64. To ty nie jesteś przeciwny?
Zgodnie z planem, Cas przyszedł na śniadanie sam, wcześniej biorąc szybki prysznic, bo było od niego czuć zapach alkoholu, po tym, jak całą noc Dean go przytulał.
- Gdzie Winchester? - spytał Crowley.
- Nie wiem, nie wrócił na noc - burknął, siadając przy stole i wpatrując się uparcie w talerz.
- Nie obchodzi cię to, gdzie jest? - spytał niedowierzająco Adam. - Przecież jesteście blisko.
- Dean jest dorosły, starszy ode mnie, przypomnę - powiedział ostro Cas, broniąc się. Nienawidził, kiedy ktoś go o coś oskarża, atakuje... nie kontrolował tego. - I przypomnę też, że to ty jesteś jego bratem, a nie ja, więc może ty mi powiesz, gdzie on jest, co?
Przy stole zapadła głucha cisza - Adam nie miał pojęcia, co ma na to odpowiedzieć. Cas totalnie go zaskoczył - zawsze był cichy, niewinny... Musieli poważnie się pokłócić, skoro nagle tak wybuchł. Współczuł mu trochę, bo jak znał Deana to wiedział, że długo to nie potrwa. Jeśli miał być szczery to te cztery miesiące były dla niego sporym zaskoczeniem, bo początkowo dawał im co najwyżej miesiąc. Widział wczorajsze nagranie Deana i skoro jego brat nie wrócił na noc, to doskonale zdawał sobie sprawę, jaki był finał tej imprezy i jak musiał czuć się teraz Cas, który pewnie też miał tą świadomość. Przecież to było prawie jak zdrada.
- Co zrobimy jeśli nie pojawi się do odjazdu z hotelu? - spytał Benny.
- Zostawimy jego torbę w recepcji i niech sobie radzi - postanowił Crowley.
- Zostawimy go samego sobie? - spytał niedowierzająco Adam.
- A masz lepszy pomysł? Mógł powstrzymać swoje emocje i zapędy. Nie byłoby problemu.
- Weźmiemy walizkę do autobusu i najwyżej ja się nią zajmę. To mój brat, tak?
- Na twoją odpowiedzialność - zgodził się MacLeod.
- Dziękuję.
Śniadanie mijało w niezręcznej atmosferze. Nikt nie wiedział, co mówić - wszyscy w pewnym stopniu martwili się o Deana, bo większość nie miała nawet pojęcia, co się tak właściwie stało.
Winchester wszedł do hotelowej restauracji dwadzieścia minut później niż wszyscy, w okularach przeciwsłonecznych, które dostał od Casa i bez słowa usiadł na swoim miejscu, biorąc się za jedzenie.
Wszyscy spojrzeli na niego zdezorientowani, a Crowley wściekły.
- Może wypadałoby coś powiedzieć? - spytał MacLeod.
- Ah tak... dzień dobr, smaczengo - wymamrotał Dean, upijając kawy. - Witaj, zbawienna...
- Zamieszasz wytłumaczyć, gdzie byłeś całą noc?! - warknął, a Winchester skrzywił się i pokazał mu, aby był ciszej.
- Nie krzycz - poprosił.
- Ktoś tu ma kaca - zażartował Eliot.
- I śmierdzi alkoholem! - krzyknął znowu Crowley. - Zidiociałeś do reszty?!
Dean znowu pokazał mu, aby był ciszej.
- Jeśli zamieszasz krzyczeć, to mogę iść jeść gdzie indziej - stwierdził Winchester. - A co do tego gdzie byłem: była fajna impreza, trochę za dużo wypiłem, spotkałem fajną dziewczynę... wątpię, abyście chcieli słuchać dalszych szczegółów przy śniadaniu.
Adam pokręcił głową niedowierzająco i spojrzał na brata wściekłym spojrzeniem.
- Serio, Dean?!
Winchester wzruszył ramionami, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Przecież to nie pierwszy raz. Nie rozumiem problemu.
- Ale myślałem, że się zmieniłeś. Szkoda, że tylko udawałeś. Jesteś dupkiem, wiesz? Współczuję ci, Cas. Z całego serca - rzucił, po czym wstał. - Nie jestem już głodny.
Milligan wyszedł po tych słowach, a Dean poczuł na sobie wzrok wszystkich. Musiał to wyjaśnić. I to szybko.
- Pogadam z nim - stwierdził, po czym ruszył za bratem.
Dogonił go na korytarzu.
- Adam, czekaj - poprosił, łapiąc go za ramię.
- Nie mam zamiaru z tobą gadać - stwierdził chłopak.
- O co ci chodzi, do cholery?
- O co mi chodzi do cholery?! - wrzasnął. - Masz pojęcie co teraz będzie? Jak bardzo zraniłeś Casa? Rozwaliłeś drużynę tuż przed najważniejszymi startami. Gratulację, brat.
Dean zamarł.
- Czekaj, to ty nie jesteś przeciwny temu co nas łączy? - spytał zdezorientowany.
Adam spojrzał na Deana jak na idiotę.
- Czemu miałbym być? Przy nim byłeś lepszy, szczęśliwy. Ale żałuję, że cię nie powstrzymałem, bo teraz ten chłopak cierpi. Czuję się współwinny, bo mogłem go ostrzec.
- Chwila - Dean pogubił się w tym wszystkim. - Skoro jesteś za tym związkiem, to czemu nie przyleciałeś do mnie do Nicei jak co roku?
- Bo chciałem dać wam prywatność. Nie chciałem wam zaburzać waszego sposobu bycia i być piątym kołem u wozu.
- Co? Nie byłbyś. Jesteś moim bratem, na litość boską. Nie pieprzymy się cały czas przecież.
Adam musiał przyznać, że głupi na to wszystko patrzył.
- Cóż, teraz to bez znaczenia, bo między wami skończone, nie?
- Nie do końca - odparł Dean, a Adam spojrzał na niego jak na kretyna.
- Sądzisz, że po tym, co zrobiłeś, on ci wybaczy i do ciebie wróci?
- Rzecz w tym, że nic nie zrobiłem - powiedział obronnym tonem głosu Dean. - Nie przespałem się z nikim, wróciłem do hotelu na noc i spałem z Casem.
Milligan uniósł brwi.
- Pogubiłem się...
- Ojciec zrobił nam zdjęcia jak byliśmy razem w Malibu. Dosyć jednoznaczne zdjęcia. Zagroził Casowi, że wyśle je mediom, jeśli ze mną nie zerwie.
- Więc z tobą zerwał?
- Nie, ale chcemy, aby tak myślał.
- Czyli?
- Gramy, że niby zerwaliśmy. Przed przyjściem tu gadałem z mamą, jaki to ja nie jestem zraniony. Po to ta kłótnia wczoraj przed autobusem.
Adam pokręcił głową, widocznie zagubiony w tym wszystkim.
- Ale po to ten teatrzyk? Nie rozumiem.
- Żeby było bardziej wiarygodnie. On musi w to uwierzyć.
- I jak długo niby zamierzacie to ciągnąć?
- Do mistrzostw - odparł Dean. - Wtedy mu powiemy, że kłamaliśmy, ale wcześniej nagramy, jak do wszystkiego się przyznaje i wyślemy nagranie mojej mamie.
- Wyrzuci go za drzwi - zauważył.
- Zasłużenie.
- Boże, on znowu przylezie do mnie...
- Nie cieszy cię to?
- Czemu by miało? - spytał Adam. - Koleś jest upierdliwy, uprzykrza życie, wydzwania do mnie...
- Dwa dni temu mówiłeś przez telefon "kocham cię, tato" - zauważył niepewnie Dean, na co Adam uderzył się załamany w twarz.
- Chodziło o ojca mojej narzeczonej. Tak tylko przypomnę, że na sierpień mam zaplanowane wesele. Stwierdził, że on się wszystkim za mnie zajmie, aby mnie nie zajmować teraz niepotrzebnie.
I nagle Dean poczuł się jak ostatni kretyn. Jak mógł zapomnieć, że Adam mówi tak do swojego przyszłego teścia? Przecież nie raz mówił tak do niego, kiedy Dean był obok. Nawalił. I to bardzo nawalił.
Cóż, był plus - mógł ufać bratu. A to mogło bardzo dużo pomóc.
N/A
Jutro przygotujcie się na mini-spam od godziny 12.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro