Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51. Wyniki

Dean dawno nie czuł się tak dobrze rano. Kiedy tylko się obudził i poczuł śpiącego na jego klatce piersiowej Casa, nie potrafił się nie uśmiechnąć.

Lubił budzić się pierwszy i obserwować swojego wciąż śpiącego chłopaka, aż ten, po jakimś czasie też się budził. Lubił obserwować jak na jego twarzy, niemal od razu po przebudzeniu, pojawia się uśmiech. Uwielbiał, gdy Cas się uśmiechał.

A dzisiejszy poranek był szczególny - przecież wczorajszego wieczoru tak naprawdę wszystko w ich relacji się zmieniło.

Dean zdawał sobie sprawę, że teraz będzie inaczej - jeśli się kogoś kocha, po seksie nawiązuje się jeszcze większą więź z tą osobą. I o ile wcześniej był w stanie jakoś dopuścić do siebie myśl, że mogliby zerwać, teraz w ogóle nie wyobrażał sobie takiej opcji. Cas będzie jego, a on będzie Casa, na zawsze.

Zerknął na godzinę i z zaskoczeniem odkrył, że jest zaledwie kilka minut po piątej. No tak... zasnął przed dwudziestą trzecią.

Nawet nie pamiętał, kiedy zasnął, ale pamiętał wszystko przed tym i dlatego cały czas się szczerzył. Czekał na ten moment bardzo długo i cieszył się, że w końcu nadszedł.

Zaczął delikatnie gładzić swojego chłopaka po policzku, ramieniu... był taki uroczy, kiedy spał. Chciał go chronić. Już zawsze. Za każdą cenę. Przerażało go, że gdyby miał do wyboru poświecić swoją karierę, aby go ratować, zrobiłby to bez zawahania. A przecież do tej pory, przez całe jego życie, tylko dwie osoby były dla niego aż tak ważne - Sam i mama. Chociaż nie ukrywał, że Charlie niewiele brakowało do tego skromnego grona.

Zastanawiał się jakie są szanse na to, że Cas, wraz z wydarzeniami wczorajszego wieczoru, stał się dla niego najważniejszy. Ważniejszy niż Sam, niż mama, niż on sam... Szybko zrozumiał, że istnieje co do tego dość spore prawdopodobieństwo. Cokolwiek by jednak nie było, jednego był pewien - że Cas był całym jego światem i nie wyobrażał sobie życia bez niego.

Po niespełna godzinie poczuł jak jego śpiący królewicz się budzi i uśmiechnął się na to szeroko.

Pierwszym, co Novak zobaczył po przebudzeniu, była uśmiechnięta i wpatrzona w niego twarz Deana. Momentalnie odwzajemnił uśmiech, przypominając sobie wydarzenia minionego wieczoru.

- Hej - powiedział z uśmiechem, wpatrując się w Winchestera.

- Hej - odpowiedział, również się uśmiechając. - Jak się czujesz?

- Szczerze? - spytał niepewnie, a Dean przytaknął.

- Yhm.

Zaczął bawić się włosami Casa, na co ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Nigdy nie czułem się lepiej.

Na twarzy Deana pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

- Kocham cię, wiesz? - spytał, muskając ustami dłoń swojego chłopaka.

- Byłbym idiotą, gdybym tego nie wiedział.

Winchester naprawdę nie potrafił przestać się uśmiechać - był przy nim zbyt szczęśliwy. Delikatnie złączył ich wargi.

Czy mógł wymarzyć sobie lepszy poranek?

Dean poszedł po wyniki testu sam i wrócił z nimi krótko po ósmej.

- I? - spytał Cas, widząc zmieszaną minę swojego chłopaka. Nie było widać ani ulgi, ani załamania.

- Nie wiem. Boję się sam tego otworzyć - wyznał.

Novak ujął delikatnie obie dłonie Deana.

- Jestem przy tobie, niezależnie od wyniku - zapewnił go. - Nigdzie się nie wybieram, jasne?

Winchester skinął słabo głową, ale wciąż bał się otworzyć kopertę z wynikami.

- Otwórz to, proszę - powiedział prosząco Cas.

Dean wziął głęboki oddech i potrzebował jeszcze chwili, zanim zdobył się na odwagę, aby otworzyć tę przeklętą kopertę. Ale przecież musiał to zrobić. 

Wyjął wyniki umieszczone w środku i szybko zapoznał się z opisem oraz wszystkim co tam było. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- I? - dopytywał Cas, mając nadzieję, że dobrze to interpretuje.

- Negatywny - powiedział wyszczerzony ze szczęścia Dean. - Jestem zdrowy.

Novak odetchnął z ulgą i praktycznie rzucił mu się na szyję. Był wdzięczny losowi za ten wynik. Wreszcie mógł być o to spokojny. A teraz? Teraz nie chciał puszczać Deana.

Dopiero wtedy do kuchni zszedł Esteban, lekko zaspany.

- Dobry - rzucił. - Co wy tacy radośni?

- Cześć - odpowiedział Dean, odrywając się lekko od Casa. - Po prostu mamy dobry humor - stwierdził, bo nie chciał mówić mu o tych badaniach. Mogli się kumplować, ale bez przesady. Nawet mamie nie planował mówić, że zrobił ten test. To był dla niego dość prywatny temat.

- Dopiero wstałeś? - spytał Cas.

- Tsa - westchnął Esteban. - Jakoś byłem pewien, że wstanę o normalnej porze i nie nastawiłem budzika.

- Możemy poczekać z treningiem - zaproponował Dean.

- Mamy przejażdżkę, nie? Pojadę od razu po śniadaniu, to nie problem.

- Spoko. Jak chcesz to zostały dwa omlety owsiane.

- Chwała wam za to - odparł z uśmiechem Esteban i ruszył w stronę blatu kuchennego, aby wsadzić omlety do mikrofalówki.

Spojrzał na nich uważnie i po chwili zmarszczył brwi, wskazując na szyję młodszego z nich.

- Cas, czy ty masz malinkę? - spytał zaskoczony.

Dean uśmiechnął się łobuzersko, podczas gdy Novak się zarumienił.

- Do twarzy mu z nią, prawda? - spytał niewinnie.

Esteban wywrócił oczami i pokręcił głową rozbawiony.

- Ty lepiej myśl, jak to zakryć, Cas, bo malinka może być widoczna kilka dni. Zawodnicy jak zawodnicy, ale UCI będzie wiedziało, że nie spotkałeś się z żadną dziewczyną, bo nas inwigilują. Jeśli będzie widoczna na wyścigu, może być problem.

- Kupi się jakiś korektor odporny na pot czy coś - odparł Dean. - Nie chcę się przed tym powstrzymywać, bo ktoś coś może zobaczyć - stwierdził ponownie przysysając się do szyi Casa i robiąc na niej kolejną malinkę.

- Pijawka, nie chłopak - zaśmiał się Esteban.

- Nic nie poradzę, że jego szyja to czyste porno. Prowokuje mnie - bronił się Dean.

Cas pokręcił głową rozbawiony.

- Jesteś głupkiem, Dean -  stwierdził.

- Yhm - zgodził się Winchester. - Ale twoim głupkiem - odparł, muskając jego usta.

- Cukrzycy przez was dostanę - zażartował Esteban. - Jesteście uroczy razem.

- Poprawka. To Cas jest uroczy i mnie tym zaraża - stwierdził Dean.

Novak wywrócił oczami.

- Kwestionowałbym to.

- Ah tak? - spytał Winchester, przygryzając płatek ucha swojego chłopaka i wyszeptał. - Prowokujesz mnie?

Cas zadrżał lekko.

- A co jeśli tak? - odpowiedział szeptem Cas.

Dean przysysał się lekko na płatku jego ucha.

- Wieczorem dam ci nauczkę i nie wypuszczę z łóżka.

- Brzmi jak zachęta - zauważył.

- Nie powiedziałem, że chodzi o seks, a wiem, że tego byś chciał. Dostaniesz mnie jak będziesz grzeczny - stwierdził, delikatnie gładząc dłonią krocze chłopaka przez materiał jego spodni uważając, aby Esteban tego nie widział i uśmiechnął się wyczuwając, że osiągnął swój plan. Oj, będzie to wykorzystywał i droczył się z nim w ten sposób.

- A jak będę niegrzeczny? - spytał młodszy chłopak.

- Będę się z tobą droczył. Godzinami. Ale w ciebie nie wejdę.

Cas przygryzł wargę i spojrzał na Deana, na którego twarzy malował się łobuzerski uśmieszek.

- Dobrze, będę grzeczny - stwierdził, gładząc go dłonią po policzku. - Za bardzo to polubiłem.

Winchester wciąż uśmiechał się w ten sam sposób.

- Lubisz gdy cię pieprzę, skarbie? - spytał, ale tym razem odrobinę za głośno, powodując zakrztuszenie się Estebana kawałkiem omleta.

Kolumbijczyk szybko jednak się uspokoił i spojrzał na nich z lekką pretensją.

- W kuchni? Poważnie?

Dean położył rękę na kark, nieco speszony. Obaj stali teraz zarumienieni przez tę drobną wpadkę.

- Wybacz...

Kolejne dni mijały im spokojnie - co drugi dzień wychodzili na półtorej godzinną przejażdżkę, aby dać swoim organizmom po prostu odpocząć od wysiłku, a resztę czasu spędzali na plaży, do domu wracając właściwie tylko na noc.

W piątek po powrocie z plaży spakowali się - Esteban zabrał wszystko co miał, a Cas i Dean spakowali się w mniejsze plecaki klubowe, bo oni musieli się spakować tak właściwie tylko na dwa dni - w niedzielę wieczorem z powrotem będą w domu.

Kierunek: Mediolan.

N/A

Dziś jeszcze max 1 rozdział tej historii. Jutro przewiduję za to koło 5-6 rozdziałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro