40. Pieprz się, Crowley
- Jak to nie ma takiej rezerwacji?! - spytał po raz kolejny, zirytowany już Dean. - Pod hotelem stoją auta naszej drużyny, musi być rezerwacja.
- Proszę dać mi chwilę - poprosiła recepcjonistka. - Mogę jeszcze raz prosić nazwiska?
- Winchester i Novak - odparł Dean, próbując zachować spokój.
To musiała być jakaś pomyłka, dlatego starał się nie denerwować, bo wierzył, że sprawa się wyjaśni.
- Była rezerwacja, ale została anulowana - powiedziała recepcjonistka, a Dean zamarł.
- Co proszę?! Kiedy?
- Już sprawdzam... Pół godziny temu.
Dean przejechał dłonią po twarzy.
- Zapierdolę chuja... - zaklął pod nosem. - Dobra, zróbmy inaczej - stwierdził. - Sam zapłacę. Są jeszcze jakieś wolne pokoje?
- Niestety nie - odparła recepcjonistka. - Rezerwacja była cofnięta, więc udostępniłam już pokój komuś innemu.
Dean miał ochotę się załamać. Nagle stracił całą ochotę na jutrzejsze ściganie i generalnie ściganie kiedykolwiek. To wszystko go wykańczało. Nie spodziewał się, że Crowley może być aż takim dupkiem.
- Może mi pani powiedzieć numer pokoju Charlie Bradbury? - poprosił. - To nasza fizjoterapeutka i moja przyjaciółka.
- Sprawdzę - powiedziała recepcjonistka. - Pokój numer sto szesnaście, ale teraz powinna być na kolacji.
- Gdzie jest wydawana kolacja?
- W restauracji na dole. Za szklanymi drzwiami schodami w dół, potem w lewo i trzecie drzwi.
- Dziękuję - burknął Dean, mając dość tej całej sytuacji, a ponieważ Cas wciąż był osłabiony, poprosił go, aby tu został i sam ruszył na dół.
Zszedł do restauracji i bez problemu odnalazł ekipę i Crowleya. Miał gdzieś innych gości hotelowych i dwie inne drużyny. Był wkurzony.
Podszedł do Crowleya, stanął pół metra od niego i założył ręce na klatce piersiowej.
- Masz mi coś do powiedzenia? - spytał, niemal krzycząc. Miał dość. Cas mu tam mdlał, a ten dupek jadł sobie w najlepsze, niczym się nie przejmując.
Crowley przerwał jedzenie i nawet nie patrząc na Deana, zaczął mówić cicho i ze stoickim spokojem - zupełnie jakby nie widział problemu.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Stwierdziłeś, że jestem homofobicznym dupkiem, więc będę się zachowywał jak homofobiczny dupek.
- Dlatego zostawiłeś mnie i Casa na środku niczego, kazałeś nam dostać się do hotelu na własną rękę i anulowałeś nam rezerwację w hotelu przez co nie mamy teraz gdzie spać?!
Wszyscy spojrzeli się w ich stronę, zainteresowani tą awanturą.
- Masz dom niedaleko, radźcie sobie.
Dean parsknął.
- Cas mdleje teraz w lobby, bo nawet nie miał jak zjeść po wygraniu dla ciebie etapu do kurwy nędzy! - zaczął krzyczeć, bo już nie wytrzymał. - I ty mówisz o profesjonalizmie drużyny i awansie do Pro Touru?! Zostawiając chłopaka, który zdobył koszulkę lidera na drugim najważniejszym dla ciebie wyścigu w kalendarzu na pastwę cholernego losu?! Jesteś żałosny, Crowley! Jesteś zakompleksionym dupkiem bez serca i nikim więcej! Żal mi ciebie!
- Uważaj na słowa, Winchester - ostrzegł Crowley, wstając i stając naprzeciwko Deana.
- Potraktowałeś nas jak śmieci, więc mam prawo być wściekły!
- Sami się o to prosiliście.
Dean parsknął.
- Pieprz się, Crowley.
- Dzięki, ale samemu to żadna przyjemność, a teraz nie bardzo mam z kim. W przeciwieństwie do ciebie. Mam nadzieję, że skoro już pieprzysz się z Novakiem, to przynajmniej jesteś na dole, bo za dużo pyskujesz.
W całej restauracji zapadła głucha cisza. Dean wycofał się o krok. Miał dość. Miał cholernie dość tego dnia.
Czuł jak wszyscy się na niego patrzą, słyszą jak zaczynają szeptać. Pokręcił głową i z trudem powstrzymał łzy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo w tym momencie żałuję, że byłem wobec ciebie szczery i lojalny - powiedział cicho Dean, cofając się o kolejny krok. - Zabieram Casa i jedziemy do mnie. Nie wiem czy jutro wystartujemy, chociaż znając ciebie i tak nas wycofasz z wyścigu - parsknął, po czym wybiegł z restauracji.
- Dean! - usłyszał za sobą głos Charlie, ale zignorował to. Nie chciał z nią teraz rozmawiać. Nie chciał z nikim rozmawiać. Chciał tylko zabrać Casa ze sobą i zaopiekować się nim, a potem zasnąć i zapomnieć o tym przeklętym dniu.
Novak momentalnie przyciągnął Deana do siebie i objął go mocno, próbując go uspokoić.
- Co tam się stało? - spytał Cas.
- Proszę, chodźmy stąd - powiedział błagalnie Dean, wyrywając się z objęć Novaka, biorąc swój plecak i ruszając w stronę wyjścia.Cas wziął swoje rzeczy i ruszył za nim.
- Gdzie idziemy?
- Do mnie - odparł Dean.
- A nasze bagaże?
- Poproszę Benny'ego lub Charlie, żeby nam je rano podwieźli. Najważniejsze rzeczy mamy u mnie, więc sobie poradzimy - odparł, po czym podszedł do pierwszej lepszej taksówki. - Jest pan wolny? - spytał po francusku.
- Tak - odparł taksówkarz.
Dean podał mu swój adres, pytając czy może ich tam zawieść, a gdy mężczyzna się zgodził, wsiedli do taksówki i ruszyli w stronę domu.
Winchester ujrzał w lusterku biegnącą w ich stronę Charlie, ale niczego sobie z tego nie zrobił. Wiedział, że przyjaciółka będzie na niego zła, ale on naprawdę nie chciał teraz z nią rozmawiać - nie miał na to czasu, ani siły. Potrzebował odpocząć od tego wszystkiego. Chciał już po prostu wrócić do domu.
Położył głowę na ramieniu Casa i pozwolił łzom płynąć. Czuł się słaby, bezwartościowy. Ten sport niegdyś był dla niego wszystkim, a teraz? Nawet nie miał ochoty wsiadać jutro na rower.
- Shhh - powiedział cicho Cas. - Chcesz powiedzieć co tam się stało?
- Powiedział o nas - wyszeptał Dean, bo nawet nie było go stać na głośniejsze mówienie. - Przy wszystkich. Wie cała drużyna, wiedzą Maertens-Can i Team Rallen. Oprócz tego jakieś przypadkowe osoby i... ja mam dość, Cas.
- Jak to powiedział wszystkim?! - spytał zszokowany Novak.
- Jego pytaj! - krzyknął załamany w jego ramię.
Cas przytulił go mocniej i pocałował po głowie, gładząc po plecach.
- Poradzimy sobie - zapewnił go. - Cokolwiek się nie stanie, poradzimy sobie.
N/A
Okej, próbuję z jeszcze jednym rozdziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro