79. Tour de France: Etap 8
Słowniczek:
hak przerzutki - część tylnej przerzutki, odpowiada za sprawność działania napędu, w tym łańcucha. Wygląda tak jak na załączonym niżej obrazku. Jeśli ktoś ma rower, to chyba rozpozna. Ciężej opisać mi to jakoś dokładniej niestety.
NOTE: Opisywane dotąd (w przypadku tego wyścigu) trasy etapów pochodzą z roku 2018. Etapy 1-7 były po kolei, zgodne z trasami, które kolarze pokonywali w zeszłym roku (warunki pogodowe oczywiście były inne, podobnie to, co działo się na etapach zostało nieco zmienione, bo nie chcę przepisywać wyników i tego, co tam się działo - to opowiadanie o kolarstwie, a nie relacja z wyścigu), natomiast opisywany tutaj, w przypadku tego ff, etap 8, to w rzeczywistości etap 9 z zeszłego roku.
Also - jest to rozdział przełomowy dla tej historii, do którego to opowiadanie zmierzało od samego początku. Jeśli ktoś ma słabe nerwy, chusteczki mogą się tutaj przydać.
***
Dean poczuł swego rodzaju ulgę, kiedy wiedział, że na trasie nie spotka już Balthazara, który cały etap miał spędzić sam w autobusie. Niby był tam jeszcze kierowca, ale nikłe szanse, aby Shurley z nim gadał.
Dzisiejszy etap liczył "zaledwie" sto pięćdziesiąt sześć kilometrów. W porównaniu do wczorajszego etapu, było to sporo mniej - prawie o jedną trzecią. Etap, podobnie jak dzień wcześniej, był płaski, jednak nie równie łatwy - organizatorzy postanowili utrudnić zawodnikom życie, umieszczając na trasie aż piętnaście odcinków brukowanych.
Winchester, także w wywiadach, nie ukrywał, że trochę obawiał się tego etapu - nigdy nie ścigał się po bruku. Owszem, nieco ponad miesiąc temu wzięli z Casem rowery i Impalę, przejeżdżając każdy odcinek najpierw autem, potem cofając się na jego początek powoli rowerami, próbując znaleźć optymalny tor jazdy, a potem wracali do Impali, jadąc zgodnie z kierunkiem, który pokonają na wyścigu. Przejechali w ten sposób wszystkie piętnaście odcinków, więc niby znali trasę. Ale znać trasę, a się na niej ścigać, to dwie zupełnie różne rzeczy.
Wystartowali z Arras i przez pierwsze czterdzieści siedem kilometrów było w porządku - normalna droga, prawie płaska. Wykreowała się ucieczka, która liczyła ośmiu kolarzy, posiadających już większe straty w klasyfikacji generalnej, więc THC mogło prowadzić peleton dość spokojnym tempem.
Na czterdziestym ósmym kilometrze rozpoczął się pierwszy odcinek brukowany (a raczej piętnasty, bo numer odcinka oznaczał, którym jest on kolejno oddalonym od mety).
Wszystkie odcinki miały około kilometra długości - jedne trochę więcej, jedne nieco mniej. O dziwo, przez początkowe dziesięć odcinków, peleton przejechał dość spokojnie, po drodze doganiając ucieczkę. Jednak na odcinku oznaczonym piątym numerem, który liczył zaledwie pięćset metrów, postanowił zaatakować Daryl de Klerk - lider drużyny Forel-Radley Cycling Team.
Z jednej strony ten atak zaskoczył Deana, a z drugiej jednak niezbyt bardzo.
Nie zaskoczył go, bo to, że kolarze, którzy mieli walczyć o klasyfikację generalną i wczoraj stracili, będą atakować, nie było niczym zaskakującym, a wręcz przewidywalnym i oczywistym - musieli jakoś odrobić te straty.
Zaskoczyło go natomiast to, że a) de Klerk zaatakował dzisiaj, a nie dopiero w górach i b) przecież miał masę bandaży po wczorajszej kraksie, a bruk oraz powodowane przez niego drgania z pewnością nie były sprzyjające w tych okolicznościach.
Dean postanowił nie reagować - miał nad nim siedem minut przewagi w klasyfikacji generalnej. Do mety zostało trzydzieści kilometrów. Ile realnie może zyskać de Klerk? Minutę? To nie było żadne zagrożenie, więc nie widział sensu w marnowaniu sił, nawet w perspektywie jutrzejszego dnia wolnego.
Innego zdania był Ali Simsen, który w ataku Daryla de Klerka zobaczył swoją szansę na odrobienie części strat do Deana. Wraz z nimi odjechali typowi klasykowcy, którzy rywalizowali na bruku chociażby podczas kwietniowego Paryż-Roubaix i chcieli powalczyć o dzisiejsze zwycięstwo etapowe.
Odjechało siedmiu kolarzy, spośród których jedynie Simsen mógł w jakimś stopniu zagrozić Deanowi w klasyfikacji generalnej, jednak, na logikę, nie miał prawa odrobić dwóch minut na takim dystansie, więc Winchester się tym nie przejął - niech Ali traci energię, on zyska tym w górach, które zaczynały się już pojutrze.
Z Deanem została około pięćdziesięcioosobowa grupka. Na czele jej pracowali Arthur i Adam, razem z kolarzami innych ekip, którym, z różnych powodów, zależało na pogoni. Ucieczka utrzymywała przewagę w granicach trzydziestu sekund.
Jednak już sześć kilometrów później, okazało się, że Simsen był po prostu idiotą, który wyrwał się do przodu, nie zastanawiając się na tym, że nie umie jeździć po bruku. To nie mogło się skończyć dobrze, na szczęście skończyło się w miarę bezpiecznie, bo Ali nie wywrócił się na bruk, a jedynie zerwał hak przerzutki, co uniemożliwiło mu dalszą jazdę.
Przewaga prowadzącej grupki była zbyt mała, aby przepuścić samochody techniczne, a masażyści, stojący przy trasie na tych kluczowych odcinkach, aby pomagać zawodnikom swoich ekip, mieli jedynie zapasowe koła. Cóż, koło niewiele tu pomoże - on potrzebował nowego roweru. Stał z boku i bezradnie patrzył jak mija go grupa Deana, w której, na całe szczęście, znalazł się jeden z jego kolegów z ekipy - Bob Jansen - reszta jechała w trzeciej grupie, która traciła około dziesięciu sekund.
Jansen oddał Aliemu swój rower, jednak różnica ich wzrostu wynosiła pięć centymetrów - niby niewiele, ale odczuwalne, bo rower był o rozmiar większy, co znacząco utrudniało jazdę liderowi Team Remoni. Nie miał jednak wyboru - auto techniczne jechało prawie dwie minuty za nimi, bo peleton tak bardzo się porwał. Simsen znalazł się w trzeciej grupie, a jego klubowi koledzy, momentalnie wyszli na czoło, aby wesprzeć swojego lidera i zniwelować powstałą różnicę.
Z drugiej grupy poszedł kolejny atak, na który szybko pojawiła się reakcja w postaci przyśpieszenia całej grupy, która zaczęła się rwać. Dean modlił się, aby wyszedł z tego cało - nigdy nie jechał po takiej nawierzchni z taką szybkością. Miał ochotę zamknąć oczy w swojej panice, ale szybko zrozumiał, że to raczej głupi pomysł i może skończyć się niebezpiecznie.
Po ostatnim odcinku brukowanym, który kończył się siedem kilometrów przed metą, Dean odetchnął z ulgą.
- Simsen traci półtorej minuty - usłyszeli w radiu komunikat od Benny'ego. - Postarajcie się to utrzymać.
Adam i Arthur momentalnie wyszli na czoło grupy, aby podkręcić tempo. Wiedzieli, jaka szansa otwiera się dla ich drużyny - gdyby Cas i Dean dotarli do górskich etapów z przewagę ponad trzech minut nad Simsenem, ciężko byłoby stracić koszulkę przed Paryżem.
Etap wygrał Remi Semen, grupa Deana przyjechała ze stratą niespełna trzydziestu sekund. Kolejne grupy dojeżdżały co jakiś czas, jednak nie było śladu Simsena, który miał ogromne problemy z jazdą na nie swoim rowerze i dojechał na metę ze stratą minuty i pięćdziesięciu dwóch sekund - minutę i piętnaście sekund za grupą Winchestera. Ali był wściekły z tego obrotu spraw, ale wiedział, że pretensje może mieć jedynie do siebie, a w górach będzie musiał dać z siebie o wiele więcej niż sto procent, jeśli chce założyć żółty trykot w Paryżu.
Dean umocnił się na pozycji lidera. Większość faworytów przyjechała z nim w jednej grupie, jednak nie miało to większego znaczenia, bo i tak ich strata była już bardzo duża.
Winchester był tego dnia wyjątkowo szczęśliwy na podium, bo przed startem obawiał się, że przez swoje marne umiejętności jazdy po bruku, straci dziś koszulkę, albo nawet wyścig się dla niego zakończy - przecież nie było ciężko o kraksę. Był dumny, że jakoś dał radę to przetrwać. Teraz potrzebował odpocząć i przygotować się na zbliżające się wielkimi krokami góry. Liczył, że dotychczasowe szczęście będzie mu dopisywało aż do Paryża. Jeśli tam powie głośno o swojej orientacji i w ten sposób zakończy się jego kariera, nie będzie żałował, bo osiągnie to, na czym najbardziej mu zależało.
Nie miał pojęcia, że Balthazar, pobudzony do działania wczorajszą awanturą, zakończył swoje odliczanie i postanowił zrobić coś, co miało wywrócić ten wyścig i być może całą karierę Deana do góry nogami.
Shurley miał wystarczająco dużo czasu, aby znaleźć odpowiednie miejsce na ukrycie telefonu tak, aby ten nagrywał przód autobusu i pozostał niezauważony przez kolegów z ekipy. Kiedy zakończyła się dekoracja, postanowił wcielić swój plan w życie i rozpoczął transmisję na żywo. Miał gdzieś konsekwencje, chciał jedynie końca chwały Deana Winchestera, która i tak trwała już, według niego, stanowczo za długo.
- Każdy z nas ma swojego bohatera - zaczął mówić do telefonu. - Ale często ten bohater nas zawodzi. Dla wielu z was bohaterem jest Dean Winchester. Niestety, ale muszę was poinformować, że to bardzo zły materiał na bohatera. Dean ma wiele tajemnic, które nawet nie tak dawno temu mógł potwierdzić, ale tego nie zrobił. Wiecie czemu? Bo to oszust, po prostu najzwyklejszy kłamca, który nie jest szczery wobec swoich fanów i zaraz wam to udowodnię. Przepraszam, jeśli moje słowa będą zbyt agresywne lub ktoś uzna je za agresywne, ale mam dość tego, jak on wszystkich oszukuje. Pora, aby świat usłyszał prawdę o swoim "bohaterze" - mówiąc ostatnie słowa zrobił cudzysłów dłońmi, po czym zajął swoje miejsce, wiedząc, że to kwestia sekund, aż reszta drużyny wejdzie do autobusu.
I tak faktycznie się stało, może siedem sekund później przez drzwi weszła cała drużyna, świętując utrzymanie żółtej koszulki i umocnienie się swojego lidera w klasyfikacji generalnej.
- Też was kocham, ale muszę odpocząć - usłyszał słowa Deana, który przed wejściem do autobusu zdążył rozdać jeszcze kilka autografów.
Po chwili Winchester również wszedł do autobusu.
Gra rozpoczęta.
- Ciekawe czy nadal będą cię tak kochać, kiedy usłyszą prawdę o tobie i dowiedzą się, jak bardzo ich okłamywałeś - parsknął Balthazar.
Dean spojrzał na niego zdezorientowany.
- Możesz choć jeden dzień mi odpuścić? - powiedział błagalnie.
- A mogę choć jeden dzień przebrać się w autobusie bez obaw, że się podniecisz?
Na te słowa Balthazara przez moment zapadła cisza.
- Wybacz, ale nie jesteś w moim typie. Nigdy bym cię nie tknął - odparł Dean. - Poza tym jesteś dupkiem.
- To nie ja okłamuję fanów o swojej orientacji, Winchester.
- Nie okłamuję, tylko milczę. To moja sprawa i moja decyzja, kiedy o tym powiem.
Balthazar parsknął.
- Ukrywanie to też rodzaj kłamstwa. Ukrywasz przed fanami, że wolisz pukać chłopców niż dziewczynki. Wątpię, aby byli z tego faktu zadowoleni.
Dean spojrzał na Shurleya, widocznie zirytowany.
- Naprawdę masz o to problem? - niemal krzyknął. - Myślisz, że jesteś lepszy, bo ja mam chłopaka, a ty dziewczynę? W czym to czyni cię lepszym? Bo na pewno nie w sporcie.
- W tym, że ja nie kłamię - powiedział tryumfalnym głosem Balthazar. - Ja wstawiam zdjęcia ze swoją dziewczyną, a ty? Jesteś w związku od kilku miesięcy i jedna wielka cisza. Mam nadzieję, że twoi fani zrozumieją, że nie jesteś najlepszym kandydatem na idola - stwierdził, po czym zwrócił się do kamery. - Słyszeliście: Dean Winchester jest pedałem. Przekażcie wieść dalej. Buziaki - po tych słowach sięgnął po telefon i wyłączył transmisję, a Dean patrzył na niego zdezorientowany.
- Co ty właśnie zrobiłeś? - spytał słabo, bojąc się odpowiedzi.
Balthazar spojrzał na niego z tryumfem wymalowanym na twarzy.
- Obiecałem, że cię zniszczę - odparł. - Nie musisz się już kryć ze swoją orientacją. Za kilka godzin cały świat będzie o tobie wiedział. A ty, Cas - zwrócił się do Novaka - lepiej go sobie odpuść. Zasługujesz na kogoś lepszego. Tym razem cię oszczędziłem, ale następnym razem nie będę taki łaskawy.
- Balthazar, czy ciebie do reszty popierdoliło?! - krzyknął Adam. - Masz pojęcie, co właśnie zrobiłeś?! Co mu odebrałeś?!
- Przekazałem światu prawdę. W czym problem?
To Esteban był tym, który pierwszy nie wytrzymał i rzucił się na Balthazara, wymierzając mu bardzo mocnego prawego sierpowego, na czym nie poprzestał. Bił go, dopóki Crowley nie zareagował i go nie odciągnął. Nie było go w autobusie podczas całego zajścia i nie miał jeszcze pojęcia, co właśnie się stało.
- Co wy robicie?!
Dean, który do tej pory stał zszokowany, ocknął się i poczuł, że płacze. Momentalnie uciekł w stronę toalety i zamknął w niej, aby wszyscy dali mu święty spokój. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Casem.
Nie wstydził się tego, kim jest, ale to on powinien o tym powiedzieć - to powinna być jego decyzja, kiedy to się stanie. A Balthazar właśnie mu to odebrał.
N/A
Zapisy do Armii Wpierdolu Dla Balthazara Shurleya uważam za otwarte.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro