Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

47. Wynoś się

Dean wziął głęboki oddech i powolnym krokiem wszedł do pokoju, który zajął jego ojciec.

- Tato, musimy porozmawiać.

Mężczyzna przerwał przepakowywanie ubrań z walizki do szafy i spojrzał na syna, który stał teraz przed nim z oczami zaczerwienionymi od płaczu. 

Mięczak - pomyślał.

- O czym niby? - spytał, patrząc na syna z pogardą.

- Nie pojadę z tobą na żadną terapię - zadeklarował.

John parsknął.

- Bo co? Jesteś taki pewien, że jesteś hetero? Jakoś ci nie wierzę po tym, co dziś tu widziałem.

Dean przełknął ciężko.

- W tym rzecz, że jestem pewien, że nie jestem. Byłem u seksuologa, aby się upe... - przerwał, czując dłoń ojca na swojej szyi i ścianę na swoich plecach. Jego własny ojciec właśnie popchnął go na ścianę, jakby byli wrogami. Dobrze, że nie uderzył głową...

- Ty sobie kpisz ze mnie, gówniarzu?! - warknął John, piorunując syna wzrokiem. - Jesteś pedałem?!

- Jestem biseksualny, tato.

- Jesteś chory, Dean. Pozwól sobie pomóc. Widziałeś jak ludzie reagują na plotkę. Co będzie jak dowiedzą się, że to prawda? Pozwól sobie pomóc ze względu na siebie i swoją karierę...

Dean odepchnął ojca, starając się ukryć wszystkie emocje, które teraz aż rozrywały go od środka. Nie mógł jednak pokazać, że bolała go ta sytuacja. Nie przy nim.

- To nie jest choroba, tato i nie próbuj mi tego wmawiać - powiedział ostro chłopak. - Kocham Casa i nie zmienisz tego. Nie zmienisz tego, kim jestem i kogo kocham. Pogódź się z tym.

Mężczyzna parsknął i spojrzał na syna z pogardą, nienawiścią. Zawiódł się na nim.

- I mam ci tak po prostu pozwolić zniszczyć sobie życie?

- Mama zna Casa, wie o nas i go akceptuje - poinformował go Dean. - Naprawdę myślisz, że wciąż będzie chciała dawać ci drugą szansę, kiedy dowie się, że tylko udajesz, że akceptujesz Sama i nadal jesteś tym samym homofobicznym dupkiem, który wyrzucił własnego syna z domu?

John parsknął po raz kolejny i spojrzał wściekle na syna.

- Zamierzasz mnie szantażować?!

- Zamierzam być z nią szczery. Homoseksualizmu, ani biseksualizmu się nie leczy, ale homofobię już tak. Wystarczy się doedukować, tato. 

- A rodzina?! Nie chcesz założyć normalnej rodziny?! Nie chcesz mieć dzieci?!

- Założę rodzinę. Z Casem. A co do dzieci... albo adoptujemy, albo skorzystamy z usług surogatki. 

John spojrzał na syna niedowierzając w to, co właśnie usłyszał. Miał nadzieję, że skoro Dean serio musi być z tym chłopakiem, to jest to jedynie tymczasowe. A ze słów jego syna wynikało, że wiąże przyszłość z tym całym Novakiem. Nie mógł tego znieść.

- Ty naprawdę myślisz o tym poważnie?!

- Powinieneś się cieszyć, że się ustabilizowałem i nie zaliczam już każdej pierwszej lepszej dziewczyny.

- Wolałbym syna kobieciarza niż syna geja!

- Jestem bi, nie gejem.

- Naprawdę myślisz, że robi mi to różnicę?! Pieprzenie się z chłopakami, to pieprzenie się z chłopakami, Dean. To nienaturalne, niemęskie...

- Nienaturalne?! Powiedz to zwierzętom. Niemęskie?! Powiedz to starożytnym Grekom, bo nawet oni byli mądrzejsi od ciebie i wiedzieli, że to nic złego!

John naprawdę nie mógł uwierzył własnym uszom. Owszem, nie zawsze dogadywali się z Deanem, ale syn nigdy do niego nie pyskował. Nigdy nie podważał jego autorytetu. On momentu, w którym wyrzucił swojego młodszego syna z domu, stracił też tego starszego. A Adam? On nawet nie chciał go poznać. Z trzech synów nie miał żadnego, z którego byłby dumny i miałby z nim dobre relacje. Wykańczało go to. Co robił nie tak? Gdzie popełnił błąd przy wychowaniu Sama i Deana, że obaj woleli wiązać się z chłopakami niż dziewczynami jak normalni chłopcy w ich wieku?!

- Zgrywasz takiego mądrego, a ledwo szkołę skończyłeś - przypomniał John. - Na studia pewnie nigdy nie pójdziesz...

- Bo ty jesteś taki mądry, bo skończyłeś studia?! Błagam cię.

- Nie, nie jestem mądry - przyznał. -  Jestem idiotą, bo cię posłuchałem. Od początku mówiłem, że ten sport jest dla pedałów i proszę: mój pierworodny syn stał się jednym z nich i nawet nie pozwala sobie pomóc!

- Twój pierworodny syn poradzi sobie bez ciebie - parsknął Dean. - Wynoś się z mojego domu.

- Słucham?!

- Tak jak słyszysz. To mój dom i mieszkam tu ze swoim chłopakiem. Jeśli masz z tym problem, wynoś się stąd.

John parsknął i odepchnął syna.

- Pójdę z tym do mediów, kiedy nadejdzie pora - ostrzegł go.

- Myślisz, że z mamą nie połapiemy się, że to ty?! Wynoś się z mojego domu w tym momencie!

- Samolot mam najwcześniej jutro.

Dean parsknął i wyjął portfel ze spodni, po czym wcisnął ojcu sto euro.

- Masz na hotel, a teraz zabieraj swoje rzeczy i się wynoś, do jasnej cholery! Masz dziesięć minut, a potem dzwonię na policję.

Po tych słowach Dean wyszedł z pokoju i ruszył w stronę kuchni. Wyjął butelkę szkockiej i szklankę, nalał whisky i zaczął pić. Potrzebował się uspokoić. I to szybko, bo nie chciał dać upustu emocjom, zanim jego ojciec opuści próg jego domu. Nie chciał okazywać przy nim słabości. Ani teraz, ani już nigdy.

N/A

Krótki rozdział na rozbudzenie. Dzień dobry!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro