48. Chcę tylko, żeby był szczęśliwy
Cas zastał Deana w kuchni, prawie że pijanego. Do utraty przytomności od ilości alkoholu co prawda sporo mu brakowało, ale trzeźwy to on nie był - raczej był lekko podpity. Podbiegł do niego i chwycił za ramiona, patrząc w oczy z troską.
- Dean?
Winchester spojrzał na niego półprzytomnie i po prostu wtulił głowę w jego ramię.
Novaka zaskoczyło to lekko, ale objął swojego chłopaka, przyciągając go mocno do siebie. Nie chciał, aby Dean cierpiał. Nie przez to, że go pokochał.
- Cas, ja chyba nie chcę dzieci - powiedział cicho.
- Dopiero co narzekałeś, że nie zdecydujemy się na dziecko przed końcem kariery - zauważył Cas, marszcząc brwi. Nie ukrywał, że to wyznanie Deana dość mocno go zaskoczyło, a wręcz zszokowało.
- Ale ja nie chcę być taki jak on - wypalił Winchester. - Nie chcę być jak mój ojciec...
- Hej - powiedział łagodnie Cas, próbując go uspokoić. - Nie myśl tak nawet. Jesteś lepszym człowiekiem niż on, kochanie.
Dean wtulił się mocniej w swojego chłopaka i starał się opanować, korzystając z jego bliskości. Stali tak przez kilka minut, aż z Winchester chociaż po części się uspokoił.
- Lepiej, kochanie? - spytał z troską Cas, a Dean przytaknął lekko.
Po chwili w kuchni pojawił się Esteban.
- Chłopaki, lecę coś zjeść na miasto. Idziecie ze mną?
Winchester musiał przyznać, że to dobry pomysł, jako że nie chciało mu się gotować, a dochodziła dopiero ósma wieczorem i wypadałoby jednak coś zjeść.
- Daj nam kilka minut - poprosił.
- Spoko, poczekam - odparł Kolumbijczyk, ruszając w stronę salonu, aby rozłożyć się na kanapie, gdzie w spokoju mógłby na nich poczekać.
Dean stał wtulony w Casa jeszcze chwilę, po czym się odsunął.
- Idę się ogarnąć, zaraz wracam - poinformował.
- Dobrze - odparł Novak, a gdy tylko Winchester ruszył na górę, padł zrezygnowany na fotel obok kanapy, na której leżał Esteban.
- Co z nim? - spytał Lopez, patrząc na młodszego kolegę.
Cas pokręcił głową.
- Słabo. Uderzyło to w niego.
- Brak akceptacji ze strony najbliższych zawsze tak wpływa - westchnął smutno Esteban. - On teraz kogoś potrzebuje.
- I dlatego staram się być przy nim jak mogę - odparł Cas. - Jeśli będzie źle, poproszę jego mamę, żeby przyjechała na weekend.
- To może być dobry pomysł. Dean zawsze był z nią blisko.
- Prawie codziennie rozmawia z nią przez telefon.
Esteban przytaknął.
- W zeszłym roku na Tourze też tak robił. Po każdym etapie od razu do niej dzwonił.
Cas uśmiechnął się lekko.
- Jego mama jest w porządku.
- Wie o was, prawda?
Novak przytaknął.
- Tak. Chyba mnie lubi.
- Na jej miejscu też bym cię lubił. On się do tego nie przyzna, ale Dean bardzo się zmienił odkąd cię poznał. Jest mniejszym dupkiem, przestał sypiać z kim popadnie... Zmieniasz go na lepsze, Cas.
Chłopak uśmiechnął się lekko. Wiedział, że Esteban miał rację - pamiętał Deana pierwszego dnia, kiedy jechali do Santa Barbara i widział jaki Winchester jest teraz - faktycznie się zmienił. I cieszyło go to.
- Chcę tylko, żeby był szczęśliwy.
- Z tobą jest. Dlatego od razu wyczułem, że coś między wami jest. Nie zmieniłby się tak po prostu.
Cas nadal się uśmiechał.
- Gdyby ktoś podczas zgrupowania w Santa Barbara powiedział mi, że tak to się skończy, w życiu bym w to nie uwierzył. Nienawidziliśmy się z Deanem. Wiesz przecież jak było.
Esteban przytaknął.
- Zaczął się zmieniać jakoś pomiędzy zgrupowaniem, a San Luis - zauważył Kolumbijczyk. - Ale wydawało mi się to mało realne, więc to zignorowałem. Myślałem, że coś mi się po prostu wydaje. Kiedy tylko pojawiła się ta plotka, zrozumiałem, że nie jest to tylko plotka. Dlatego dzwoniłem do Deana, kiedy wyszliście z hotelu, ale nie odbierał.
- Ważne, że przyszedłeś do nas wczoraj. Naprawdę pewniej się czujemy wiedząc, że ktoś faktycznie nas wspiera.
- Czemu miałbym nie? Tak mnie wychowano, Cas. To, co was łączy nie jest niczym złym i nikt nie powinien się w to mieszać. Jesteście szczęśliwi, nikogo nie krzywdzicie, co komu do tego?
- Wielu ma z tym problem.
- A niech się chrzanią.
- Kto ma się chrzanić? - spytał Dean, który właśnie wrócił na dół, gotowy do wyjścia.
- Crowley, Balthazar i reszta debili, którzy mają do was problem z twoim ojcem na czele.
Winchester uśmiechnął się krzywo.
- Idziemy? - zmienił szybko temat, bo naprawdę nie chciał o tym rozmawiać. - Proponuję pizzę - zaproponował.
- Boże, tak! - Esteban niemal krzyknął. - Pizza to najlepsze, co ludzkość wymyśliła.
Cas zaśmiał się cicho na reakcję kolegi.
- Więc pizza - zgodził się Novak i nagle, mimo tej nieprzyjemnej sytuacji z Johnem Winchesterem, a wcześniej Crowleyem, poczuł, że wszystko się ułoży.
N/A
Okej, patrząc na czas. Dziś jeszcze 3-4 rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro