Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. Pieprz się, Crowley

- Jak to nie ma takiej rezerwacji?! - spytał po raz kolejny, zirytowany już Dean. - Pod hotelem stoją auta naszej drużyny, musi być rezerwacja.

- Proszę dać mi chwilę - poprosiła recepcjonistka. - Mogę jeszcze raz prosić nazwiska?

- Winchester i Novak - odparł Dean, próbując zachować spokój.

To musiała być jakaś pomyłka, dlatego starał się nie denerwować, bo wierzył, że sprawa się wyjaśni.

- Była rezerwacja, ale została anulowana - powiedziała recepcjonistka, a Dean zamarł.

- Co proszę?! Kiedy?

- Już sprawdzam... Pół godziny temu.

Dean przejechał dłonią po twarzy.

- Zapierdolę chuja... - zaklął pod nosem. - Dobra, zróbmy inaczej - stwierdził. - Sam zapłacę. Są jeszcze jakieś wolne pokoje?

- Niestety nie - odparła recepcjonistka. - Rezerwacja była cofnięta, więc udostępniłam już pokój komuś innemu.

Dean miał ochotę się załamać. Nagle stracił całą ochotę na jutrzejsze ściganie i generalnie ściganie kiedykolwiek. To wszystko go wykańczało. Nie spodziewał się, że Crowley może być aż takim dupkiem. 

- Może mi pani powiedzieć numer pokoju Charlie Bradbury? - poprosił. - To nasza fizjoterapeutka i moja przyjaciółka.

- Sprawdzę - powiedziała recepcjonistka. - Pokój numer sto szesnaście, ale teraz powinna być na kolacji.

- Gdzie jest wydawana kolacja?

- W restauracji na dole. Za szklanymi drzwiami schodami w dół, potem w lewo i trzecie drzwi.

- Dziękuję - burknął Dean, mając dość tej całej sytuacji, a ponieważ Cas wciąż był osłabiony, poprosił go, aby tu został i sam ruszył na dół.

Zszedł do restauracji i bez problemu odnalazł ekipę i Crowleya. Miał gdzieś innych gości hotelowych i dwie inne drużyny. Był wkurzony.

Podszedł do Crowleya, stanął pół metra od niego i założył ręce na klatce piersiowej.

- Masz mi coś do powiedzenia? - spytał, niemal krzycząc. Miał dość. Cas mu tam mdlał, a ten dupek jadł sobie w najlepsze, niczym się nie przejmując.

Crowley przerwał jedzenie i nawet nie patrząc na Deana, zaczął mówić cicho i ze stoickim spokojem - zupełnie jakby nie widział problemu.

- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Stwierdziłeś, że jestem homofobicznym dupkiem, więc będę się zachowywał jak homofobiczny dupek.

- Dlatego zostawiłeś mnie i Casa na środku niczego, kazałeś nam dostać się do hotelu na własną rękę i anulowałeś nam rezerwację w hotelu przez co nie mamy teraz gdzie spać?!

Wszyscy spojrzeli się w ich stronę, zainteresowani tą awanturą.

- Masz dom niedaleko, radźcie sobie.

Dean parsknął.

- Cas mdleje teraz w lobby, bo nawet nie miał jak zjeść po wygraniu dla ciebie etapu do kurwy nędzy! - zaczął krzyczeć, bo już nie wytrzymał. - I ty mówisz o profesjonalizmie drużyny i awansie do Pro Touru?! Zostawiając chłopaka, który zdobył koszulkę lidera na drugim najważniejszym dla ciebie wyścigu w kalendarzu na pastwę cholernego losu?! Jesteś żałosny, Crowley! Jesteś zakompleksionym dupkiem bez serca i nikim więcej! Żal mi ciebie!

- Uważaj na słowa, Winchester - ostrzegł Crowley, wstając i stając naprzeciwko Deana.

- Potraktowałeś nas jak śmieci, więc mam prawo być wściekły! 

- Sami się o to prosiliście.

Dean parsknął.

- Pieprz się, Crowley.

- Dzięki, ale samemu to żadna przyjemność, a teraz nie bardzo mam z kim. W przeciwieństwie do ciebie. Mam nadzieję, że skoro już pieprzysz się z Novakiem, to przynajmniej jesteś na dole, bo za dużo pyskujesz.

W całej restauracji zapadła głucha cisza. Dean wycofał się o krok. Miał dość. Miał cholernie dość tego dnia. 

Czuł jak wszyscy się na niego patrzą, słyszą jak zaczynają szeptać. Pokręcił głową i z trudem powstrzymał łzy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo w tym momencie żałuję, że byłem wobec ciebie szczery i lojalny - powiedział cicho Dean, cofając się o kolejny krok. - Zabieram Casa i jedziemy do mnie. Nie wiem czy jutro wystartujemy, chociaż znając ciebie i tak nas wycofasz z wyścigu - parsknął, po czym wybiegł z restauracji.

- Dean! - usłyszał za sobą głos Charlie, ale zignorował to. Nie chciał z nią teraz rozmawiać. Nie chciał z nikim rozmawiać. Chciał tylko zabrać Casa ze sobą i zaopiekować się nim, a potem zasnąć i zapomnieć o tym przeklętym dniu.

Novak momentalnie przyciągnął Deana do siebie i objął go mocno, próbując go uspokoić.

- Co tam się stało? - spytał Cas.

- Proszę, chodźmy stąd - powiedział błagalnie Dean, wyrywając się z objęć Novaka, biorąc swój plecak i ruszając w stronę wyjścia.Cas wziął swoje rzeczy i ruszył za nim.

- Gdzie idziemy?

- Do mnie - odparł Dean.

- A nasze bagaże?

- Poproszę Benny'ego lub Charlie, żeby nam je rano podwieźli. Najważniejsze rzeczy mamy u mnie, więc sobie poradzimy - odparł, po czym podszedł do pierwszej lepszej taksówki. - Jest pan wolny? - spytał po francusku.

- Tak - odparł taksówkarz.

Dean podał mu swój adres, pytając czy może ich tam zawieść, a gdy mężczyzna się zgodził, wsiedli do taksówki i ruszyli w stronę domu.

Winchester ujrzał w lusterku biegnącą w ich stronę Charlie, ale niczego sobie z tego nie zrobił. Wiedział, że przyjaciółka będzie na niego zła, ale on naprawdę nie chciał teraz z nią rozmawiać - nie miał na to czasu, ani siły. Potrzebował odpocząć od tego wszystkiego. Chciał już po prostu wrócić do domu. 

Położył głowę na ramieniu Casa i pozwolił łzom płynąć. Czuł się słaby, bezwartościowy. Ten sport niegdyś był dla niego wszystkim, a teraz? Nawet nie miał ochoty wsiadać jutro na rower. 

- Shhh - powiedział cicho Cas. - Chcesz powiedzieć co tam się stało?

- Powiedział o nas - wyszeptał Dean, bo nawet nie było go stać na głośniejsze mówienie. - Przy wszystkich. Wie cała drużyna, wiedzą Maertens-Can i Team Rallen. Oprócz tego jakieś przypadkowe osoby i... ja mam dość, Cas.

- Jak to powiedział wszystkim?! - spytał zszokowany Novak.

- Jego pytaj! - krzyknął załamany w jego ramię. 

Cas przytulił go mocniej i pocałował po głowie, gładząc po plecach.

- Poradzimy sobie - zapewnił go. - Cokolwiek się nie stanie, poradzimy sobie.

N/A

Okej, próbuję z jeszcze jednym rozdziałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro