Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

  Tętent końskich kopyt stawał się głośniejszy z każda kolejną sekundą. Przypominał dźwięk burzy, ze względy na swoją liczebność. W oddali można było dostrzec już białe obłoki kurzu, które kłębiły się za niewielkim oddziałem. Żołnierze poganiali konie, nie spodziewając się żadnych podejrzanych działań ani ataku. Jechali w przekonaniu, że podróż upłynie im spokojnie i normalnie.

Najlepsza widoczność była z gałęzi wysokiego drzewa. Wówczas dostrzegasz przeciwnika, nim oni sami zdadzą sobie sprawę, gdzie się zapuścili. Dziewczyna obserwująca tychże bojowników, zaczepiała kurczowo pazury na konarze, siedząc w kuckach. Mrużyła oczy.

Wyprostowała się zaraz tylko, gdy oddział był już bardzo blisko niej. Zacisnęła palce na trzonie naginaty, ucinając kilka liści. Sama przylgnęła do pnia, jakby chciała wtopić się w otoczenie. Wyciągnęła zza pasa pergamin, przykładając go do nerwowo oddychającej piersi.

Konie biegły tuż pod nią. Tym razem to ona musiała czekać na sygnał. Przełożyła papier w dwa palce, dyskretnie wyglądając.

- No dalej, dalej Kan... - poganiała siostrę wojowniczka.

Nie spodziewała się, że w czarodziejski sposób pogoni ją. Nagle jednego z chińskich żołnierzy dosięgła precyzyjnie wymierzona strzała, która nadleciała z prawej strony. Zaraz też z lewej wyłoniły się zgrabny, czarno – czerwony Tessen. Z pozoru niegroźny przedmiot ściął głowę kolejnemu nieszczęśnikowi. Odcięta część ciała poturlała się na ziemi. W oddziale zapanował chaos. Konie wierzgały i rżały w popłochu, przerażone sytuacją. Obserwatorka mogła przypuścić własny atak.

- Teraz! - zawołała.

Zeskoczyła ze swojej kryjówki, wprawiając bojowników w dezorientacje. Zza dwóch sąsiednich drzew wyskoczyła dwójka młodych ludzi. Dziewczyna nałożyła strzałę na cięciwę łuku, błyskawicznie ją wypuszczając. Chłopak zamierzył się na jednego z Chińczyków, płynnym ruchem przecinając jego klatkę piersiową. Półlisica, która stała na straży wymierzyła ostrze naginaty na pierwszego lepszego żołnierza, który nawinął się, gdy spadała z gałęzi. Nieszczęśnik nadział się na jej broń. Nastolatka przerzuciła go w stronę krzaków. Ledwo zipiąc, zauważył tam czwórkę błyszczących oczu.

- Ni hao - powiedział chłopak o długich, białych włosach, związanych w wysoko osadzony koński ogon.

Pokazał swej ofierze pięć ostrych pazurów na jego palcach, po czym energicznym ruchem podciął mu gardło.

- No i zàijiàn - dokończył prześmiewczo.

- To mój głupi braciszek nauczył się chińskiego? - parsknęła ironicznie czarnowłosa lisica o jasno turkusowych oczach.

Wyskoczyła z zarośli, w podskoku wypuszczając drugi Tessen, a poprzedni łapiąc.

- Głupi? - warknął. - Yarite, to po bijatyce!

Ruszył za swoją siostrą, rzucając się na kolejnego żołnierza.

Nastolatek w niebieskiej szacie uratował łuczniczkę od rany ciętej, gdy ta wypuszczała kolejne trzy strzały we wrogów. Zatopił ostrze w przeciwniku.

- Dzięki, Sachi! - rzuciła z uśmiechem.

- Nie ma sprawy! - odrzekł, zderzając miecz z następnym Chińczykiem. - Uważaj na uszy!

- Się uśmiałam! - syknęła.

Półlisica odrzuciła na ostrzu kolejnego wroga. Użyła wreszcie pergaminu, wymierzając go w pierś Chińczyka.

- Haya! - krzyknęła.

Żołnierz na jej oczach stanął w płomieniach.
Yarite przecięła jedno z gardeł. Zamachnęła wachlarzem. Ten precyzyjnie dosięgł następnych trzech bojowników, po czym wrócił do ręki właścicielki.

- Tete, orientuj się! - ozwał się glos jej brata.

Gdy dziewczyna obróciła się, lis zdążył już pozbyć się Chińczyka, który niehonorowo próbował wbić miecz w plecy wojowniczki.

- Na twoim miejscu bym kucnęła - poradziła mu.

Chłopak popatrzył na nią krzywo, odwrócił się i błyskawicznie kucnął. Yarite złapała drugą broń. Posłała bratu złośliwy uśmiech.

- Trzeci raz w tygodniu? - zdziwił się, szybko wstając. - Chcesz mnie zabić?!

- Nie, sprawdzam twój refleks - zaśmiała się. - Zaufałbyś mi czasem.

- Iku! Yarite! Zabieramy się stąd! - krzyknął Sachi.

Lisy rozszerzyły spojrzenia. Zmieniły się pędem w swe zwierzęce odpowiedniki i przeteleportowały na ramiona brata łuczniczki i dziewczyny z naginatą.
Siostra Sachiego owinęła strzałę pergaminem. Aktywowała go i strzeliła.

- Cofnąć się! - krzyknęła do rodzeństwa.

Pozostała czwórka rzuciła się do biegu. Byle dalej od strzały.
Łuczniczka zaraz po wystrzeleniu jej także uciekła.

Pośród ocalałych rozniósł się huk. Eksplozja dobiła resztę żołnierzy.

- Chokkan, kto cię tak wkurzył? - zapytał się Iku, wczepiając pazury w ubranie Sachiego.

- Mam trudne dni - odrzekła.

- Aaaaa, to wszystko tłumaczy - zachichotała półlisica.

- Setsuna, jestem pod ogromnym wrażeniem - przyznał jej brat Kan.

- Walczyłaś dziś jak demon! - zawtórowała jej Yarite.

- Arigato, Yarite- senpai - odrzekła, wykonując ukłon.

- To co, idziemy stąd? - spytał Iku. - Głodny jestem.

- Sachi, teraz twoja kolej - rzuciła Chokkan, dotykając ręką koka na głowie. - Lisy przeskakują na mnie.

Yarite i Iku posłusznie wskoczyły na wyciągnięte dłonie przyszywanej siostry. Sachi wziął na ręce Setsunę. Dwójka skuliła się, pozwalając, by czarne skrzydła wyrosły z ich pleców. Pierwsza w niebo wzbiła się Kan.

Rodzeństwo przelatywało już nad swoją wioską. Nie zauważyli żadnego chińskiego oddziału na tych ziemiach. Nawet jednego inspektora. Było bezpiecznie. Mogli lądować.

- Mamo - odezwał się Sachi. - Jesteśmy!

- Ciszej! - odrzekł przyciszony, kobiecy głos. - Jeszcze was ktoś usłyszy.

Z domu wyszła szybko kobieta. Nikt, kto ja znał nie powiedziałby, że jest matką trójki z tych młodych wojowników. Wyglądem dorównywała rodzeństwu. Choć fizycznie zdawałoby się miała 23 lata, umysłem przewyższała już swoje pociechy.

- Spokojnie, nikogo podejrzanego tu nie ma, mamo - uspokoiła ją Setsuna, schodząc z rąk swojego brata.

Aishisnui odetchnęła z ulgą. Zarzuciła długi kucyk brązowych włosów na plecy. Wzięła się pod boki.

- A jak wam poszło? - zapytała.

- Japonia siedem, Chiny zero - odrzekła Kan z pewnością siebie.

- Dobrze - westchnęła. - Iku, idź wyczyścić ręce z krwi. Czy ty musisz zawsze o tym zapominać? Chcesz, żeby cię zaczęli podejrzewać?

- Mamo, spokojnie - powiedział lis, przemieniając się w swoją ludzką postać. - Kto zacząłby podejrzewać lisa?

Aishi pokręciła głową.

- Jest coś do jedzenia? - zapytał.

- Jeszcze nie - odrzekła. - Schowajcie broń. Kan, babcia prosiła cię, żebyś pozbierała jabłka z sadu. Setsuna i Hana ci pomogą.

- To tam jeszcze cokolwiek jest? - zdziwiła się.

- Nadzorcy ostatnio pominęli sad - przyznała. - Dlatego tak ważne jest, żeby jak najszybciej wyzbierać owoce.

- No dobra, a my co mamy robić? - zapytał Sachi.

- Ty pójdziesz do Jotaro narąbać drewna a Iku zrobi to u nas - rozdzieliła im obowiązki. - Yarite natomiast była wzywana do cioci Tomoe.

- No to w drogę, konie pociągowe - zaśmiała się Chokkan.

- Zdajcie tylko broń pod podłogę w moim pokoju- upomniała ich. - Później je wyczyszczę.

Młode pokolenie synchronicznie kiwnęło głowami po czym skierowało się do domu.

   W salonie jak zwykle było schludnie i czysto. Przez otwarte drzwi shori wpadało słońce, oświetlając całe pomieszczenie. Pod ścianą, gdzie znajdowały się wejścia do dwóch innych pokoi, między nim na niewielkim podeście stały trzy rysunki osób otoczone świeżymi kwiatami. Przed nimi leżał komplet dwóch mieczy.
  Nastolatkowie podeszli do ołtarzyka, klękając i składając ukłon. Osoby znajdujące się na pergaminach wyglądały poważnie choć nie każdemu takowy wyraz twarzy pasował. Na przykład ojcowi Yarite, Iku i Setsuny. Zmarł przeszło cztery lata temu, dlatego dzieci doskonale go pamiętały. Lisicę obok niego ledwo, że nosił w sercu tylko najstarszy z rodzeństwa - Iku. Tak samo zresztą jak i Chokkan i Sachi swojego ojca. Dziadków nie mieli prawa poznać. Nawet ich matce nie było dane ich poznać.

- Myślicie, że byliby dumni z tej naszej małej konspiracji? - zapytała Setsuna.

- Byliby dumni z każdego honorowego czynu - odrzekł Sachi.

- Pośpieszmy się - poganiała ich Kan. - Reszta nie będzie na nas czekać.

Wojownicy podnieśli się, wyciągając z pochw i zza ubrać broń. Yarite zwinęła futon Aishisnui, a Iku podniósł klapę w podłodze. Wrzucili oręże jak najdalej w krawędzie dołu, aby w razie czego Chińczycy sprawdzający wioskę nie spostrzegli od razu uzbrojenia.

- Inspektorzy we wsi! - rozległ się donośny głos Jotaro.

Nastolatkowie gwałtownie skierowali oczy na wyjście. Z wrażenia Iku upuścił klapę.

- Co ty robisz, matole?!- syknął na niego brat Kan.

Łuczniczka wyciągnęła dwa pergaminy, przykładając jeden z nich do pleców Sachiego.

- Nie ruszaj się - poradziła, aktywując papier. - Nie zdążymy się przebrać. Setsuna, zamaskuj krew na ubraniach.

Piętnastolatka kiwnęła głową, również używając tej samej techniki co jej siostra.

- Iku, zmyj krew z rąk - instruowała Yarite.

Gdy byli już oporządzeni, mogli bez przeszkód wyjść z domu. 

.....................

Witam i o zdrówko pytam. Mam nadzieje, że żaden z was jeszcze nie zaraził się koronaświrusem.

Wiem, że pisałam o małej aktywności, jednak wpadłam dziś w spory szał i stwierdziłam, że tylko nowy rozdział mnie uratuje. Kiedy next... I don't know.

W każdym razie do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro