5. Pokaz mocy
Słowniczek:
Jazda na kole - potoczny język kolarski, oznaczający jazdę przednim kołem w niewielkiej odległości od tylnego koła poprzedzającego kolarza. Odległość ta nie jest zazwyczaj większa niż pół metra. Dzięki temu korzysta się z tunelu aerodynamicznego stworzonego przez poprzedzającego kolarza, co pozwala zaoszczędzić cenną energię. Jeśli ktoś utrzymuje tempo, mówi się, że "trzyma koło".
W praktyce wygląda to tak:
Urwać kogoś z koła - znowu slang. Tym razem oznacza to tyle, że kolarz jadący komuś na kole nie ma już siły, aby trzymać dyktowane tempo i robi przerwę, która robi się stopniowo coraz większa.
Usiąść komuś na kole - znowu to samo. Tym razem oznacza to, że jeden kolarz dogadania drugiego i zaczyna jechać bezpośrednio za nim. Jest to też manewr często wykonywany w przypadku wyprzedzania przez innych kolarzy.
Machać łokciem - sygnał oznaczający "wyprzedź mnie". Polega na lekkim, ale jednocześnie energicznym machnięciu ręką w zgięciu łokcia w dół i w górę, następnie odbijamy lekko na bok, aby zrobić miejsce kolarzowi, który do tej pory jechał za nami.
Wychodzić na zmianę - wyjechanie na pierwszą pozycję w grupie, w celu dyktowania tempa.
Stawać w korby - podnieść się z siodełka i jechać "na stojąco". Nie wiem jak to opisać, więc wrzucam grafikę:
NOTE: 1. W treningach grupowych kolarze jeżdżą zazwyczaj obok siebie dwójkami/w parach.
2. Zazwyczaj kolarze mają w rowerze 2 bidony - w jednym jest izotonik, a w drugim zwykła woda.
*******
Dean domyślił się, że między Castielem i Balthazarem musiało się coś stać - przecież tylko totalny debil nie zauważyłby tego, że Novak ukrywał łzy w oczach, jak tylko się dało (no bo kto zakłada ciemne okulary sportowe jeszcze w budynku?).
Winchester nie miał pojęcia o co chodzi, ale z jakiegoś powodu ukłuło go to w serce. Castiel okazał się być naprawdę wrażliwy i przerażało go to - bał się, że niszcząc go, doprowadzi do tragedii. Z drugiej jednak strony, coś mu nie pasowało - Castiel był najlepszy sojusznikiem dla Balthazara. Dlaczego więc Shurley odtrącił Novaka? Nie wiedział, ale musiał się dowiedzieć.
- Dzisiaj robimy sto piętnaście kilometrów - zapowiedział Benny, trener drużyny. - Spokojnie zjeżdżacie do Carpinterii. Tam skręcamy w drogę sto dziewięćdziesiąt dwa i ruszamy w z powrotem w stronę Santa Barbara. Następnie wjeżdżamy w San Marcos Pass. Tam chcę, aby każdy z was pojechał na maksimum swoich możliwości. To pomoże nam ustalić wasze aktualne progi treningowe...
- I wyłonić szóstkę, która pojedzie do Argentyny oraz dwunastkę z szansami na Tour de France - wtrącił Crowley.
Benny przytaknął.
- Z tą drugą grupą będziemy pracować osobno, więc przygotujcie się na to, że od jutra będą dwie grupy treningowe. W tym roku jedziemy do Francji wygrać, dlatego musicie się dobrze rozumieć, znać, rozpoznawać pewne sygnały między sobą.
- Drużyna Herton* po tym roku kończy działalność, jest szansa, że odkupimy od nich licencję World Tour - wtrącił znowu Crowley. - Dlatego w każdym wyścigu, który w tym roku pojedziemy z dziką kartą, chcę widzieć przynajmniej jednego z was w czołowej dziesiątce w wynikach. Będę z tego rozliczał, panowie.
Deanowi podobało się to podejście Crowleya - gdyby drużyna naprawdę odkupiła licencję do wyższej ligi, nie miałby najmniejszych powodów, aby w ogóle rozglądać się za inną drużyną. Do tej pory wahał się nad transferem jedynie ze względu na dywizję, w której było obecnie THC.
- I dzisiaj też zaczniemy was rozliczać - ostrzegł Benny. - Podjazd ma szesnaście kilometrów. Jeśli ktoś straci więcej niż szesnaście minut do pierwszego, po obiedzie robi nadprogramową setkę za autem. Stracić minutę na kilometr to coś, co każdy z was powinien dać radę pojechać. Jedziemy.
Benny z Crowleyem jechali autem przed grupą, pilotując zawodników i przy okazji robiąc zdjęcia, które wieczorem zamierzali umieścić na mediach społecznościowych ekipy.
Dean podjechał do przodu, na wysokość Balthazara i pokazał Jackowi, który jechał obok Shurleya, aby wpuścił go przed siebie, co ten uczynił. Winchester jechał teraz obok Balthazara tylko po to, aby wpuścić przed nich całą grupę i dosłownie chwilę później, puścić jedną rękę z kierownicy i położyć ją na plecach Shurleya.
- Nie wiem co zrobiłeś młodemu, ale wiedz, że straciłem do ciebie resztki szacunku - zaczął Dean.
Gdy Winchester mówił do kogoś na rowerze, robił przerwy między niektórymi słowami, aby podkreślić ich wagę i przekaz. Przez tą krótką przerwę, między dwoma kolejnymi słowami, patrzył się na tego, do kogo mówił, praktycznie przeszywając go wzrokiem. Balthazar zawsze miał ciarki, kiedy Dean tak robił.
- Nie chcę skrzywdzić dzieciaka - bronił się Shurley.
- Za późno - powiedział stanowczo Dean. - Wytłumacz mi, o co tak właściwie ci chodzi? Kogo nienawidzisz?
- Ciebie.
- Więc czemu odpychasz swojego potencjalnie najlepszego sojusznika?
To nie było pytanie, na które Balthazar umiałby szybko znaleźć odpowiedź. Szczególnie, że nie zamierzał tak po prostu powiedzieć Deanowi o tym, co wyznał mu Castiel.
- Cóż, mam nadzieję, że sam prędzej czy później zorientujesz się z kim sypiasz w jednym pokoju - parsknął Shurley.
- Z kim niby sypiam w jednym pokoju? - spytał zdezorientowany Dean.
- Chociaż... Twój brat to pedał, więc raczej by ci to nie przeszkadzało.
- Balthazar! - powiedział ostro Dean. - Przysięgam, że jeśli jeszcze raz powiesz cokolwiek o moim bracie na głos, albo go wyzwiesz, skończysz gorzej niż twój brat. To samo tyczy się kwestii Charlie.
Shurley spojrzał na niego zszokowany.
- Skąd...?
- Mam dobre źródło - odparł Winchester. Nie miał jednak zamiaru mówić, skąd dokładnie ma informacje o tym, że Balthazar i Nick to bracia, bo to oznaczałoby wkopanie Charlie, która nie tylko była dobra fizjoterapeutką, ale i hakerką. - Więc jak będzie?
Shurley zagryzł wargę i odwrócił wzrok.
- Zobaczymy jak będzie - stwierdził wreszcie. - A teraz zabieraj łapę z moich pleców.
Dean zabrał rękę, kładąc ją znowu na kierownicy, po czym ponownie przeskoczył do czoła grupy, aby jechać obok Adama, przy którym czuł się najpewniej.
Castiel jechał nieco z tyłu, dzięki czemu podsłuchał większą część rozmowy Deana i Balthazara. Między nimi była jakaś wojna - teraz było to bardziej niż widoczne. Niepokoiło go to. Czuł się jak marionetka, która utknęła gdzieś po środku. Ale Dean zachowywał się trochę tak, jakby chciał go chronić. Chociaż... sam już nie wiedział. Był zagubiony.
Nim się obejrzeli, minęło już ponad sześćdziesiąt kilometrów treningu i rozpoczął się podjazd. Dean postanowił od razu wykorzystać górę, jako narzędzie do odreagowania - ruszył przed siebie, gwałtownie przyśpieszając i zostawiając grupę za sobą. Reszta zaczęła się oglądać po sobie, zastanawiając się co robić.
Castiel nie myślał długo i ruszył w ślad za Winchesterem. Po chwili obejrzał się przez ramię i zobaczył, że na kole ma Adama, Micka, Kevina, Balthazara i Estebana. Nagle w jego głowie pojawiła się jedna myśl: urwać Balthazara.
Novak przyśpieszył mocniej i postanowił nie oglądać się za siebie, a dogonić Deana. Narzucił mocne tempo, szybko orientując się, że Deana też jedzie piekielnie mocno. Powoli niwelował różnicę, aż wreszcie, niespełna dwa kilometry później, dojechał do Deana i usiadł mu na koło. Obejrzał się i ujrzał za sobą już tylko Adama i Estebana. Obaj wyglądali marnie, jakby zaraz mieli wyzionąć ducha.
Castiel postanowił chwilę odpocząć i po prostu trzymał rytm Deana. Jechał za nim jak jego cień. Po chwili Adam nie wytrzymał narzucanego tempa i został za grupką. Niespełna kilometr dalej to samo spotkało Estebana - dzielny Kolumbijczyk musiał uznać wyższość amerykańskich kolegów.
W połowie podjazdu Dean obejrzał się za siebie i z zaskoczeniem odkrył, że Castiel jako jedyny daje radę. Machnął łokciem, aby Novak dał mu zmianę i przepuścił chłopaka na przód, ponownie oglądając się za siebie, aby zorientować się co do straty reszty kolegów z drużyny. Było to już przynajmniej kilkaset metrów. Dużo.
Jakim cudem ten dzieciak dawał radę?! Mało to - Castiel nie wyglądał źle. Nie był ujechany w trupa - miał jeszcze siłę. Dean był pod wrażeniem.
A jeszcze bardziej był pod wrażeniem, kiedy Novak przyśpieszył, wychodząc na zmianę. Dean musiał nieco zacisnąć zęby, aby nie zostać za tym chłopakiem. Naprawdę był mocny.
Nogi piekły go z bólu i szybko pożałował, że zbyt mocno zaczął. Tak naprawdę mógł przyśpieszyć dopiero teraz. Bał się, ilu chłopaków nie da rady zmieścić się w limicie czasu ustalonym przez Benny'ego. Nie miał jednak zamiaru prosić Castiela o zmianę tempa, aby dać chłopakom szansę, szczególnie, że Benny i Crowley jechali samochodem zaledwie kilkadziesiąt metrów przed nimi. Musieli jechać swoje.
Dean trzymał koło Castiela, modląc się o to, aby chłopak nie przyśpieszył jeszcze bardziej. Przecież nie mógł okazać się tym gorszym!
Castiel z kolei starał się jechać równym tempem, które mu odpowiadało. W pewnym sensie wolał prowadzić pod górę, bo wtedy mógł dostosować tempo pod siebie, a nie dopasować się do tempa kogoś innego - to zawsze stanowiło swego rodzaju komfort.
Dwa kilometry później uznał jednak, że skoro zostali we dwóch, to powinni współpracować, więc dał Deanowi sygnał do dania zmiany.
Winchester, już pół żywy, wyjechał z powrotem na prowadzenie i zaczął się modlić o szczyt.
Castiel zorientował się, że Dean zwolnił, co prawdopodobnie oznaczało kryzys. Narzucane przez Winchestera wolniejsze tempo średnio mu odpowiadało. Poza tym dostał szansę, aby udowodnić Winchesterowi, że zasługuje na bycie w tej drużynie, być może nawet bardziej niż on.
Nie zastanawiając się zbytnio nad tym, stanął w korby i ruszył mocno przed siebie, wyprzedzając Deana, który zaklął w myślach.
Winchester błyskawicznie zebrał resztki sił i ruszył w ślad za Castielem, modląc się, aby chłopak chociaż na chwilę zwolnił. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że reszta drużyny poważnie może mieć do nich pretensje, bo jechali naprawdę mocno, od samego podnóża podjazdu. Ale co on mógł teraz zrobić?
Zebrał się w sobie na tyle, aby dojechać do Novaka i ciężko dysząc, jechał narzuconym przez chłopaka tempem. Sięgnął po bidon z wodą, aby się polać. Trochę pomogło. Ale tylko trochę.
Castiel obejrzał się za siebie i uśmiechnął lekko, widząc, w jakim stanie jest Dean. Postanowił podmęczyć go jeszcze bardziej. Przyśpieszył nieznacznie, na co Winchester pokręcił głową, mając wrażenie, że nie da już rady. Dzielnie jednak walczył, aby utrzymać się razem z Novakiem. Castiel przyśpieszał co jakiś czas, oglądając się, czy Dean wciąż jest za nim - cały czas był.
- Został kilometr! - krzyknął im z samochodu Benny, po czym przyspieszył mocno, aby nie blokować im drogi.
Dean stanął w korby, ale jeszcze nie wyprzedził Castiela - na razie próbował jedynie wyczuć, w jakim stanie są jego nogi. Cóż... w najlepszym to one nie były, ale musiał zaatakować. Przecież nie pozwoli Castielowi wjechać na szczyt jako pierwszemu.
Po chwili Dean ruszył, jadąc najmocniej, jak tylko był teraz w stanie. Novak natychmiast ruszył za nim, na moment nawet nie puszczając koła kolegi z drużyny.
Trzysta metrów przed szczytem, Dean zaczął opadać z sił, co Castiel natychmiast wykorzystał, wyprzedzając Winchestera.
Dean momentalnie na to zareagował. Nie pozwoli mu wygrać, nie było na to nawet opcji.
Dwieście metrów dalej, Dean zebrał się w sobie po raz ostatni i przyśpieszył ile sił w nogach, ostatecznie wyprzedzając Castiela o połowę roweru.
Winchester oparł się o stojący w tym momencie na środku drogi samochód Benny'ego, wiedząc, że nie da rady zejść z roweru o własnych siłach. Novak miał ten sam problem.
Crowley i Benny wybiegli z pojazdu i pomogli im zejść. Po chwili zarówno Cas, jak i Dean, siedzieli na asfalcie, obok auta, czekając na resztę.
Benny sięgnął po butelkę wody z auta i zaczął polewać nią ich obu, za co obaj byli mu wdzięczni. Gdy tylko woda się skończyła, Dean położył się na asfalcie, modląc się o nowe płuca.
Castiel był w minimalnie lepszym stanie, ale końcówka dała mu w kość - brakowało mu nieco dynamiki, która była mocniejszą stroną Deana. Wiedział, że musi nad tym popracować, ale i tak był dumny z tego, co dziś osiągnął.
- Żyjecie? - spytał Benny.
Dean pokręcił jedynie głową. Castiel zresztą uczynił to samo. Nie byli w stanie mówić. Potrzebowali jeszcze chwili, by ochłonąć.
- Przejechaliście ostatni kilometr ze średnią trzydzieści pięć kilometrów na godzinę - poinformował ich. - Nie wiem jak to zrobiliście, bo średnie nachylenie tego odcinka to dziewięć procent, ale to dobry prognostyk.
A więc to dlatego tak umierał... Dean był w szoku jeśli chodzi o prędkość, jaką osiągnęli. Co gorsza - doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że na ostatnim kilometrze, dołożyli chłopakom dobre dwie i pół minuty. On i Castiel napędzali się nawzajem w końcówce, przekraczając granice swoich możliwości. Podejrzewał, że reszta ostatni kilometr przejedzie tempem może dwudziestu kilometrów na godzinę, a nawet jeszcze wolniej.
Dean przełamał się i wyciągnął dłoń w stronę Castiela, aby przybić z nim piątkę. Novak szybko zrozumiał o co chodzi i przybił piątkę, mimo mocnego osłabienia. Mimowolnie się uśmiechnął i zobaczył, że Dean też się uśmiecha.
- Razem rozwalimy konkurencję, młody - stwierdził Dean, uśmiechając się i dysząc jednocześnie. Nagle chciał jeździć z tym chłopakiem w jednej drużynie. Po tym co zobaczył? Wystarczy wywalczyć pozycję lidera na Tour i wygraną ma w kieszeni. Taki pomocnik jak Castiel to skarb, na który nie stać większości drużyn z najwyższej dywizji.
Castiel uśmiechnął się na te słowa Deana, ale nic nie odpowiedział, bo i nie wiedział co. Jedyne, co teraz miał w głowie to to, że właśnie zyskał akceptację Deana i widocznie mu zaimponował. Może naprawdę dadzą radę się dogadać?
- Esteban... osiem minut i dwanaście sekund - odezwał się nagle Benny, bo dopiero teraz na szczyt wjechał trzeci kolarz. W oddali było już widać kończącego podjazd Adama. - Adam... dziewięć minut i trzy sekundy - oznajmił Benny, kiedy Milligan przejechał linię prowizorycznej mety.
Piąty dojechał Mick ze stratą trzynastu minut i sześciu sekund.
Szósty był Kevin, który stracił czternaście minut i pięćdziesiąt osiem sekund.
Siódmy z kolei dojechał Balthazar, który jednocześnie był pierwszym, spośród tych, którzy nie zmieścili się w wyznaczonym limicie czasu - jego strata wynosiła szesnaście minut i dwadzieścia jeden sekund.
- Ile?! - spytał zszokowany Balthazar. Podjeżdżał ten podjazd sporo szybciej niż rok temu, a w zeszłym roku stracił do Deana ledwie sześć minut.
- Widzę, że możesz jeszcze mówić, więc mogłeś pojechać mocniej - zauważył Benny. - Pretensje możesz mieć tylko i wyłącznie do siebie.
Kolejny kwadrans później wszyscy byli już na szczycie, więc ruszyli w drogę powrotną do hotelu. Tym razem auto jechało za nimi, aby ułatwić im jazdę - na krętych zjazdach rower był jednak szybszy niż samochód.
Dean narzucał tempo zjazdu. Tuż za nim jechał Cas, podglądając od starszego kolegi nieco techniki, którą od razu starał się wykorzystywać, aby ją przećwiczyć. Spojrzał na licznik i ujrzał na nim prędkość przekraczającą osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Starał się nie myśleć o tym, że jeśli cokolwiek stanie się na takiej prędkości, w najlepszym wypadku skończy się na kilku złamaniach i po prostu jechać za Deanem.
Kiedy wrócili pod hotel i zapakowali rowery do auta serwisowego, Benny podszedł do chłopaków i spojrzał na zegarek, aby upewnić się co do godziny.
- Mamy czternastą - powiedział, patrząc po swoich zawodnikach. - Na piętnastą mamy obiad. O siedemnastej drugi trening. Dean, Castiel, Esteban, Adam, Mick i Kevin jadą godzinny rozjazd ze mną, reszta jedzie sześćdziesiąt kilometrów z Crowleyem.
- Dobrze, że nie sto - burknął Balthazar, wciąż zirytowany tym, ile czasu stracił do prowadzącej dwójki.
- Miało być sto, ale widząc w jakim stanie co poniektórzy z was kończyli podjazd, wolę nie przesadzać pierwszego dnia. Kolacja na dwudziestą. Po kolacji ognisko integracyjne, abyście lepiej poznali się w nowym składzie. Musicie się znać i ufać sobie wzajemnie, jeśli myślicie o współpracy drużynowej na najwyższym poziomie. A teraz lećcie pod prysznice.
Wszyscy, oprócz Adama, który postanowił porozmawiać z Crowleyem o zmianie zakwaterowania, ruszyli do swoich pokoi.
Dean przepuścił Castiela w drzwiach i spojrzał na chłopaka z aprobatą.
- Spisałeś się dzisiaj - pochwalił go.
- Dwudziestu zawodników robi przez nas dodatkowy trening - stwierdził Novak, widocznie czując się winny.
- Benny wie, co robi. Faktycznie stracili dużo, muszą mieć wyższą formę. Dodatkowy trening może im jedynie pomóc.
- Może masz rację - westchnął Castiel, padając na łóżko. - Cóż, są też plusy dzisiejszego treningu.
- Co dokładnie masz na myśli? - spytał Dean, marszcząc brwi.
- Balthazar był siódmy. Będziemy mieli od niego spokój w Argentynie.
Dean zaśmiał się cicho.
- To zdecydowanie plus - przyznał. - A teraz poważne pytanie: kto pierwszy idzie pod prysznic?
N/A
Rozdział trochę bardzo kolarski, więc mam nadzieję, że niczego nie pominęłam w słowniczku i wszystko jest zrozumiałe. Jeśli czegoś nie rozumiecie - pytajcie.
No i mamy lekki przełom ze strony Deana... 😏👏🏻
*kolejna fikcyjna drużyna...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro