43. Konsekwencje szarży, czyli Paryż-Nicea: Etap 7
Na starcie już nie padało, a wręcz lało. Deszcz był taki mocny, że widoczność była ograniczona do kilku metrów. Nie zapowiadało to niczego dobrego.
Na szczęście Deanowi udało się znaleźć Leona.
- O, cześć - rzucił Jansen, widząc podchodzącego do niego chłopaka. - Jak sytuacja?
- Możemy porozmawiać? - spytał nieco nieśmiało Dean.
- Rozmawiamy - zauważył Leon.
- Na osobności - poprosił.
- Okej... - powiedział niepewnie, otwierając przednie drzwi samochodu technicznego od strony pasażera. - Wskakuj.
Dean wsiadł do samochodu, po chwili wsiadł do niego tez Leon, siadając na miejscu kierowcy.
- Widziałem na Twitterze co się dzieje - zaczął Leon. - Domyślam się, że jesteś tu po to.
Dean pokiwał głową.
- Tak. Nie wiem czy mam zaprzeczać czy wyznać prawdę...
- Czemu w ogóle myślisz, że musisz cokolwiek mówić? - spytał Jansen. - Nie musisz pisać żadnego oświadczenia, jeśli tak myślisz. Jeśli ktoś cię zapyta, nie odpowiadaj wprost, unikaj odpowiedzi, zmieniaj temat rozmowy. Z czasem samo ucichnie.
- Tak myślisz? - spytał Dean, patrząc na niego z nadzieją.
- Na pewno tak będzie dla ciebie najlepiej. Jeśli zaprzeczysz o związku z Casem i tak będą wypytywać o twoją orientację. Jeśli potwierdzisz, może się skończyć źle dla was obu. Ten sport wciąż nie jest gotowy na jawnego geja w peletonie. Może za kilka lat będzie, ale teraz jeszcze nie jest.
Dean skinął głową. Nie ukrywał, że widział w tym sens.
- Czyli nic nie mówić?
- Myślę, że tak będzie lepiej. Chciałbym pomóc wam bardziej, ale nie mogę. Jedyne co jeszcze mogę zrobić to dać ci bezpośredni kontakt do najlepszego działacza z fundacji. Zadzwonię do niego wcześniej, poinformuję, że zadzwonisz. Może zgodzi się na współpracę. Powiedziałby ci dokładniej co robić pod kątem wizerunkowym.
- Obawiam się, że to za dużo. I tak sporo nam pomagasz.
- Tak jak mówiłem wczoraj. Chcę cię w swojej drużynie w przyszłym roku. Nie będę ukrywał, że liczę na twoją lojalność za to, co stało się wczoraj i za tą rozmowę teraz, ale nie będę zawistny, jeśli podpiszesz kontrakt z kimś innym.
- Wątpię, abym gdziekolwiek miał lepsze warunki niż u was - przyznał Dean.
- Będziecie z Casem rozdzieleni na wyścigach - przypomniał. - Jeden z was pojedzie Giro jako lider i Tour w roli pomocnika, a drugi Tour jako lider i Vueltę, aby walczyć o etapy.
- Już mówiłem, że tak będzie lepiej - odparł Winchester. - Potrzebujemy czasem od siebie odpocząć, tak będzie zdrowiej dla naszego związku. Nie możemy być ze sobą dwadzieścia cztery na dobę. Wielki Tour to wyjazd na niecałe cztery tygodnie...
- Wieczór po takiej rozłące będzie bardzo romantyczny - wtrącił Leon.
- Dokładnie - odparł Dean z lekkim uśmiechem. - Poza tym Cas będzie mógł jeździć więcej na siebie, ja tak samo. Dla naszej kariery też wyjdzie to na dobre.
- Ciężko się nie zgodzić - przyznał. - Nie mamy dziś dużo czasu, musisz podpisać listę startową, a do startu niecała godzina. Dam ci numer do niego i do siebie, dobrze? Poproszę cię o telefon bliżej okna transferowego to ustalimy szczegóły twojego kontraktu i przejścia do nas Casa. Masz przy sobie telefon?
- Tak - odparł Dean, wyjmując urządzenie.
- Super, to zapisuj. Nazywa się Lars van Vries...
Ponieważ Dean znajdował się na drugim miejscu w klasyfikacji młodzieżowej, a prowadził Cas, który jechał w żółtej koszulce lidera, to Winchesterowi przypadł zaszczyt wystartowania dziś w białej koszulce. Tradycją było, że liderzy poszczególnych klasyfikacji stali na czele stawki na linii startu. Dlatego Dean i Cas stali w pierwszej linii obok jadącego w zielonej koszulce lidera klasyfikacji punktowej (a raczej sprinterskiej) Thijsa Vissera i jadącego w białej koszulce w czerwone grochy, lidera klasyfikacji górskiej Remiego Semena, któremu ten wyścig nie szedł najlepiej (ku uciesze Deana, bo go nienawidził).
Dean i Cas starali się jak mogli, aby wypaść dziś jak najlepiej, ale wczorajszy wieczór zrobił swoje. Deszcz nie pomagał i obaj już wiedzieli, że ich plan na dzisiaj nie dojdzie do skutku. Pierwszy miał zaatakować Cas - dla zmylenia i podmęczenia przeciwników, a gdy tylko faworyci dogoniliby Novak, zaatakować miał Dean. Gdyby dogonili Winchestera, po chwili znowu atakować miał Cas i tak do skutku. Tą samą taktykę zaproponował Crowley na odprawie przed startem. Zamiast tego, walczyli dzisiaj o przetrwanie. Ten etap to były sto osiemdziesiąt cztery kilometry czystego cierpienia.
Przestało padać około stu kilometrów po starcie, wiec Dean i Cas przekazali swoje płaszcze przeciwdeszczowe Estebanowi, który przekazał je Crowleyowi jadącemu w pierwszym samochodzie technicznym.
Czternaście kilometrów później zaczął się w miarę łagodny podjazd, jednak na tyle ciężki, aby pokazać, jak ciężki będzie ten dzień dla Casa. Ledwo jechał i Esteban z Deanem musieli go asekurować, aby nie został za główną grupą, a na zjeździe znowu przeciągnęli go na czoło peletonu.
- Nie czekaj dziś na mnie - poprosił Cas, gdy doszedł do siebie po chwilowym kryzysie. - Jedź swoje. Ja dziś nie powalczę.
- Aż tak źle? - spytał zmartwiony Dean.
- Nigdy nie jechało mi się tak ciężko. Obiecaj, że nie będziesz się na mnie oglądał.
Winchester czuł się winny. Gdyby nie jego wczorajszy pomysł, Cas na pewno skończyłby ten wyścig w czołowej dziesiątce. Miał wrażenie, że przez swoją głupią ambicję, odebrał mu szansę na dobry wynik. Miał do siebie o to pretensje.
- Dean?
- Dobrze, obiecuję - powiedział niechętnie.
Owszem, plan był taki aby dziś to on powalczył, ale Cas miał utrzymać wysokie miejsce. Nie chciał zostawiać go daleko za sobą, ale nie miał wyboru. Mógłby z nim zostać, skłamać, że też słabo się czuł - wszyscy by mu uwierzyli, ale nie Cas - zawiódłby go w ten sposób, a to ostatnia rzecz, jakiej by chciał.
Czterdzieści trzy kilometry przed metą teren znowu zaczął się delikatnie wznosić. Przez kilkanaście kilometrów nachylenie nie było duże i Cas dawał radę się trzymać. Jednak dwadzieścia osiem kilometrów przed metą droga zaczęła robić się bardziej stroma, co sprawiło, że Cas zaczął niemalże umierać na rowerze. Z trudem trzymał się w głównej grupie, spadając coraz bardziej w tył peletonu i jakoś udało mu się przetrwać do zjazdu. Na zjeździe znowu wrócił na czoło peletonu, jednak na krótko. Zjazd nie był drugi i od razu po nim rozpoczynał się finałowy, długi na aż piętnaście kilometrów podjazd.
Mick został przydzielony do pilnowania Deana, natomiast Esteban miał asekurować Casa. To spowodowało, że nie bardzo było wiadomo, kto w peletonie powinien dyktować tempo. W końcu na czoło wyszła drużyna Remoni, wysokim tempem robiąc solidną selekcję w głównej grupie, eliminując z rozgrywki większość zawodników, w tym niestety Casa.
Dean przez to całe zamieszanie jakoś nie pomyślał o tym, aby pobrać bidon jeszcze przed podjazdem. Było trzynaście kilometrów do mety, kiedy została ich jedenastka. Bidony można było pobierać dzisiaj do dziesięciu kilometrów przed metą. Winchester zjechał na tył grupy i uniósł rękę do góry na znak, że wzywa swój samochód techniczny. Nikt jednak się nie pojawił.
- Crowley, gdzie jesteś? - spytał przez radio, lekko zdyszany już Dean.
- Za Novakiem.
- Czemu nie za mną?
- Opierdoliłeś mnie za to, że nie opiekuję się liderem wyścigu to teraz to robię.
Oczywiście... Dean miał ochotę mu przyłożyć. Czego on się spodziewał?
- Pierdol się - parsknął i wyjął słuchawki z uszu, aby nie użerać się z tym idiotą.
Już miał znowu podjechać na przód grupy, walcząc nie tylko z bólem i zmęczeniem, ale też pragnieniem, kiedy usłyszał klakson i głos Leona.
- Dean!
Winchester odwrócił się i zobaczył samochód Letten Norex za wozem sędziowskim. Zrównał się z drzwiami kierowcy.
- Gdzie Crowley? - spytał Leon.
- Za Casem.
- Powinien jechać za tobą.
- Jakbym tego nie wiedział...
- Co się dzieje? Defekt?
Dean pokręcił głową.
- Wody potrzebuję. Z nerwów zapomniałem o tym i...
- Dobra, masz - stwierdził Leon, podając mu bidon.
Winchester zmarszczył brwi.
- Można tak?
- Z bidonami i odżywkami nie ma problemu. Większy problem byłby gdybyś miał problem techniczny z rowerem.
Dean nieco niepewnie wziął bidon i wsadził go do koszyka.
- Dzięki, Leon.
- Chcesz jeszcze żela czy coś?
Winchester sięgnął do kieszonki w koszulce, upewniając się czy ma tam jeszcze jednego żela.
- Mam jeszcze, ale dzięki.
- Dean, czekaj - poprosił Leon, kiedy Dean chciał odjeżdżać i dał chłopakowi jeszcze jeden bidon. - Podrzucisz Svenowi?
Winchester skinął głową.
- Spoko - odparł, przytrzymując bidon nieco dłużej, aby nabrać prędkości, wsadził do drugiego koszyka i ruszył na czoło grupy. - Sven - podsunął Bakkerowi bidon, kiedy podjechał na jego wysokość.
Sven wziął bidon od Deana, kiwając mu wdzięcznie głową i gestem pokazał mu, aby wjechał przed niego. Winchester zdziwił się nieco, ale zajął miejsce w grupie przed Holendrem i skupił się na dalszej rywalizacji, w której została już tylko dziewiątka zawodników po odbiciu dwóch zawodników, którzy pełnili dziś rolę pomocników.
Wyczucie czasu Deana było na tyle dobre, że dwa kilometry po jego powrocie do grupy, zaatakował lider Team Remoni - Ali Simsen. Za nim pojechali Pinout*, Quintana*, Landa*, Nibali*, Bakker i Dean, a niedaleko za tą grupą zostali Semen i Glush.
Dean ledwo się trzymał i co chwila oglądał się za siebie z nadzieją, że zawodnicy za nim też nie wytrzymają, aby bez problemu mógł odpuścić. Ale oni się trzymali, więc on, mimo niemiłosiernego cierpienia, też trzymał się w czołówce.
Trzy kilometry przed metą, grupa zaczęła się rwać, a Dean nie był w stanie przetrwać szarży rywali - cierpiał za wczoraj, nie tylko za słabą regenerację wieczorem, ale też za wczorajszy atak z Casem.
Odjechała trójka - Simsen, Pinout* i Quintana*, tuż za nimi jechali Nibali* i Landa*, za nimi solowo próbował gonić Bakker, a Dean został dogoniony przez Semena i Gusha, którzy nie byli zbyt chętni do współpracy z Winchesterem.
Jechali nierówno, starali się zgubić Deana, kiedy już wyszedł na czoło, nie dawali mu zmiany. A kiedy Winchester odbił mocno na bok, gwałtownie hamując, aby zejść z prowadzenia, Gush popchnął Deana, a Semen rzucił półpustym bidonem w kask Winchestera i ruszył mocno do przodu, a za nim błyskawicznie pojechał Gush.
Dean musiał nabierać prędkości od zera, więc nie dał rady za nimi pojechać, zresztą chyba nawet nie chciał. Był oszołomiony tym, co się stało i miał jedynie nadzieję, że sędziowie zareagują właściwie na tę sytuację.
Winchester jechał więc solo, starając się jechać na maksimum swoich możliwości, zachęcany przez Leona, który nie mógł go wyprzedzić, ze względu na zbyt małe różnice między faworytami i tym samym został zmuszony do jazdy za Deanem. Jansen widział to, co zrobili Remi i Frank i miał zamiar zgłosić to sędziom, jeśli ci sami nie zareagują. To była przesada.
Dean dojechał na metę ze stratą niespełna minuty, co i tak było dobrym rezultatem. Mimo to, spadł z drugiego, na piąte miejsce klasyfikacji generalnej, na pocieszenie przejmując koszulkę lidera klasyfikacji młodzieżowej. Po interwencji Leona oraz Deana i paru innych zawodników, którzy słyszeli o zaistniałej na trasie sytuacji, zdyskwalifikowano Franka Gusha i Remiego Semena, którzy zajmowali odpowiednio czwarte i trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, co sprawiło, że Dean po tym etapie ostatecznie zajmował trzecie miejsce w generalce.
Stanął na podium, aby odebrać białą koszulkę i niestety usłyszał sporo gwizdów. Co prawda po chwili zaczęły ginąć w oklaskach, ale fakt był faktem i Dean doskonale wiedział, czemu te gwizdy. I bał się, że nie ustaną tak prędko, jak jeszcze wczoraj na to liczył, miał jednak nadzieję, że wszystko uspokoi się do czasu Tour de France.
Cas stracił na tym etapie aż dwadzieścia osiem minut, przez cały finałowy podjazd pokazując Crowleyowi, aby jechał do przodu, bo tam jest Dean. Ale Crowley uparcie jechał za nim i prowadzącymi Novaka Mickiem i Estebanem. W końcu Esteban nie wytrzymał i podjechał do samochodu, drąc się na Crowleya, by jechał za Deanem. MacLeod jednak ignorował prośby swojego kolumbijskiego zawodnika, a gdy zaczęło go to ignorować, zamknął okno.
- Hijo de puta** - zaklął Esteban i wrócił do kolegów, aby pomagać Casowi niwelować stratę, co nie przynosiło zresztą zbyt wielkich rezultatów, bo Novak ledwo trzymał się na rowerze i przed metą zdążył ich dogonić jadący swoim tempem w grupetto Eliot.
Kiedy dojechali na metę, było już dawno po dekoracji i wywiadach, do których dziś zaciągnięto Deana, który podkreślał, że miał nadzieję na inny scenariusz dla drużyny na dzisiejszym etapie i że biała koszulka nie jest satysfakcjonująca. Wspomniał też o niemiłej sytuacji na podjeździe z udziałem Semena i Gusha, mówiąc, iż ma nadzieję na to, że przeproszą za swoje zachowanie, chociaż nie oczekuje tego i wyraził wdzięczność dla sędziów za ich decyzję.
Reszta drużyny zastała Deana w autobusie, gdy czekał na nich już po prysznicu, przeglądając media społecznościowe, na których znowu wywiązała się kłótnia - część popierała zachowanie Semena i Gusha, a część potępiała i stanęła po stronie Deana. Chłopak postanowił zabrać głos.
Dean Winchester
Zawsze sądziłem, że jako kolarze, darzymy się wzajemnym szacunkiem, szczególnie na trasach wyścigów. Ciężko mi zrozumieć to, co zrobili dziś @remisemen i @gushi131. Mam nadzieję, że z czasem zrozumieją swój błąd i uszanują dzisiejszą decyzję sędziów. Proszę, dbajmy wzajemnie o swoje bezpieczeństwo na trasach
Cas podszedł do Dean i przytulił go krótko.
- W porządku? - upewnił się.
Winchester skinął słabo głową.
- Nie wierzę, że Crowley nadal chce tego dupka w drużynie - parsknął Esteban.
- Są siebie warci - parsknął Dean.
- Winchester! - warknął Crowley, wchodząc do samochodu.
- Ja pierdolę... - jęknął zrezygnowany.
- Możesz mi wytłumaczyć, czemu korzystasz z pomocy innej ekipy do jasnej cholery?!
- Nie musiałbym, gdybyś za mną kurwa jechał! - krzyknął. - Leon sam zaproponował pomoc, kiedy jej potrzebowałem, a ciebie nie było. Jaki masz w tym problem?!
- Mogłeś pomyśleć o tym przed podjazdem!
- Przepraszam, że cierpiałem dziś cały etap tak bardzo, że nawet o tym nie pomyślałem!
- Było chociaż na chwilę użyć mózgu! I jeszcze sprowokowałeś Remiego! Masz pojęcie jak sponsorzy na to spojrzą?!
- W dupie mam twoich sponsorów! - wydarł się, wstając z fotela. - Obaj wiemy, że z końcem kontraktu odchodzę z tej drużyny, więc weź się ode mnie odpierdol z łaski swojej, co?! I ja go sprowokowałem?! Rzucił we mnie tym cholernym bidonem przez to, co wczoraj powiedziałeś! Jesteście siebie warci!
- Chcesz wylecieć przed końcem kontraktu?!
- Wyrzucisz go, to ja zrywam kontrakt - powiedział stanowczo Esteban.
- I ja - zaaprobował mu Mick.
- Ja też - dodał Cas.
- Ja też - odparł Eliot. - I jestem pewien, że Jack też.
- Zmówiliście się wszyscy?!
- Nie, oni po prostu widzą jak się zachowujesz - odparł Benny. - W każdej innej ekipie traktowano by ich lepiej niż u ciebie. Komu chcesz coś udowodnić, Crowley?
- Więc niech sobie idą gdzie indziej! Cas, chcesz podwyżkę, tak? Zmienimy kontrakt: więcej kasy, ale skracamy czas kontraktu na jeden rok. A potem idźcie wy sobie w cholerę!
Po tych słowach Crowley wyszedł, aby ruszyć w stronę hotelu autem technicznym. Był to jedyny przypadek na tym wyścigu, kiedy spędzili w jednym hotelu więcej niż jedną noc.
- Cas, Dean - zwrócił się do nich Benny. - Dogadaliśmy się z Charlie. My weźmiemy jeden pokój, wy zajmiecie mój. Nie chcę, żebyście byli odcięci od drużyny.
Dean spojrzał na niego wdzięcznie.
- Dziękujemy.
N/A
Dziś jeszcze 2 rozdziały, może 3. Jutro max 1.
**- przekleństwo hiszpańskie (hiszpański jest językiem urzędowym w Kolumbii obok angielskiego). Tłumaczenie na polski: sukinsyn.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro