73. Tour de France: Etap 3
Etap trzeci to jazda drużynowa na czas, czyli coś, co nigdy nie napawało Deana optymizmem. Na niemal każdym inny etapie liczyło się przede wszystkim na siebie. A tutaj? Trzeba było liczyć na każdego z kolegów, który przyjechał z tobą na wyścig, bo samemu nic nie można było zrobić.
THC startowało drugie od końca. Trasa liczyła trzydzieści pięć i pół kilometra. Dla wszystkich warunki były takie same, czyli paskudne - mocny wiatr, który na szczęście przez większość trasy był korzystny i ulewa z widocznością na może kilkanaście metrów.
To sprawiło, że większość drużyn postanowiło pojechać mocno, ale zachowawczo. Tak samo chciał zrobić Crowley, jednak Dean miał inny plan.
- Pojedźmy dziś w trupa - powiedział, kiedy MacLeod skończył prezentować swoją taktykę na dzisiaj, kiedy weszli do autobusu, aby ubrać kaski i za chwilę udać sie na start. - Wszyscy boją się warunków i będą jechać zachowawczo. Pamiętacie co zrobił Nairo^ na Giro*? Armstrong też w ten sposób robił przewagi: w deszczu wszyscy zwalniali, on tego nie robił. To się nie zmieniło i wciąż wszyscy zwalniają. To są warunki, w których można wygrać lub przegrać Tour. My przyjechaliśmy tu wygrać. Jesteśmy ekipą z Dziką Kartą. Nawet jeśli nam nie pójdzie, nikt nie będzie miał pretensji. Ale pomyślcie sobie, co by było, gdybyśmy dziś wygrali. Dlatego mój plan jest taki, aby postawić dziś na jedną kartę. Jack i Arthur, kolejność dogadajcie między sobą, będą ciągnęli na początku najmocniej jak potrafią, ustalając wysokie tempo. Reszta będzie się tego trzymała. Kto nie da rady, zostaje, a z samochodu technicznego dostajemy informację, że ktoś został. Na metę najpewniej wjedziemy we trójkę, chociaż dobrze byłoby w czwórkę, a nawet piątkę właśnie z Jackiem lub Arthurem, żeby było mocniejsze pociągnięcie na sam koniec. Wasza dwójka najlepiej to zrobi.
- Chcesz ryzykować nawet nieukończenie wyścigu dla chorej ambicji? - spytał Crowley, mając w głowie upadek całej drużyny na dużej prędkości.
- Ta chora ambicja może sprawić, że żółta koszulka w Paryżu będzie nasza. Dziś możemy wygrać ten Tour. Wystarczy minuta nad Remoni. To jest możliwe w tych warunkach. Nie mam słabej drużyny, Ali też nie. Ale oni będą uważać, wszyscy z World Touru będą. Oni już jadą, podobnie jak wszyscy, zachowawczo. Wiecie ile mają na pierwszym punkcie pomiaru? Ponad szesnaście minut. My przejedziemy to poniżej czternastu.
- Nie przeceniasz naszych możliwości? - spytał Balthazar.
- Dla prędkości warunki nie mają znaczenia. Wszytko jest tu - odparł, wskazując na swoją głowę. - Na suchym byśmy tyle pojechali, prawda?
- Prawda - zgodził się.
- Więc wyobraźcie sobie, że jest sucho. Oczywiście, zwalniajmy na zakrętach i proponuję, aby na nich również na czele znaleźli się Arthur lub Jack, aby szybko wrócić do właściwej prędkości. Zakrętów jest dziewięć, więc myślę, że damy radę to ogarnąć - odparł Dean i akurat wtedy dostali sygnał od Rydera, że rowery są już gotowe po rozgrzewce i powinni jechać na start.
Wyszli więc z autobusu, wsiedli na rowery i udali się w stronę startu. Wszystkich jakoś zmotywowała wola walki Deana, nawet Balthazara. Byli gotowi postawić wszystko na jedną kartę.
Ruszyli tak, jak zaproponował Dean - najpierw Arthur, który rozkręcił tempo, drugi Jack, który tempo jeszcze bardziej podkręcił, a reszta po prostu jechała narzuconym przez nich tempem, dając krótkie, ale szybkie zmiany.
Na trasie było tak naprawdę dziewięć ostrzejszych zakrętów, przy których musieli zwalniać. Było też parę mniej ostrych, ale na nie ryzykowali wjeżdżając na pełnej prędkości i odpowiednio je ścinając. Zawsze przed zakrętem na zmianę wychodzili Arthur lub Jack, aby przywrócić poprzednie tempo po lekkim spowolnieniu.
Na pierwszym punkcie pomiaru mieli czas trzynastu minut i pięćdziesięciu ośmiu sekund, przez co Crowley i Benny zaczęli się drzeć w samochodzie technicznym, zachęcając swoich zawodników do trzymania tego tempa jazdy. To był moment, w którym uwierzyli, że to faktycznie może się udać.
Na drugi punkt pomiaru wjechali już bez Micka i Estebana. Ich czas wynosił dwadzieścia trzy minut i dwie sekundy. Czas aktualnych liderów na tym etapie trasy wynosił prawie dwadzieścia pięć minut.
Krótko za punktem pomiaru odpuścił Arthur, co oznaczało, że zostali w piątkę.
I tą piątką, wprowadzeni przez dającego z siebie wszystko Jacka, wjechali na metę z czasem trzydziestu siedmiu minut i ośmiu sekund, co dało średnią pięćdziesięciu siedmiu kilometrów na godzinę.
Dean już wiedział, co to oznacza i przekraczając linię mety uniósł pięść do góry w geście zwycięstwa.
Druga na mecie była ekipa RMB Racing Team z czasem słabszym o minutę i trzydzieści dziewięć sekund. I co najbardziej interesowało Deana, nad czwartym na mecie Team Remoni nadrobili dwie minuty i jedenaście sekund.
Żółta koszulka po etapie przypadła Jackowi, ale to Dean, jako kandydat do zwycięstwa w całym wyścigu, został zaciągnięty do wywiadów w pierwszej kolejności.
- Znokautowaliście dziś rywali - podsumował dziennikarz. - Powiedz, jak tego dokonaliście.
- Myślę, że warunki nam pomogły - wyznał Dean. - Wiedzieliśmy, że wszyscy będą jechać dziś wolniej, z rezerwą. My postanowiliśmy pojechać inaczej. Powiedziałem chłopakom, aby wyobrazili sobie, że jedziemy po suchej trasie i to chyba podziałało. Oczywiście, że uważaliśmy nieco bardziej niż zwykle na zakrętach, ale wszystko było idealnie dograne. Myślę, że pojechaliśmy dziś bardzo dobrze jako drużyna, być może nawet lepiej niż zrobilibyśmy to na suchej trasie, bo po pierwszym punkcie pomiaru cały czas słyszeliśmy zachęcające krzyki z auta technicznego i już wtedy wiedzieliśmy, że jedziemy po zwycięstwo.
- Dość wcześnie przejęliście żółtą koszulkę - zauważył reporter. - Jaki będzie wasz plan na następne dni?
- Jeśli mam być szczery to jeszcze nie wiem - odparł. - Nie przewidywaliśmy, że żółta koszulka faktycznie trafi dziś do nas, ani, że to będzie tak ogromna przewaga nad rywalami. Myślę, że wszystko ustalimy na najbliższej odprawie, ale na pewno będziemy walczyć o to, aby drużyna dowiozła koszulkę aż do Paryża.
Szczerze mówiąc Dean doskonale wiedział, jaka będzie taktyka: odpuszczenie ucieczki z niezagrażającymi zawodnikami, aby któryś z nich przypadkiem zgarnął koszulkę, dzięki czemu chociaż przez kilka dni na drużynie nie będzie spoczywał ciężar dyktowania tempa, co pozwoli zaoszczędzić siły na te najważniejsze etapy, które rozstrzygną o zwycięstwie w całym Tour de France. Oczywistym było jednak, że nie może powiedzieć tego głośno, dlatego musiał się jakoś wybronić.
Dziennikarz podziękował Winchesterowi, a ten, wraz z pozostałymi kolarzami THC, udał się na dekorację, gdzie dziś na podium wyjątkowo ekipa zjawiła się w komplecie, bo przecież był to etap drużynowy. Było oblewanie się szampanem i ogromna radość całej ich ósemki, bo tak naprawdę oni w większości już byli rozliczeni z tego wyścigu - wygrali etap, pokazali, że są mocną drużyną i, co najważniejsze, zdobyli żółtą koszulkę, którą drużyna powinna utrzymać przynajmniej przez kolejny tydzień. To wszystko wyglądało naprawdę dobrze.
N/A
* ze względu na złe warunki pogodowe organizatorzy podjęli decyzję o neutralizacji etapu na zjeździe jednego z etapów w roku 2014. Nairo Quintana podobno nie wiedział o neutralizacji i ryzykował na zjazdach, zdobywając przewagę, która pozwoliła mu potem na wygranie całego wyścigu. Inni liderzy jechali tamtego dnia zachowawczo i w ten sposób przegrali wyścig.
Balthazar na razie cicho... jeszcze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro