61. Początek gry
Dean z Casem zaczęli całe przedstawienie pod autobusem klubowym. Uznali, że tu najłatwiej ktoś ich zauważy.
- To jeszcze jutro i wracamy do domu? - spytał Winchester.
Starali się brzmieć naturalnie, nie pokazywać po sobie, że grają. Wiedzieli, że dookoła są paparazzi, więc zrobią im sporo zdjęć, z których coś musi trafić do Johna.
Tak właściwie nie musieli nawet rozmawiać o Francji, mogli mówić cokolwiek, ale woleli brzmieć autentycznie na wypadek, gdyby ktoś ich nagrał.
Cas opuścił głowę i przygryzł wargę.
- Dean, ja nie wracam z tobą do Francji.
Dean zaśmiał się cicho.
- To żart, tak?
Novak pokręcił głową.
- Nie.
Dean zamarł i Cas musiał przyznać, że chłopak grał naprawdę dobrze - czemu on nie poszedł w aktorstwo? Zarabiałby dużo więcej i nie musiałby się bać o to, że ktoś się przyczepi do jego orientacji.
- Ty sobie kurwa kpisz ze mnie w tym momencie?! - krzyknął, odrobinę za głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Cóż... mniej więcej taki był cel.
- Ciszej - powiedział błagalnie Cas, nie udając przerażenia. Naprawdę się bał w tym momencie, że ktoś coś niepotrzebnie usłyszy.
- Masz czelność mnie uciszać?! Po wszystkim co dla ciebie zrobiłem?!
Cas udał wkurzonego i siłą zaciągnął Winchestera do autobusu.
- Co wy odwalacie? - spytał Adam. - Oszaleliście?! Kłócicie się przy ludziach?!
Dean puścił zdezorientowanemu bratu oczko i dał się prowadzić Casowi do kabiny na końcu autobusu, gdzie spędzili kolejne kilka minut, zastanawiając się jak zmusić Winchestera do płaczu, bo okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe, aby zacząć płakać na zawołanie.
- Pomyśl o porzuconych szczeniaczkach - zaproponował Cas. - Albo o porzuconych dzieciach.
- To smutne, ale nie na tyle, żebym płakał - zauważył Dean.
- Kurde... czekaj chwilę - poprosił i wyszedł na moment z kabiny, po kryjomu podkradł cebulę i nóż, po czym wrócił do Deana. - Masz. Podobno przez to się płacze.
Dean spojrzał na Casa zdezorientowany.
- Mam kroić cebulę, aby się rozpłakać? Nie mogłeś wymyślić czegoś bardziej oryginalnego?
Cas wzruszył ramionami.
- Jeśli masz lepszą propozycję to zapraszam. Za półtorej godziny będziemy w hotelu, więc dużo czasu nie mamy.
Dean westchnął.
- To mogę to zrobić za godzinę? Czy mam tam wyjść w trakcie?
- Bardziej wiarygodnie będzie gdy wyjdziesz stąd w trakcie i po prostu wszystkich zignorujesz, udając, że płaczesz, a ja wyjdę chwilę po tobie i też wszystkich zignoruję.
- Nie podoba mi się, że okłamujemy Adama.
- Nie wiemy jak bardzo trzyma z Johnem, niby akceptuje to, że jesteśmy razem, ale nie wspiera nas jakoś szczególnie.
Dean westchnął po raz kolejny, bo wiedział, że Cas ma rację. Mrugnął Adamowi w nadziei, że nie przejmie się jego dzisiejszym wybrykiem w postaci imprezy. Wątpił jednak, aby brat go zrozumiał,
- Co wy tu robicie? - spytała Charlie, która weszła do nich bez ostrzeżenia. - Adam mówił, że się pokłóciliście. I czy Jody wie, że wzięliście jej nóż? I po co wam cebula?
Winchester skrzywił się, a Cas odwrócił wzrok - jakby nie patrzeć, to Dean powinien się tłumaczyć ze swojego planu.
- Charlie, spokojnie. To co teraz robimy to sztuka, okej? Teatr na żywo odgrywany dla mojego ojca.
- Twojego ojca tu nie ma i nadal nie widzę tu miejsca dla noża i cebuli.
Dean wziął głęboki oddech. No tak. Teraz musi jej wszystko wyjaśnić - cały plan.
- Zaszantażował Casa, że albo ze mną zerwie, albo wyśle nasze zdjęcia mediom, okej? Musimy zrobić tak, aby uwierzył, że zerwaliśmy.
- Ale czemu odgrywacie to w autobusie i przed autobusem, a nie tylko przed twoim ojcem?
- Paparazzi i Adam - stwierdził Dean.
- Nie ufasz własnemu bratu?
- Gadał wczoraj z ojcem przez telefon, jakoś specjalnie nie wspiera naszego związku, więc w tym wypadku owszem, nie do końca mu ufam.
- A cebula i nóż?
- Muszę wyglądać jakbym płakał przez kłótnię, nie? Od krojenia cebuli się płacze.
Charlie pokręciła głową niedowierzająco. Przecież to brzmiało jak plan dzieciaków, które chcą uciec z domu na imprezę w środku nocy.
- A potem?
- Wieczorem pójdę na imprezę, wrzucę coś z niej na Instagrama. Jutro nie wystartuję, wrócę do Nicei, Cas wróci do Pontiac załatwić resztę formalności ze szkołą. Potem po kryjomu do mnie doleci. No i oczywiście masa telefonów z rodzicami jak to mi ciężko, bo mnie zostawił.
Bradbury wywróciła oczami.
- Że wam się chciało to wymyślać...
- Ej, to nie jest dla nas łatwe. Rozdzielimy się na dłużej pierwszy raz odkąd jesteśmy razem. Początkowo miałem być u Casa i się tam ukrywać, ale stwierdziliśmy, że to bez sensu i tylko skomplikuje wszystko.
- I tak wszystko niepotrzebnie komplikujecie. Przecież i tak wyśle te zdjęcia jak się zorientuje, że kłamaliście, a to się kiedyś stanie.
- Ale wcześniej chcę zobaczyć jego minę na walizki wystawione przed domem. Będzie warte każdej konsekwencji.
Dziewczyna była załamana. Myślała, że Dean dorósł. Cóż... niektórzy chyba nigdy nie dorastają.
- Nie zabijcie się tym nożem - poprosiła zrezygnowana, po czym zostawiła ich samych. - Dzieci... - wymamrotała cicho pod nosem.
N/A
Dziś jeszcze 1-2 rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro