwa? - zapytała.

- Tak. - odpowiedział Clay.

Kobieta uśmiechnęła się jeszcze raz i odeszła.

- Dlaczego nie chciałeś kawy? Robią tu najlepszą w mieście. - spytał.

- Nie piję kawy. - odpowiedziałem.

- Aa, rozumiem. - powiedział. - To może  poznamy się lepiej? - zapytał.

- Okej. To zadajemy pytania, i odpowiadamy na nie? - zapytałem.

- Okej. Ja zacznę. - powiedział. - Skąd jesteś? - spytał się mnie.

- Urodziłem oraz wychowałem się w Londynie. - odpowiedziałem.

I tak zleciało nam z dobre 3 godziny. Gadaliśmy oraz poznaliśmy się lepiej. Bardzo miło spędziłem ten czas. Clay jest naprawde fajny, oraz ma piekny uśmiech (I jest nieziemsko przystojny). Polubiłem go.

Po czasie spedzonym w kawiarni, udaliśmy się na spacer. Szliśmy chodnikiem. Nie odzywaliśmy się. Nie była to niezręczna cisza, ale przyjemna.
Dream (ponieważ przeszliśmy na dość przyjacielskie relacje) powiedział, mi wcześniej, że kobieta która nas obsłużyła, to jego znajoma, i odwiezie jego samochód pod jego dom, gdy zajdzie taka potrzeba.

Weszliśmy do parku, i usiedliśmy na ławeczce pod drzewem. Zrobiło się trochę zimno, a byłem w bluzce z krótkim rękawem. Dream zauważył że jest mi troche zimno i zdjął swoją bluzę oraz mi ją podał. Spojrzałem na niego, a później na bluzę w jego ręce.

- No bierz, widze że ci zimno. - powiedział.

- A tobie nie będzie zimno? - zapytałem, na co spojrzał na mnie z iskierkami, w tych pięknych oczach.

- Nie będzie. - odpowiedział. - A teraz bierz.

Wziąłem bluzę z jego ręki, i założyłem ją na siebie.

- Kurwa. - przekląłem pod nosem. Bluza byla z dwa razy na mnie za duża.
Dream zaczął się ze mnie śmiać. - I co cię tak bawi? - spojrzałem na niego spojrzeniem, które gdyby mogło zabijać, już leżał by martwy. Ale on zaczął się jeszcze głośniej śmiać. Na co sam zacząłem lekko chichotać, a później również wybuchłem śmiechem, przez ten gest lekko oparłem się o jego ramie. Na co obydwoje na siebie spojrzeliśmy, nadal się uśmiechając. Zatapiałem się w jego pięknych jak wzburzony ocean oczach. I tak patrzyliśmy się na siebie. Zarumieniłem się trochę i odwróciłem pierwszy wzrok, ale on nie przestał się na mnie patrzeć. Zakryłem się rękami, które topiły się w rękawach jego bluzy. A on dalej się na mnie patrzył, jak zahipnotyzowany. W końcu odwrócił ode mnie wzrok i zaczął wpatrywać się w przestrzeń przed sobą z lekkim uśmiechem na ustach. Również zacząłem patrzeć się przed siebie. Zagłębiliśmy się w naszych własnych myślach.

Polubiłem Clay'a. Jest uroczy, zabawny i bardzo przystojny. Ale wygląd już nie ma tutaj znaczenia. Jego oczy są przepiękne. Ludzie mówią, że w oczach znajdują się wszystkie emocje. Jego oczy wyrażają wszystko. Świecą tyloma iskierkami, że gdyby przyszło je liczyć, liczyło by się je jak gwiazdy. Były nieskończone. Piękne. Błękitne. Był naprawdę piękny. Wyostrzona linia szczęki, prosty nos, równe brwi, śliczne jasne włosy i oczywiście te oczy. Nie mogę przestać się w nie napatrzeć, za kazdym razem gdy złapiemy kontakt wzrokowy. Są hipnotuzujące.

Spojrzałem na niego. A on na mnie.

Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
Już wtedy wiedziałem.

Chce poznać go całego, jego każdy zwyczaj, ulubione jedzenie, ulubiony kolor..Każdy nic nie znaczący szczegół. Ale jednak znaczący.

Postanowiłem przerwać nasz kontakt wzrokowy.

- Powinienem już iść do domu. Jest późno. - powiedziałem.

- Odprowadzę cię. - zaproponował.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do niego, co on oczywiście odwzajemnił.

Wyszliśmy z parku. I poszliśmy w stronę mojego mieszkania.

Szliśmy ponownie w ciszy. Przyjemnej ciszy.

Nie zwróciłem wcześniej uwagi jak jest ubrany. A był on ubrany w czarne jeansy i teraz również czarny podkoszulek. Bluza ktora mi dał jest koloru zgniłej zieleni, oraz nadrukiem uśmiechniętej buźki.

Gdy doszliśmy już pod moje mieszkanie. Odwróciłem sie do niego przodem.

- Dziękuję za dziś. Świetnie się bawiłem. Mam nadzieję że jeszcze to powtórzymy. - uśmiechnąłem się.

- Nie ma za co. I też mam taką nadzieję. - również się uśmiechnął. - A bluzę możesz sobie zatrzymać, jeśli chcesz.

Odpowiedziałem mu wielkim uśmiechem, oraz w podziękowaniu go przytuliłem. Clay'a trochę zszokowało moje zachowanie, ale po chwili oddał uścisk.

- Dobranoc. - powiedziałem.

- Dobranoc. - odpowiedział mi.

Poszłem w stronę drzwi wejściowych, ale zanim wszedłem odwróciłem się i mu pomachałem z uśmiechem na ustach.

Wszedłem do mojego mieszkania, zdjąłem buty i poszłem w stronę mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Walnąłem się na łóżko, bo już nawet nie chciało mi się iśc do łazienki.

I zasnąłem myśląc o pewnym niebieskookim blondynie..

***

ul. Derney a1* - wymyślona ulica na potrzebe opowiadania.

"cups and cakes"* - wymyślona kawiarnia. (Chyba)

.

I o to tak kończy się ten rozdział, mam nadzieję, że się wam spodobał. Gdy zauważycie gdzieś błąd, proszę śmiało pisać, a zostanie on poprawiony.

Jest to mój rekord jak narazie.
Słowa: 1145 wraz z notką

Książkę piszą 4 osoby.
Ja - Zuzia.

Dziękuję i do następnego kochani <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro