Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78. Tour de France: Etap 7

Kolejny etap i kolejny dzień w żółtej koszulce lidera. Trasa płaska, ale długa - aż dwieście trzydzieści jeden kilometrów. Jedyne różnice, jakie mogły dziś powstać musiałyby być wynikiem kraks, więc Dean i Cas podeszli do tego etapu spokojnie, chociaż wiedzieli, że muszą jechać z przodu, ze wzgląd na bezpieczeństwo. Odpocząć mógł też Esteban, który miał jedynie asekurować parę liderów. Reszta drużyny miała pracować dziś na rzecz Jacka, który miał powalczyć w końcówce.

Kolarstwo bywa jednak sportem nieprzewidywalnym i bogatym w kraksy, które są spowodowane nieuwagą, albo głupotą. Tym razem chodziło o jedno i drugie.

Balthazar ponownie podjechał do Winchestera i pokazał mu jeden palec.

- O co ci z tym kurwa chodzi? - spytał Dean.

Balthazar spojrzał na swojego kolegę klubowego, aby coś odpowiedzieć i akurat w tym momencie pojawiło się zwężenie na drodze, którego Shurley nie miał prawa w tej sytuacji zauważyć. Dalej zadziałał efekt domina.

Pierwszy wywrócił się jadący obok Balthazara kolarz Team Remoni, po tym Shurley, który na niego wpadł, dalej Adam, dwóch innych kolarzy z różnych drużyn, Jack... Dean cieszył się, że jechali po prawej, a nie po lewej stronie Balthazara i on nie ucierpiał, ale przeraziła go ta kraksa i bał się o swoich kolegów, bo nie wyglądało to dobrze. W kraksę zaplątał się prawie cały peleton - część zawodników się wywróciła, część wyhamowała, ale została zablokowana przez leżących na drodze innych zawodników, przez co na czele została może dwudziestoosobowa grupka.

W czołówce było tylko dwóch zawodników, którzy mieli walczyć o klasyfikację generalną - Dean i Ali. Do mety było trzydzieści kilometrów, wiał mocny wiatr, a to mogło podziałać na ich korzyść.

Simsen podjechał do Winchestera.

- Wiem, że się nie lubimy - zaczął. - Ale to nasza szansa. Pracujemy wszyscy. Ja i wy też. Zrobimy przewagę, bo trochę zajmie zanim reszta się podniesie. Potem rozstrzygniemy wyścig między sobą.

Dean musiał przyznać, że podobała mu się ta propozycja. Mimo wszystko był sceptyczny.

- Nie powinniśmy na nich poczekać?

- A nasza wina, że jechali za daleko? Gdybyś ty tam leżał, może i wypadałoby poczekać, bo masz koszulkę, ale tak, tamci mogą mieć pretensję do siebie i swoich ekip.

- Mocne i szybkie zmiany - zgodził się Dean, po czym Ali krzyknął do wszystkich, jaki jest plan.

W grupie było aż pięciu zawodników Team Remoni, z THC Dean miał do wsparcia Casa i Estebana, do tego było czterech zawodników Letten Norex, którzy jako jedyni mieli w czołówce swojego sprintera (więc tym chętniej pracowali, bo po zwycięstwie Svena w Giro d'Italia, przyjechali tu po zwycięstwa etapowe) i kilku, wydawałoby się zagubionych kolarzy, głównie z ekip z dzikimi kartami, którzy liczyli na dojechanie w czołówce, żeby się pokazać. To sprawiało, że współpraca była płynna i skuteczna.

Peleton pozbierał się dopiero po kilku minutach, a większość liderów była poobijana, więc też gonitwa nie była jakoś bardzo mocna. Jedenastu kolarzy zabrała karetka, w tym niestety Jacka, dla którego było już po wyścigu, a być może i po całym sezonie.

Czołówka wjechała na metę niemal cztery minuty przed peletonem. Etap, bez zaskoczenia po takim obrocie spraw, wygrał Thijs Visser z Letten Norex.

- Dzięki - powiedział Ali, kiedy przekroczyli linię mety. Przybili sobie z Deanem piątkę i każdy ruszył w swoją stronę.

- Wiadomo co z Jackiem? - spytał Dean, kiedy obok nich pojawiła się Charlie, podając im colę.

- Prawdopodobnie złamana łopatka, ale czekamy na wynik prześwietlenia.

- Kurwa - zaklął Dean. - Nie zasłużył na to...

- Co tak właściwie tam się stało?

- Balthazar się zagapił. Może gdybym nie zadał mu tego cholernego pytania, to by się nie stało...

- Po pierwsza: to wina Balthazara, nie twoja. Po drugie: Jack wygrał jeden etap, dwa licząc drużynówkę, więc i tak osiągnął tu więcej niż chciał. Po trzecie: kraksy są normalne w tym sporcie. Po czwarte: masz sześć minut przewagi nad czwartym kolarzem z klasyfikacji generalnej i jest wysoka szansa na to, że obaj skończycie na podium w Paryżu. Więc weź się w garść i zasuwaj na kontrolę.

Dean wywrócił oczami i dał się zaprowadzić wyznaczonemu mu komisarzowi, na kontrolę antydopingową, po której się przebrał i udał na dekorację.

Kiedy wywoływano go na podium, metę akurat przekraczał Balthazar. Winchester musiał przyznać, że widok tak poobcieranego Shurleya był na swój sposób satysfakcjonujący, bo akurat on zdecydowanie na to zasłużył.

W trakcie drogi do hotelu, Crowley otrzymał telefon do Benny'ego, który pojechał z Jackiem do szpitala, potwierdzający początkowe obawy lekarzy - podczas upadku Kline doznał złamania lewej łopatki, co oznaczało brak startów do końca sezonu. MacLeod wściekł się i stanął na środku autobusu.

- Winchester, Shurley, co tam się stało?! - wrzasnął na nich.

Dean postanowił się bronić i zaczął mówić od razu, zanim Balthazar zdążył się chociażby odezwać i podać jakąś swoją wersję, która nie miałaby zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością.

- Balthazar do mnie podjechał i pokazał jeden palec - zaczął. - Wczoraj zrobił to samo i pokazał dwa. Przedwczoraj trzy. Wkurzyłem się i zapytałem o co mu z tym chodzi. Spojrzał na mnie, chyba chciał odpowiedzieć, zagapił się i dalej już wszyscy wiemy jak to wyglądało.

- Shurley? - spojrzał na niego Crowley. - Twoja wersja?

- Dean mnie popchnął, bo odmówiłem mu seksu.

- Co kurwa?! - spytał Winchester. 

- To nie miało miejsca - zapewnił Cas. - Było tak, jak Dean mówi.

- Oczywiście, że będziesz krył jego, w końcu się pieprzycie.

- A może ci przypomnę co ty proponowałeś Deanowi za milczenie, kiedy się o nas dowiedziałeś, co?! - Novak nie wytrzymał. Dotąd nie lubił Balthazara, ale teraz zwyczajnie go nienawidził. Nie rozumiał, jak można być aż takim dupkiem.

- Nikt ci nie uwierzy - parsknął Shurley.

- Mimo wszystko, chcę to usłyszeć - odparł Crowley. - Dean?

Winchester wziął głęboki oddech, bo naprawdę chciał zapomnieć o tamtym incydencie.

- Szantażował mnie. Chciał część moich pieniędzy i żebym mu obciągał, kiedy mnie o to poprosi, albo wam powie, że jestem z Casem. Dlatego powiedzieliśmy wam o tym wtedy przy kolacji, planowaliśmy zrobić to dopiero po przedostatnim etapie. 

- To pomówienia! - zaprotestował Shurley.

- Raczej wątpię, bo wiem, kiedy Winchester kłamie i w tym wypadku jestem pewien, że mówi prawdę - stwierdził Crowley. - Jutro ostatni etap przed dniem wolnym. W drodze do hotelu, podrzucimy cię na lotnisko. Jutro nie podpisujesz listy startowej, powiemy mediom, że masz problemy żołądkowe i dlatego nie startujesz. Nie będę tolerował takiego zachowania, a twój wcześniejszy powrót do domu nie będzie wielką stratą dla drużyny.

Balthazar parsknął.

- To żart, tak?

- Gdyby nie zapis w kontrakcie, w ogóle byś tu nie przyjechał. Swoją głupotą wyeliminowałeś Jacka z wyścigu, odbierając mu szansę na zieloną koszulkę. Coś jeszcze chcesz dodać?

- Tak - odparł Shurley. - Gdyby nie ta kraksa, nie nadrobiliby tych czterech minut nad resztą rywali, więc w sumie należą mi się podziękowania.

Dean parsknął. Jak można być aż takim idiotą?

- Balthazar...  - zaczął błagalnie Winchester. - Uwierz, że nikt nie chce wygrać wyścigu w taki sposób i wiem, że reszta będzie mieć o to do nas pretensje. Gdyby ktoś inny, kto liczy się w walce o zwycięstwo, był liderem i tam leżał, masz pojęcie, jaka fala hejtu wylałaby się na kolarzy, którzy by tak zrobili? 

- Ale ty jesteś liderem, więc to inna sytuacja.

- Ale nadal niesmaczna, więc nie traktuj tego jako swojego zadośćuczynienia. To co zrobiłeś nie było w porządku. 

- Przesadzacie wszyscy - stwierdził, idąc w stronę tyłu autobusu. 

- Powiesz o co ci chodzi z tym odliczaniem?! - krzyknął za nim Dean.

Balthazar zatrzymał się, odwrócił w stronę Winchestera i puścił mu oczko, po czym ruszył znowu przed siebie, zostawiając go bez odpowiedzi.

N/A

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro