46. Boisz się mnie
Dean był spięty. Naprawdę miał nadzieję, że po powrocie do domu będzie mógł po prostu pobyć sam na sam z Casem i zrelaksować się przed kolejnymi wyścigami. Nic bardziej mylnego.
- Który to twój pokój? - spytał John, jakby chcąc się upewnić, że jego syn nie sypia z Novakiem, do którego wciąż nie odezwał się nawet słowem.
- Ten - odpowiedział Dean, wskazując na drzwi swojego pokoju.
- A jego? - spytał, wskazując na Casa.
- Tamten - odparł, wskazując na drzwi starego pokoju swojego chłopaka.
John ruszył w tamtą stronę i zobaczył idealnie przygotowany, czysty i podejrzanie pusty pokój. Wszedł do środka i zobaczył, że szafki są puste.
- Masz mnie za idiotę?! - warknął. - Sypiasz z nim?! - wydarł się, znowu wskazując na Casa.
- Nie - zaprzeczył spanikowany Dean.
Cas i Esteban widzieli to, ale obaj bali się cokolwiek zrobić. Stali jakby sparaliżowani. Nigdy nie widzieli Deana tak przerażonego.
- Więc wyjaśnisz mi, czemu jego rzekoma sypialnia jest całkiem pusta, jakby nikt tu nie mieszkał?!
- Nie brałem tu wielu rzeczy - wtrącił Cas. - Wszystko mam w torbie. To dlatego.
- Czyżby?! - wydarł się, ruszając w stronę pokoju Deana i dobierając do szafy, wyrzucają z niej ubrania Casa. - To nie są ciuchy mojego syna! Powtarzam: macie mnie za idiotę?!
- Tato, to nie tak...
- A jak?! - warknął, patrząc na Deana tak, jakby miał ochotę go zabić.
- Przyjechali rodzice Casa, mama, znajomi... było za mało pokoi, więc Cas przeniósł się do mnie. Potem jakoś się przyzwyczailiśmy, a że było blisko wyścigu, uznaliśmy, że nie ma sensu teraz tego przenosić i...
- Deanie Winchester!
- Zapytaj o to mamy!
- Boisz się mnie - zauważył John. - Skrzywdziłem cię kiedyś?
- Bezpośrednio nie. Ale wyrzuciłeś Sammy'ego...
- Zasłużył na ulicę tym swoim spedaleniem! I przysięgam na Boga, że jeśli okaże się, że jesteś taki jak on, to cię zniszczę, Dean!
- Przepraszam, że się wtrącę - zaczął Esteban. - Nie wiem w jakiego Boga pan wierzy, ale mój Bóg nakazuje miłować wszystkich. A pan aktualnie zastrasza swojego syna...
- Nie bałby się, gdyby nie miał nic do ukrycia - parsknął John. - Więc słucham po raz ostatni. Chcesz być moim synem czy nie, Dean?!
Dean zaczął się lekko trząść z emocji. Przerażało go to. A najgorsze było to, że musiał skłamać.
- Chcę - powiedział cicho.
- Świetnie. Po kolejnym wyścigu wracasz ze mną do Stanów i zapisujesz się na terapię.
- Jaką terapię?!
- Leczenia pedalstwa. Chcę mieć pewność, że jesteś zdrowy.
- Tato, ja muszę trenować...
- I pieprzyć się z kolegą z drużyny?! - warknął, po czym uderzył Deana w twarz, nie zważając na to, że są tu Cas i Esteban. - Żadne słowa nie opiszą tego, jak bardzo się na tobie zawiodłem.
- Żadne nie opiszą tego, jak bardzo cię teraz nienawidzę - powiedział łamiącym się głosem Dean, po czym rzucił się biegiem w stronę łazienki i zamknął tam.
Cas przełknął ciężko. Chciałby za nim pobiec, ale za bardzo się bał. Teraz już rozumiał wszystkie emocje Deana podczas rozmowy telefonicznej z ojcem w Santa Barbara, jego zmiany nastroju po rozmowach z ojcem, obawy... Nie wyobrażał sobie jak bardzo musiało być mu ciężko, aby mieć takiego ojca. I cholernie żałował, że nie ma jak obronić przed nim Deana.
- Któryś z was ma mi coś do powiedzenia?! - warknął John, widząc zmieszanie Estebana i Castiela. - Słucham!
Obaj zgodnie pokręcili głowami. Zdawali sobie sprawę, że jeśli ktoś tutaj ma wyznać prawdę, to będzie to właśnie Dean. To nie było ich zadanie.
- Świetnie - parsknął John. - Przyprowadźcie tą ciotę do mnie, jak łaskawie wyjdzie. Muszę z nim porozmawiać na osobności jak ojciec z synem.
- Jak może pan tak mówić o własnym synu? - spytał, nie mogący tego pojąć, Cas.
- To mój syn i mogę o nim mówić jak mi się żywnie podoba. A waszej dwójce radzę się nie wtrącać. Szczególnie tobie, zboczeńcu - dodał, wskazując na Novaka, po czym ruszył w stronę wolnego pokoju.
Gdy tylko John Winchester zniknął im z pola widzenia, Cas ruszył w stronę łazienki i zapukał delikatnie w drzwi.
- Dean, to ja, otwórz, proszę - powiedział błagalnie.
Winchester niechętnie, ale otworzył drzwi, wpuszczając Casa do środka i zamykając drzwi zaraz za nim. Gdy tylko przekręcił zamek, poczuł oplatające go ramiona Novaka, w które wtulił się ufnie i zaczął płakać.
- Shhh - powiedział cicho Cas, gładząc go po ramieniu. - Jestem tu, kochanie. Jestem tu przy tobie.
- Nie chciałem, żebyście to widzieli...
- Zawsze taki był?
- Tylko jeśli chodzi o orientację.
- Nie da ci spokoju jak powiesz mu o nas? Nie powie, że się zawiódł i nie zniknie z naszego życia?
- Cas, to nie jest takie proste.
- Czemu nie?
- Bo on pójdzie z tym do mediów, aby mnie zniszczyć. Jest zawistny. Przez niego wrzucili Sama i Gabriela ze szkoły krótko przed jej końcem. Nie chcę, abyś oberwał za to, że mnie kochasz.
- Dean, poradzę sobie - zapewnił go. - Cokolwiek się nie stanie, będę cię wspierał. Ale nie mogę patrzeć na to, jak dajesz sobą pomiatać. Proszę, powiedz mu.
- Pójdzie do mediów, zniszczy nam kariery.
- Wtedy powiemy, że mści się za Sama, zaprzeczymy. Damy radę, skarbie. Słyszałeś co mówił, chce cię zaciągnąć na jakąś terapię. Tam dopiero cię zniszczą, wiem co tam się dzieje. Nie możesz się na to zgodzić. Proszę, błagam.
Dean przymknął oczy. Bał się. Cholernie się bał, ale wiedział, że Cas ma rację. Musi wyznać ojcu prawdę. Inaczej będzie tylko gorzej.
- W porządku, powiem mu - zadeklarował.
- Dziękuję - odparł Cas, oddychając z ulgą, przyciągając Deana mocniej do siebie i muskając go delikatnie w szyję. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, Cas.
Tulili się tak przez chwilę, zanim Dean poczuł się chociażby w najmniejszym stopniu gotowy na rozmowę z ojcem.
- Dobra, idę do niego - stwierdził, jednak Novak go zatrzymał.
- Teraz? - spytał zdezorientowany.
- W lepszym stanie już nie będę. Teraz albo nigdy.
Cas skinął głową i spojrzał na niego z troską.
- Iść z tobą?
Dean pokręcił głową.
- Boję się, że cię skrzywdzi. Schowaj się gdzieś najlepiej, proszę.
- Nie chcę puszczać cię samego - powiedział z troską Cas.
- Wiem, kochanie - odparł cicho Dean. - Ale tę walkę muszę stoczyć sam.
Cas schował głowę w jego ramię i po chwili skinął słabo głową.
- Dobrze - zgodził się niechętnie. - Ale proszę, uważaj na siebie i nie pozwól mu się tak traktować. Nie może tobą pomiatać.
- Spróbuję - odparł, po czym ruszył w stronę drzwi, aby raz na zawsze zakończyć ten rozdział w swoim życiu. Rozdział, w którym pozwala ojcu sobą pomiatać. Przecież był silny. I właśnie to musiał mu pokazać. Szybko też zrozumiał, że ma kartę przetargową w postaci swojej mamy. Nie chciał grać w ten sposób, lecz jeśli będzie to jedyny sposób, aby mieć spokój, niestety, ale będzie musiał ją wykorzystać.
Wziął głęboki oddech.
Pora, aby stanąć oko w oko ze swoimi największymi lękami.
N/A
Każdy kocha cliffhangery...
Kolejny rozdział już jutro, prawdopodobnie we wczesnych godzinach (przed 15).
Dobranoc!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro