47. Wynoś się
Dean wziął głęboki oddech i powolnym krokiem wszedł do pokoju, który zajął jego ojciec.
- Tato, musimy porozmawiać.
Mężczyzna przerwał przepakowywanie ubrań z walizki do szafy i spojrzał na syna, który stał teraz przed nim z oczami zaczerwienionymi od płaczu.
Mięczak - pomyślał.
- O czym niby? - spytał, patrząc na syna z pogardą.
- Nie pojadę z tobą na żadną terapię - zadeklarował.
John parsknął.
- Bo co? Jesteś taki pewien, że jesteś hetero? Jakoś ci nie wierzę po tym, co dziś tu widziałem.
Dean przełknął ciężko.
- W tym rzecz, że jestem pewien, że nie jestem. Byłem u seksuologa, aby się upe... - przerwał, czując dłoń ojca na swojej szyi i ścianę na swoich plecach. Jego własny ojciec właśnie popchnął go na ścianę, jakby byli wrogami. Dobrze, że nie uderzył głową...
- Ty sobie kpisz ze mnie, gówniarzu?! - warknął John, piorunując syna wzrokiem. - Jesteś pedałem?!
- Jestem biseksualny, tato.
- Jesteś chory, Dean. Pozwól sobie pomóc. Widziałeś jak ludzie reagują na plotkę. Co będzie jak dowiedzą się, że to prawda? Pozwól sobie pomóc ze względu na siebie i swoją karierę...
Dean odepchnął ojca, starając się ukryć wszystkie emocje, które teraz aż rozrywały go od środka. Nie mógł jednak pokazać, że bolała go ta sytuacja. Nie przy nim.
- To nie jest choroba, tato i nie próbuj mi tego wmawiać - powiedział ostro chłopak. - Kocham Casa i nie zmienisz tego. Nie zmienisz tego, kim jestem i kogo kocham. Pogódź się z tym.
Mężczyzna parsknął i spojrzał na syna z pogardą, nienawiścią. Zawiódł się na nim.
- I mam ci tak po prostu pozwolić zniszczyć sobie życie?
- Mama zna Casa, wie o nas i go akceptuje - poinformował go Dean. - Naprawdę myślisz, że wciąż będzie chciała dawać ci drugą szansę, kiedy dowie się, że tylko udajesz, że akceptujesz Sama i nadal jesteś tym samym homofobicznym dupkiem, który wyrzucił własnego syna z domu?
John parsknął po raz kolejny i spojrzał wściekle na syna.
- Zamierzasz mnie szantażować?!
- Zamierzam być z nią szczery. Homoseksualizmu, ani biseksualizmu się nie leczy, ale homofobię już tak. Wystarczy się doedukować, tato.
- A rodzina?! Nie chcesz założyć normalnej rodziny?! Nie chcesz mieć dzieci?!
- Założę rodzinę. Z Casem. A co do dzieci... albo adoptujemy, albo skorzystamy z usług surogatki.
John spojrzał na syna niedowierzając w to, co właśnie usłyszał. Miał nadzieję, że skoro Dean serio musi być z tym chłopakiem, to jest to jedynie tymczasowe. A ze słów jego syna wynikało, że wiąże przyszłość z tym całym Novakiem. Nie mógł tego znieść.
- Ty naprawdę myślisz o tym poważnie?!
- Powinieneś się cieszyć, że się ustabilizowałem i nie zaliczam już każdej pierwszej lepszej dziewczyny.
- Wolałbym syna kobieciarza niż syna geja!
- Jestem bi, nie gejem.
- Naprawdę myślisz, że robi mi to różnicę?! Pieprzenie się z chłopakami, to pieprzenie się z chłopakami, Dean. To nienaturalne, niemęskie...
- Nienaturalne?! Powiedz to zwierzętom. Niemęskie?! Powiedz to starożytnym Grekom, bo nawet oni byli mądrzejsi od ciebie i wiedzieli, że to nic złego!
John naprawdę nie mógł uwierzył własnym uszom. Owszem, nie zawsze dogadywali się z Deanem, ale syn nigdy do niego nie pyskował. Nigdy nie podważał jego autorytetu. On momentu, w którym wyrzucił swojego młodszego syna z domu, stracił też tego starszego. A Adam? On nawet nie chciał go poznać. Z trzech synów nie miał żadnego, z którego byłby dumny i miałby z nim dobre relacje. Wykańczało go to. Co robił nie tak? Gdzie popełnił błąd przy wychowaniu Sama i Deana, że obaj woleli wiązać się z chłopakami niż dziewczynami jak normalni chłopcy w ich wieku?!
- Zgrywasz takiego mądrego, a ledwo szkołę skończyłeś - przypomniał John. - Na studia pewnie nigdy nie pójdziesz...
- Bo ty jesteś taki mądry, bo skończyłeś studia?! Błagam cię.
- Nie, nie jestem mądry - przyznał. - Jestem idiotą, bo cię posłuchałem. Od początku mówiłem, że ten sport jest dla pedałów i proszę: mój pierworodny syn stał się jednym z nich i nawet nie pozwala sobie pomóc!
- Twój pierworodny syn poradzi sobie bez ciebie - parsknął Dean. - Wynoś się z mojego domu.
- Słucham?!
- Tak jak słyszysz. To mój dom i mieszkam tu ze swoim chłopakiem. Jeśli masz z tym problem, wynoś się stąd.
John parsknął i odepchnął syna.
- Pójdę z tym do mediów, kiedy nadejdzie pora - ostrzegł go.
- Myślisz, że z mamą nie połapiemy się, że to ty?! Wynoś się z mojego domu w tym momencie!
- Samolot mam najwcześniej jutro.
Dean parsknął i wyjął portfel ze spodni, po czym wcisnął ojcu sto euro.
- Masz na hotel, a teraz zabieraj swoje rzeczy i się wynoś, do jasnej cholery! Masz dziesięć minut, a potem dzwonię na policję.
Po tych słowach Dean wyszedł z pokoju i ruszył w stronę kuchni. Wyjął butelkę szkockiej i szklankę, nalał whisky i zaczął pić. Potrzebował się uspokoić. I to szybko, bo nie chciał dać upustu emocjom, zanim jego ojciec opuści próg jego domu. Nie chciał okazywać przy nim słabości. Ani teraz, ani już nigdy.
N/A
Krótki rozdział na rozbudzenie. Dzień dobry!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro